Rozdział 5

147 6 2
                                    

Na pokładzie było tłoczno, stado spoconych wpadających na siebie mężczyzn, westchnęłam z ciężkim sercem.
Stanęłam lekko na uboczu nie pakując się w śmierdzący tłum, co chwilę przechodził mnie dreszcz, zabiłabym za ciepłą kąpiel. Brakowało mi gorącej wody, miłego czystego ręcznika a nawet służącej która, tak nieudolnie czesała moje włosy. Po dłuższej chwili wrzawa jakby ustała a na czele stanął kapitan, Jack zdjął z głowy kapelusz przyłożył go do piersi i zaczął
-Dziś przywitał nas piękny dzień na Tortudze Panowie!- donośny krzyk wydarł się z jego ust, jego brązowe oczy wbiły się we mnie z zakłopotaniem
-No i Pani oczywiście- dodał w pośpiechu zaczynając już kolejne zdanie, przewróciłam oczami. Wzrok paru członków załogi zwrócił się w moją stronę
-Tak więc dziś będziemy pić, jeść, palić i robić inne nie moralne rzeczy!- po tych słowach Sparrowa podniosły się owacje. Mój Boże, myślałam że Jack nie może powiedzieć tylu zenujacych mnie rzeczy w ciągu jednego dnia. Wśród hałasu oklasków udało mi się usłyszeć głośne wezwanie
-Na Ląd!- okrzyk kapitana był niemal stłumiony, cała załoga rzuciła się biegiem do burty i jeden po drugim zjeżdżali po linach, bądź ci bardziej cywilizowani jak Gibbs używali drabinek. Czekałam nadal aż pokład opustoszeje. W końcu zostałam sama, kolejny głęboki wdech. Leniwym krokiem kierowałam się do burty gdy nagle usłyszałam że ktoś akompaniuje mi głośnym gwizdaniem. Odwróciłam się nerwowo i rozejrzałam, Jack przyglądał mi się spod opuszczonego kapelusza.
-Kapitan zawsze schodzi ostatni- powiedział patrząc dokładnie na każdy mój ruch. Sama nie mam pojęcia dlaczego poczułam że moją twarz zalewa rumieniec, żeby to ukryć spuściłam głowę dość nisko
-nie wiedziałam- żałośnie się wytłumaczyłam, brzmiałam jak zbite szczenię. Kroki stawały się coraz głośniejsze aż poczułam na sobie cień mężczyzny, wciąż nie podnosiłam wzroku. Czemu bałam się Jacka, może dlatego że był nieobliczalny nie miałam pojęcia co ma w głowie czy jakąkolwiek krzywda nie spotka mnie z jego rąk, tyle wątpliwości aż nagle poczułam ciepły dotyk na dłoni. Kapitan ujął moją rękę, podniosłam nieco wzrok a moje oczy spotkały się z jego spojrzeniem, był tak blisko. Nie byłam w stanie nawet drgnąć jakby coś mnie sparaliżowało. Te oczy, były ciemne jak najczarniejsza noc ale mimo to bił z nich blask. Niezręczna cisza została przerwana jego niskim głosem
-pomogę Ci zejść bo jak mniemam nie masz na codzień takich atrakcji- znowu brzmiał normalnie, zupełnie jakby jego popisy i wygibasy były tylko iluzją, byłam pewna że zapytał mnie spokojnie bez nadzwyczajnych gestów. Podniosłam głowę nieco wyżej starając się zachować resztki dumy, które nie upadły mi gdy się płaszczyłam przed kapitanem.
- Dziękuję bardzo, Jack...- mocno zaakcentowałam jego imię mimo że kazał się do siebie zwracać tytułem, na to tylko uśmiechnął się szarmancko i kiwając głową z dezaprobatą powiedział
-Masz szczęście że jesteśmy sami, inaczej to by było spoufalanie się- ciągle z uśmiechem na ustach chwycił mnie mocno w talii, nie zdążyłam nawet protestować jak już zjeżdżaliśmy po linie na którą bezmyślnie się rzucił, cofałam w głowie myśl że Sparrow miewa przebłyski normalności.
Poczułam grunt pod nogami, serce kołatało się w mojej piersi, nie sądziłam że kawałek plaży może dać tyle radości ale jak widać wartości potrafią się zmieniać zależnie od sytuacji. Stałam jak wryta rozglądając się dookoła, błękitnie niebo i ostre promienie słońca przyciągały mój wzrok na tyle że nie patrzyłam na to co zaczęło mnie otaczać. Po dłuższej chwili ciszy i mojego zachwytu lądem wysiliłam się na opuszczenie głowy, dłonią przysłaniałam rażący blask z nieba. Przede mną rozpozcierała się plaża, biały piaszczysty brzeg sprawiający wrażenie dziewiczego. W cieniu niedalekich palm dostrzegłam załogę, stali i śmiali się głośno ale hałas zdawał mi się ledwo słyszalny, byłam zbyt zajęta tymi wszystkimi odczuciami, które uderzyły we mnie po stanięciu na lądzie.
-na co czekamy?- Jack wpatrywał się we mnie pytająco. Zupełnie zapomniałam o wszystkim, dopiero jego głos sprowadził mnie na ziemię i uderzył pięścią rzeczywistości prosto w twarz. Wzdrygnelam się, przenosząc nieprzytomne spojrzenie na kapitana powiedziałam pewnie
- Na nic.- ruszyłam naprzód, czułam się jak w transie jakby wszystko co mnie otaczało było snem nie mogłam odzyskać spokoju odkąd tylko poczułam piasek pod nogami, przyśpieszałam kroku mimo oporu, który stawiała piaszczysta plaża. Czułam że natłok myśli huczy mi w głowie, słońce jakby raniło moje oczy chciałam iść coraz szybciej i szybciej, ostry ból głowy przeszył mnie na wskroś. Ciemność ogarnęła moje pole widzenia czułam jak nogi odmówiły posłuszeństwa.

Deeper than you want || ☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz