Rozdział 18

105 2 0
                                    

Cisza zdawała się trwać całe wieki, absolutna rozpacz nie zmącona nawet najmniejszym dźwiękiem. Tuląc martwe ciało Kapitana z trudem brałam każdy kolejny oddech, szczerze mówiąc nie miałam nawet ochoty go brać.
-kochanie..- zimny znajomy dotyk na ramieniu wyrwał mnie z oceanu rozpaczy. Podniosłam głowę ze wzrokiem pełnym bólu i nienawiści. Matka wpatrywała się we mnie zapłakanymi oczami
-To twoja wina, tylko twoja oddaj mi go- wysyczałam z bólem który łamał głos
-Kochanie wiesz że nie mam takiej mocy- po tych słowach gwałtownie poderwałam się na równe nogi. Myśl która uderzyła we mnie z całą siłą wykiełkowała z ogromną prędkością.
-Ty nie masz, ale ja będę mieć- rzucając te słowa rzuciłam się biegiem do ołtarza, nim ktokolwiek zdążył zaprotestować trzymałam już pierścień w dłoni.
-Meredith nie waż się to może cię zabić, nie stracę cię znowu- wykrzyczała matka biegnąc w moją stronę.
Sekundę trwało wsunięcie go na palec, metal sam zacisnął się wokół niego jakby dopasowując swój rozmiar. Nastąpiła chwila ciszy absolutnej nikt nie wypuścił nawet powietrza z ust. Zakręciło mi się w głowie, upadłam na kolana czując dziwne mrowienie w całym ciele. Zdezorientowana spojrzałam na swoje dłonie, czysta śnieżnobiała skóra, kątem oka spostrzegłam że moje włosy również przybrały barwę bieli, złapałam jeden kosmyk upewniając się że wzrok mnie nie myli. Czułam jakby wszystko docierało do mnie dokładniej, miałam wrażenie że widzę wszystko i że mogę zajrzeć tam gdzie chcę, również słuch mógł wychwycić dźwięki, które wcześniej skutecznie mi umykały. Zamrugałam oczami z niedowierzaniem, wewnętrznie czułam że wiem co powinnam robić mimo iż nawet w swoich najśmielszych wyobrażeniach nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji. Załoga patrzyła na mnie w ciszy a jedyne co dobiegało do mnie to łomot ich serc, słyszałam również miarowy oddech mamy stojącej w bezruchu z grymasem żalu na twarzy. Pewnym krokiem ruszyłam w kierunku Kapitana, którego ciało trzymał opłakujący go Joshamee. Spojrzał na mnie wzrokiem pozbawionym jakiegokolwiek wyrazu, nie zamierzałam stać bezczynnie. Uklękłam przy Kapitanie po czym mocno chwyciłam sterczącą z jego klatki rękojeść sztyletu wyrywając go z ogromną siłą, metal głucho uderzył o posadzkę. Rana nie krwawiła co znaczyło ze Jack na dobre jest już po drugiej stronie. Zacisnęłam mocno pięść po czym całą swoją energię skupiłam na pierścieniu licząc na to że w mojej głowie samo wyklaruje się co powinnam zrobić dalej. Nie pomyliłam się wiele.
-pomyśl swoje życzenie- nieznajomy głos rozbrzmiał w mojej głowie, nauczona wcześniejszymi doświadczeniami nie zamierzałam go zignorować. Głęboki wdech, wydech, po czym intensywnie myślałam o tym czego pragnę najbardziej. Zamknęłam oczy aby nic nie było w stanie mnie rozproszyć. Umysł przywoływał Jacka, takiego jakiego pamiętałam obrazy zmieniały się tak szybko że ciężko było mi dostrzegać szczegóły, błagałam w myślach o powrót jego duszy z krainy zmarłych i wtedy to zobaczyłam. Rzeka w podziemiach, i Jack stojący na jej brzegu. Taflę wody przecinała tratwa, na której stał on.... postać znana każdemu, stworzenie kojarzone od wieków ze śmiercią dzierżące w ręku kosę. Ponury żniwiarz zbliżał się po Sparrowa. Poczułam przypływ adrenaliny jak nigdy, czułam się tam tak realnie iż miałam wrażenie że mogę ingerować w całą sytuację.
-On wraca ze mną, dostał drugą szansę- krzyknęłam w kierunku Śmierci, postać odwróciła się w moją stronę i w ułamku sekundy z tratwy na wodzie zjawiła się tuż przed moją twarzą, mimo to stałam nie wzruszona wpatrując się w trupie oblicze. Ziejące pustką oczy świdrowały mnie na wskroś.
-Możesz odwlekać nasze spotkanie ale nie możesz go uniknąć, każdy z was trafia do mnie, ta namiastka mocy, którą masz na palcu to tylko oszustwo. Zabieraj go więc i żyj w iluzji tego że możesz ze mną walczyć. Będę tu czekał na ciebie- Żniwiarz oznajmił ponuro po czym rozpłynął się w powietrzu. Zszokowana stałam chwilę bez ruchu po czym pędem wyrwałam w stronę Kapitana. Stojący na brzegu Jack jakby w jednym momencie oprzytomniał, wlepił we mnie zszokowane spojrzenienie.
-Co ty tu robisz? Ciebie też zabiła?- zapytał przyglądając mi się ze smutkiem. Łzy zalśniły w jego oczach. Uśmiechnęłam się gorzko
-żyję w przeciwieństwie do ciebie, choć ze mną wracamy na górę- wyciągnęłam do niego dłoń. Kapitan spojrzał na nią po czym westchnął głośno
-Moje życie nie jest warte tego abyś ty poświęciła swoje- ujął moją rękę. Zamknęłam oczy czując zewsząd otaczające mnie, migające światła zwieńczone nagłym wstrząsem ciała, który zmusił mnie do otwarcia powiek. Nadal klęczałam przy ciele Jacka jednak tym razem to on mocno trzymał moją dłoń. Przeniosłam spojrzenie na jego twarz. Brązowe oczy wpatrywały się we mnie z niedowierzaniem, zaśmiałam się histerycznie.
-Jack!- wykrzyknął Gibbs rzucając mu się na szyję.
-Umknęło Ci Kapitan przed słowem "Jack"- oznajmił Sparrow odwzajemniając uścisk. Odsunęłam się i wstając powoli podeszłam do mojej matki, który jako jedyna nie była teraz w euforii, zapłakana ocierała kolejne strumienie łez. Popatrzyła na mnie z żalem po czym mocno mnie objęła
-wybacz mi dziecko od początku byłam najgorszą matką- oznajmiła.
-moja mam czeka na mnie w Port Royal, ja dla ciebie jestem tylko kluczem do wolności ale w tym momencie ci ją zwracam- patrzyłam na nią nie czując nic prócz żalu, kobieta ponownie załkała głośno. Ujęłam jej dłoń po czym patrząc jej w oczy oznajmiłam
-Teraz ja jestem skazana na nieśmiertelność, zabieram Ci to ciało a twoją duszę odsyłam do nowego- jak powiedziałam tak się stało, ciało mojej matki zaczęło zmieniać się w proch i w przeciągu momentu zniknęła absolutnie a popiół po niej leżał u moich stóp. Jedyne co zostało to małe, iskrzące się na biało światełko, łuna zwana przez nas duszą.
-Niech twój duch znajdzie nowe ciało, to twoja ostatania szansa aby przeżyć jedno życie- oznajmiłam po czym blask rozproszył się. Westchnęłam ciężko, spoglądając na swoją dłoń. Nieśmiertelność to najgorsza kara jaką mogłam na siebie ściągnąć ale czego człowiek nie robi z miłości, teraz to wiem kocham go i zawsze będę. Patrzyłam na załogę obejmującą swojego kapitana i wiedziałam że postąpiłam słusznie, bo cóż to byłby za świat bez tak wybitnego pirata. Rozejrzałam się dookoła, więc to teraz będzie mój dom, zupełnie sama pod tonami wody. Łza spłynęła mi po policzku na myśl że tu kończy się moja przygoda. -Mamo, tato przepraszam za wszystko i wybaczcie mi że nie wrócę- Powoli zaczęłam się oddalać myśląc że to koniec. Gigantyczny wstrząs sprawił że świątynia zadrżała, rozejrzałam się nerwowo po czym wybiegłam z niej na dziedziniec a tuż za mną załoga Czarnej Perły.
-idą po ciebie- ponownie głos rozbrzmiał w mojej głowie powodując przeszywający ból czaszki. Woda dookoła nas zaczęła się pienić i tworzyć wiry, patrzyłam na to wszystko, spodziewając się dosłownie każdej możliwej opcji, bynajmniej tak mi się zdawało.
Mimo tego iż myślałam że widziałam wiele to widok ogromniej bestii wysokiej tak że aby spojrzeć w  jej mordę musiałam wysoko zadrzeć głowę. Ciało człowieka pokryte siatką dobrze widocznych mięśni wieńczone było przez głowę pokrytą mackami, patrzyłam z niedowierzaniem. Monstrum ostrzepało z siebie nadmiar wody, w której było zanurzone do pasa. Musiał być niesamowicie wielki skoro tylko połowa jego ciała była zanurzona. Czerwone ślepia zaczęły rozglądać się dookoła. Głośno przełknęłam ślinę, słysząc za sobą szmery załogi odwróciłam się powoli. Gibbs robił właśnie znak krzyża patrząc wprost na bestię, Tia Dalma patrzyła na mnie roztrzęsionym wzrokiem.
-na to się nie pisałam- pomyślałam po czym odwróciłam się w stronę kreatury.
Oprócz szumu wzburzonych fal i obrzydliwego mlaskania macek potwora nie było słychać nic. Łomot mojego serca zagłuszał skutecznie każdy inny dźwięk.
-Gdzie jest strażnik, nie ma go pośród was- głos bestii wyrwał mnie z zadumy, głęboki i donośny uderzył we mnie niczym grom z jasnego nieba. Zadrżałam lekko spoglądając kątem oka na pierścień połyskujący na moim palcu, głos potwora sprawił że ziemia pod stopami poruszyła się. Biorąc głęboki wdech zrobiłam krok naprzód
-Mylisz się, stoję tutaj!- wrzasnęłam z nadzieją że krzyk dotrze na samą górę, widocznie tak się stało bo czerwone ślepia właśnie wpatrywały się we mnie. Stworzenie gwałtowanie się pochyliło powodując kolejny wstrząs który zachwiał moją równowagę, słyszałam że parę osób z załogi upadło ale nie miałam zamiaru się odwracać, bałam się co może się wydarzyć gdy spuszczę z niego wzrok. Ogromny łeb był dosłownie na wyciagnenie mojej dłoni, ślepia wertowały właśnie moją duszę a ten paskudy odgłos obślizgłych macek przyprawiał mnie o mdłości.
-użyłaś mocy Pierścienia żeby ściągnąć tu ten pomiot?- zapytał stwór patrząc na Jacka, który uśmiechnął się drętwo.
-tak- powiedziałam nie siląc się na kłamstwo bo Stworzenie ewidentnie czytało myśli. Nasze spojrzenia ponownie się spotkały, stałam nieugięcie patrząc w jego oczy. Zacisnęłam szczenkę tak mocno iż wydała z siebie cichy trzask.
-Matka nie powiedziała Ci iż zakładając ten pierścień ściągniesz mnie tutaj?- zapytał a drobne krople wody z jego macek opadły na moją twarz, otarłam się ostentacyjnie
-Tak się składa że nie zdążyła z resztą to była szybka decyzja, a kim ty jesteś?- Zacisnęłam dłonie w pięść
-To ja zatopiłem to miejsce wieki temu, Atlantom ciężko było odebrać ten skarb za to ty nie będziesz żadną przeszkodą, twoja matka nie była tak głupia aby go założyć i opuścić świętą ziemię Sanktuarium- mówiąc to bestia wyciągnęła dłoń i z wielką siłą uderzyła w świątynię, która w parę sekund stała się prochem. Podskoczyłam na ten widok przerażona, załoga rozpierzchła się we wszystkie kąty gdy potwór zmieniał pozostałości ścian w proch.
-Meredith myślę że powinniśmy wiać- usłyszałam głos Sparrowa po czym gwałtownie pociągnął mnie za rękę, spojrzałam na niego roztrzęsiona
-wy uciekajcie, jemu chodzi o pierścień. Zostanę tu przecież na wodzie się przed nim nie schronię- oznajmiłam z nutą rozpaczy w głosie
-Wymyślimy coś, Perła to najszybszy okręt jest szansa- ściskał mocno moją rękę
-Jack nie po to wracałam po ciebie w zaświaty żeby iść tam poraz drugi, uciekajcie proszę, nie macie z nim szans- łza spłynęła po moim policzku
-Ty też nie masz- oznajmił poirytowany.
Nie miałam siły spierać się z nim widząc na horyzoncie daleko zacumowaną Perłę nie zostawił mi wyboru. Przyciągnęłam go do siebie ostatni raz namiętnie całując. Myśląc tylko o tym aby te same macki które mnie tu wciągnęły porwały ich na statek.
-Nie walczcie z tym, to dla waszego dobra!- krzyknęłam widząc jak wyłaniające się zewsząd pędy łapią członków załogi i ponad wodą ciągną ich na statek. Wzrok Jacka który wzmagał się przed powrotem na pokład złamał mi serce niestety nie mogłam nic zrobić. Musiałam ich ratować nie mogli zginąć przez moją głupotę.
Ponad tonami prochu świątyni Górowała bestia przyglądająca mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy aby po chwili jego głos przerwał ciszę
-bardzo to szlachetne jak na człowieka- oznajmił z udawanym uznaniem
-Jeśli chcesz pierścień to będziesz musiał zabrać go z moich zimnych martwych rąk- oznajmiłam wściekle, nie miałam pojęcia czy umiem na tyle panować nad reliktem ani jak na prawdę działa, wszystko robiła ze mnie intuicja i wewnętrzne przekonanie iż postępuje dobrze.
-chociaż jakieś wsparcie by się przydało- wymamrotałam do siebie pod nosem.
Absolutna pustka w głowie, nie wiedząc co zrobić starałam się pozbierać do kupy ale ciągłe skrajne emocje bardzo mi to utrudniały. Nie miałam nic do stracenia, wzięłam głęboki oddech po czym zrobiłam jedyne co wpadło mi do głowy. Zamknęłam oczy próbując się uspokoić
-No dobrze, nie mam pojęcia jak z ciebie korzystać ale na razie dobrze się rozumiemy więc błagam, proszę wyślij mi jakieś wsparcie- wyszeptałam pocierając pierścień. Usłyszałam śmiech bestii tuż nad sobą
-głupia, to tak nie działa, pierścień nie spełnia życzeń tylko...- zdanie urwało się, z wody po obu stronach w górę wzbiły się olbrzymie smoki morskie, błękitne łuski lśniły w słońcu, unoszące się na potężnych błoniastych skrzydłach ruszyły w stronę bestii, niedowierzając spojrzałam na pierścień
-chyba jednak to tak działa- rzuciłam pół żartem.
  Potężne ciosy spadały na ciało monstrum, które w szoku cofnęło się o parę kroków. Łapiąc równowagę pochwyciło za łeb jednego ze smoków, który z piskiem próbował się oswobodzić, bestia biorąc gigantyczny zamach nabiła go na jedną z ostrych wież, zwierzę zgięło się w bolesnych konwulsijach i niemalże widziałam jak ulatuje z niego życie. Wzdrygnęłam się na ten widok. Bałam się że zaraz mój drugi towarzysz skończy tak samo. Milion myśli kołatało się we mnie powodując zawroty głowy, mimo walki drugi ze smoków również poległ. Rozwścieczony stwór zmierzał po mnie, westchnęłam głęboko widząc że wraz z nim zbliża się mój koniec. Pierścień powinien mieć ktoś kto potrafi wykorzystać jego moc a nie taka osoba jak ja, odwróciłam się widząc Perłę bardzo daleko za sobą po czym uśmiechnęłam się gorzko. Myśl o tym czego nigdy już nie powiem Jackowi spowodowała falę bólu zalewającą moje ciało. Nagle poczułam jak odrywam się od ziemmii Potwór trzymał mnie na wysokości swojego wzroku. Odwróciłam powoli głowę i spojrzałam mu głęboko w oczy
-jesteś najgorszym strażnikiem- oznajmił zanosząc się złowieszczym śmiechem. Nawet mnie to nie zabolało bo zdawałam sobie z tego sprawę doskonale.
-Najgorszym na pewno ale jedynym który poświęci wszystko- oznajmiłam myśląc o tym żeby pierścień zniknął z powierzchni ziemii zabierając ze sobą wszystko aby nikt już nigdy go nie dotknął, aby legendy to jedyne co po nim zostało. Oślepiający snop światła wyrwał się ku niebu i w ułamku sekundy wszystko wybuchło, prysnęło jak wielka bańka, jedyne co pamiętam to zszokowane spojrzenie stwora którego ciało eksplodowało na milion malutkich kawałków. Ogromny huk, piski i wrzaski miliona głosów rozsadzały mi czaszkę. Spojrzałam na swoje dłonie, rozsypywały się jakbym była z popiołu, czułam że znikam i nie było sensu z tym walczyć. Zamknęłam zmęczone oczy, było już po wszystkim.

Deeper than you want || ☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz