Rozdział 11

281 15 2
                                    

POV: Dominic

Emocje powoli odchodziły. Jednak wystarczy żebym przypomniał sobie obraz, który ujrzałem w kuchni - Biance leżącą na blacie, płakającą i wołającą o litość, a nad nią Edoardo, który już rozsunął rozporek i już dobierający się do niej od tyłu. Po tym jak go od niej odciągnąłem emocje mnie poniosły i postrzeliłem go. Jednak nie śmiertelnie. Nim się zajmę po powrocie. Nie dam mu odejść szybko i bezboleśnie. Zasługuje na cierpienie. Długą i bolesną śmierć.

Jednak widok upadającej kobiety na kafelki w kuchni rozdzierał moje serce na milionowe kawałeczki. Jak się owinęła rękoma szczelnie, żeby się ukryć przed całym światem. To jak chciałem ją przytulić i powiedzieć jej że jest już wszystko dobrze. A ona odskoczyła ode mnie jak poparzona. Była w cholerę wystraszona. Jak by mnie nie poznała. Trzęsła się i szlochała. Wtedy uznałem że najlepszym wyjściem jest jej pomóc inaczej.

-Carlo daj mi strzykawkę usypiającą.- powiedziałem spokojnie, jednak w środku odczuwam panikę.

Teraz patrzę na spokojne ciało Bianci, które leży w łóżku na pokładzie samolotu. Małe wakacje się przydadzą.

Nie mam pojęcia jak będzie się zachowywać jak się wybudzi. Mogę się domyśleć, że oberwie mi się za uśpienie jej. Jednak to wszystko dla jej dobra.

Przechylam szklankę i dopijam resztki whisky. Odstawiam szkło na stoliki obok fotela i podnoszę się z siedziska. W drodze do łóżka pozbywa się zbędnych ubrań, a zostaję w samych bokserkach. Kładę się obok mojej kobiety. Przyciągam jej ciało do mojego i się wtulam. Zaciągam się jej cudownym zapachem. I pozwalam na odpłynięcie w krainę odpoczynku.

***

POV: Bianca

Niezmierny ból głowy wybudza mnie ze snu. Otwieram zaspane oczy. Ból głowy jest koszmarny. Po chwili uświadamiam sobie, że nie jestem w swoim łóżku. Rozglądam się po pomieszczeniu w którym się znajduję. Ściany w beżu, tak jak lubię. Drewniana komoda. Wielki pikowany fotek, a tuż obok niewielki stoliczek z szklanką. Niewielkie okna z widokiem na niebo.

Chwila niebo?!

Gdy próbuje opuścić łóżko coś mnie powstrzymuje. Dopiero teraz odczuwam ciepło, które mnie otula i wielką rękę na moim brzuchu. A plecy mam przyciśnięte do gołego torsu. A zapach jest mi bardzo dobrze znany. Ta wspaniała woń. Jest cholernie uzależniająca.

Sprytnym sposobem obkręcam Dominica na plecy i siadam na nim okrakiem. Pochylam się nad brunetem i składam pocałunek na jego ustach. Mokrymi pocałunkami schodzę na jego odkryty obojczyk. Podnoszę wzrok na jego twarz, ale nie zaprzestaję poczynaniom. Po chwili widzę jego cudowny uśmiech. Otwiera swoje zaspane oczy i na mnie patrzy obdarowywująć szczerym uśmiechem. Ja sama zaczynam się uśmiechać. Brunet podciąga mnie do góry i łączy nasze usta w pełen pożądania pocałunek. Nasze języki tańczą erotyczny taniec. Jedną z swoich dłoni układam na policzku mężczyzny, a drugą na jego włosach. Całujemy się bez chwili oddechu. Dominic swoje dłonie układa na moich pośladkach. Które jak zawsze ściska, a spomiędzy moich warg wydostaje się ciche jęknięcie.

Jednak nagle do mnie docierają wspomnienia z ostatniej nocy. Raptownie odsuwam się od Dominica. Moje oczy momentalnie zachodzą łzami. Sceny w kuchni zaczynają mnie przytłaczać. To jak zaczął mnie rozbierać, to jak wsadził we mnie swoje palce. Jego teksty. Mój płacz i błagania. To jak mnie położył na blacie. Dźwięk rozporka.

Próbuje powstrzymać płacz jednak wszystko idzie na marne. Łzy lecą same z siebie. Niczym wodospad.

-Skarbie...- mówi zmartwionym głosem. Czuję jego zapach coraz bliżej. Nagle na moim ramieniu odczuwam ciężar ciężkiej ręki.

Dangerous GameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz