Rozdział 10

244 17 5
                                    

Jest mi zimno. Zimny powiew wiatru otula moje ciało. Niespodziewany powiew zimnego powietrza, przyprawia moją skórę o gęsią skórkę. Leniwie otwieram oczy. Przenoszę ręce na moje zaspane powieki. Przecieram zaspane oczy, żeby szybciej się rozbudzić. Po przetarciu powiek, przenoszę jedną rękę na drugą stronę łóżka w poszukiwaniu bruneta. Jednak po zetknięciu się z zimną powierzchnią rozumiałam, że Dominica nie ma w łóżku od dłuższego czasu.

Postanowiłam położyć się dalej spać. Podciągam kołdrę na moje ciało i wtulam się w ciepłą pierzynę.

***

Przekręcam się na drugi bok. Wiercę się po łóżku od jakiejś dobrej godziny. Nie jestem w stanie zasnąć.

Czemu?

Nie wiem. Może od samotności którą odczuwam w łóżku, albo cierpię na bezsenność. Zdecydowanie jest to opcja numer jeden. Nie wiem ile jeszcze bym się tu męczyła, ale już nie zasnę. W dodatku zaschło mi w gardle.

Leniwie ściągam ciepłe okrycie i wstaje na równe nogi. Sięgnęłam po krótki satynowy szlafrok koloru czarnego z fotela tuż obok łóżka. Podchodzę do drzwi i je otwieram. Wolnym krokiem idę w stronę kuchni. Zanim jednak doszłam do schodów. Zerkam przez okno. Na podjeździe widzę dużą liczbę czarnych samochodów. Każdy pojazd jest z wyższej półki.

Bez dłuższego przeciągania po prostu schodzę na dół. Wszędzie panuje mrok. Naciskam jeden włącznik aby zapalić światło. Po korytarzu rozchodzi się jasność. Przechodząc przez pomieszczenie rozglądam się po pokojach po bokach. Wszędzie nie widać ani jednej żywej duszy a ciemnica roznosi się po całych pokojach.

Kiedy dochodzę do kuchni podchodzę do szafki i wyciągam szklankę. Następnie sięgam po dzbanek wody, który przechylam i nalewam ciecz do szkła. Przykładam szkło do warg i wypijam wszystko na jednym wdechu. Odkładam naczynie na marmurowy blat. Zanim zdążyłam się obrócić w stronę wyjścia aby wyjść zostaję przyciśnięta do blatu.

Pierwsza myśl to była, że to Dominic.

Do moich nozdrzy dochodzi zapach jakiś mocnych perfum z połączeniem papierosów. Zapach ten jest dla mnie obcy. Gdy próbuję zrozumieć co się dzieje czuję pocałunki na moim karku. Działają na mnie rozpraszająco. Zabuża mój tok myślenia. Bez namysłu opieram się o ciało za mną i odchylam głową do tyłu aby udostępnić dostęp. Pocałunki składane na mojej szyi przenoszą się w okolice mojego ucha.

-Zaraz cię tak zerżnę, że nie będziesz w stanie usiąść na swojej seksownej dupci.- zachrypnięty głos który słyszę przyprawia mnie o ciarki. Ten głos nie należy do bruneta. Ten dźwięk jest dla mnie obcy, nieznany.

Zaczynam się wiercić. Podejmuję próbę uwolnienia się. Jednak to nic nie daje. Jest za silny.

-Uspokój się.- warczy do mojego ucha. Jego jedna ręka wędruje do paska od zapięcia szlafroka. Sprawnym ruchem zsuwa ze mnie czarny materiał. A ja zostaję w samej czarnej koronkowej bieliźnie. Zaczyna zdejmować mi jedno ramiączko od stanika. Ponawiam próbę wydostania się. Wiercę się. Próbuję odepchnąć go.

Mężczyzna żeby mnie uspokoić zabiera swoją rękę od drugiego ramiączka a przenosi na moją kobiecość. To powoduje zwiększoną we mnie siłę.

-Zostaw mnie!- zaczynam krzyczeć. Ten w odpowiedzi wsadza rękę w moje figi. Jego palce przenoszą się na moją cipkę. Żółć podchodzi mi do gardła. Chce mi się wymiotować. Jego dotyk jest obrzydliwy.

Łzy same z siebie zaczynają mi lecieć. Strumieniami spływają po moich policzkach. Dochodzi jeszcze do tego moje wycie. Prośby o zaprzestanie czynności. Jednak on nic sobie z tego nie robi. Zanurza pierwszy palec we mnie a potem dodaje drugi. Zaczyna poruszać się w moim środku. Obrzydzenie do mnie narasta z chwili na chwile.

-Zostaw! Ja nie chcę!- moje odczucia są nie do opisania.

-Proszę, nie rób tego...- mój szloch nakręca mojego oprawcę jeszcze bardziej. A ja i tak łudzę się że mnie zostawi.

Nie nie nie nie...

Koszmar znowu powraca. Tak jak kiedyś.

Jestem bezsilna.

Nie jestem już w stanie nic zrobić.

Tracę kontrolę nad moim ciałem. Moje ciało staje się wiotkie.

Poddaje się.

Mój napastnik kładzie mnie na blacie. Zaczyna dobierać się do moich fig. Zsuwa ze mnie materiał.

Łzy lecą z zdwojoną siłą.

Gdy słyszę dźwięk rozsuwanego rozporka. Serce mi staje. Wiem co się zaraz stanie.

Zaciskam powieki najmocniej jak potrafię. Chcę żeby zrobił to szybko i mnie zostawił.

Nic się nie dzieje.

Słyszę krzyk.

-Zajebię ciebie chuju!- krzyk rozniósł się po całym pomieszczeniu. Poznaję ten głos.

To on.

Czy to mój ratunek?

Przychodzi z ratunkiem?

Kiedy napastnik zostaje odciągnięty ode mnie bezsilna opadam na kafelki w kuchni. Podciągam nogi do klatki piersiowej i obejmuje je rękoma. Chcę się schować przed całym światem. Nie chcę tu być. Obraz zaczyna mi się zamazywać.

Naglę podskakuję od dźwięku wystrzału.

Nic już do mnie nie dociera.

-Skarbie...- słyszę ten zachrypnięty głos, który za każdym razem koi mnie. Jednak nie dziś. Próbuję mnie przytulić. Jednak ja odskakuję od niego jak popażona.

-Skarbie, to ja.- znowu się do mnie zbliża.

-Nie dotykaj mnie! - krzyczę.

-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze.- w ekspresowym tempie znajduje się przy mnie. Zanim jestem w stanie coś zrobić. Czuję ukłucie w szyję.

-To ci pomoże. Odpoczywaj skarbie.- tylko tyle słyszę. Potem tracę świadomość. Zapada ciemność. Cicha i spokojna.

------------------------------------------

Trochę się porobiło.

Szczerze, ciężki był ten rozdział.

Więcej chyba nie muszę mówić.

Do następnego!

Dangerous GameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz