Rozdział 16

157 8 7
                                    

Półmrok, w którym ciepłe światło świecy otulało postać Kapitana. Jack stał na przeciw mnie nadal trzymając kompas. Mocny zarys jego kości policzkowych w tym nikłym blasku zdawał mi się jeszcze głębszy. Powoli rozprzestrzeniająca się fala gorąca zalewała moje ciało na samą myśl o jego obecności. Sparrow bez słowa wyjaśnienia rozpiął swoją kamizelkę rzucając ją niedbale na siedzenie za nim, biała wymięta koszula spoczywała luźno na jego barkach, zarys mięśni klatki piersiowej widoczny był nawet przez materiał. Ciężko mi było oderwać wzrok na myśl o jego ciele skrytym pod tym ubraniem, przypomniałam sobie wszystkie chwile kiedy widziałam choć skrawek jego  mięśni przeozdobionymi tatuażami.
-Jesteś przystojny, wcześniej jakoś mi to umknęło- wypaliłam bez chwili zastanowienia, już w momencie kończenia tej jakże potrzebnej wypowiedzi miałam ochotę sama wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy, co za wstyd.
-Takiego komplementu nigdy jeszcze nie słyszałem, przyznaję- zaśmiał się, po czym położył gorąca dłoń na moim policzku lekko go gładząc. Przymknęłam oczy, było mi tak cudownie kiedy czułam na sobie jego dotyk. Zrobiłam krok w jego kierunku chcąc być jak najbliżej. Spojrzałam mu głęboko w oczy i poczułam że całe to uczucie zażenowania, lęku oraz nieśmiałości opuściło moje ciało pozwalając mi wreszcie przejąć kontrolę nad samą sobą. Dotknęłam jego klatki piersiowej, miarowe oddechy mężczyzny poruszały nią delikatnie, powoli zsunęłam moją rękę. Jack głośno przełknęł ślinę, spojrzał w dół po czym zobaczyłam tylko jego uśmiech i kiwanie głową z niedowierzaniem.
-Meredith, czy mógłbym cię o coś prosić?- zapytał lekko ochrypniętym głosem, wbił we mnie wzrok oczekując odpowiedzi. Bez chwili wahania odpowiedziałam
-Jeśli tylko czegoś potrzebujesz...- nie dokończyłam zdania, Sparrow uciszył mnie namiętnym pocałunkiem. Jego język bez jakiegokolwiek problemu spotkał się z moim, splatając w erotyczym doznaniu jakiego na próżno było szukać w mojej przeszłości. Uczucie pożądania rozpaliło moje ciało w jednej sekundzie, gwałtownie chwyciłam jego koszulę po czy zaczęłam ją rozpinać do końca. Sparrow oderwał się odemnie i chwytając mocno moją szyję spojrzał mi głęboko w oczy biorąc przy tym łapczywie oddech
-okłam mnie, powiedz że mnie kochasz, powiedz że chcesz być ze mną na zawsze- jego głos drżał, ciężko było mi określić czy na skutek podniecenia czy też przypływu nagłej fali emocji. Zacisnęłam usta wciąż patrząc mu głęboko w oczy starałam się wziąć spokojny oddech, który chamowany był przez emocje jakie odczuwałam całą sobą. Chwilę napiętej ciszy w końcu przerwał mój z trudem wydobyty szept
-Kocham cię Jack Sparrow i będę tu dopóki będziesz mnie potrzebował- rzuciłam mu się na szyję, opierając twarz na jego klatce. Bicie jego serca uspokajało moje myśli. Poczułam dotyk jego dłoni na moich plecach błądzących coraz niżej
-Pragnę cię jak niczego nigdy w swoim parszywym życiu- chwycił mocno moje biodra, głośno wypuściłam oddech czując dreszcz na całym ciele. Znajdowanie jakichkolwiek słów przychodziło mi coraz ciężej gdyż głowę owładnęła myśl o tym jak bardzo chcę oddać się kapitanowi nie bacząc na to czy ktoś uznałby to za niemoralne.
-Jeśli to co mówisz jest prawdą nie będę stała ci na drodze w spełnianiu marzeń- mówiąc to delikatnie odsunęłam się od niego zrzucając z siebie halkę, która była jedynym co zasłaniało moje nagie ciało. Usta Jacka zadrżały na mój widok nie pozostawiając mi złudzeń że tym razem jest szczery jak nigdy dotąd.
-Nie chciałem się nigdy zakochać ale już za późno- skwitował zrzucając z siebie koszulę. Mięśnie jego torsu wyglądały tak seksownie, moje wyobrażenia o nagim ciele kapitana zostały nagle wyrwane z mojego umysłu, w momencie gdy jego spodnie znalazły się na ziemii. Był uosobieniem męskości, wysoki, nie przesadnie umięśniony z nieidelnymi tatuażami oraz bliznami jeszcze bardziej zapierał dech. Dosłownie w ułamku sekundy znalazł się tuż przy mnie, nasze nagie rozgrzane ciała ocierały się o siebie, Sparrow namiętnie całował mój dekolt, schodząc czule coraz niżej. Rodzaj pocałunków jakich nie da się opisać słowami, które sprawiają że nogi zaczynają się uginać. Podniósł mnie ku górze, ja natomiast bez namysłu oplotłam nogi wokół jego ciała. Jego zarost drapał moją skórę ale mówiąc że mnie to nie podniecało skłamałabym. Kapitan był moją najdzikszą fantazją, prawdziwy mężczyzna którego można porządać całym ciałem. Ułożył mnie na łóżku na wznak. Kręciło mi się w głowie od tych emocji, język Jacka błądził po moim brzuchu, jęknęłam głośno wbijając paznokcie w jego bark. Nawet w praktycznej ciemności mignął mi jego pewny siebie uśmiech. Impuls przeszył mnie na wskroś. Poderwałam się z miejsca po czym używając większości moich sił przewróciłam kapitana na plecy, siedząc na nim spojrzałam mu głęboko w oczy z uśmiechem mówiąc
-Być może jesteś Kapitanem ale pozwól że ja chwilowo obejmę stery- na dźwięk tych słów mężczyzna widocznie jeszcze bardziej się podniecił. Przygryzłam delikatnie wargi, po czym zsuwając się niżej zaczęłam całować jego brzuch, mięśnie Sparrowa napinały się z każdym bardziej namiętnym pocałunkiem napędzając jeszcze bardziej moją machinę pożądania. Delikatnie ugryzłam jego biodro, Jack jęknął cicho od razu zasłaniając usta dłonią. Czyżby próbował udawać że tak nie jest?
Zastanawianie się w tej chwili było dla mnie zbędne. Przeniosłam swój głodny jego ciała wzrok na interes, który każdy mężczyzna w swoim życiu ceni najbardziej. Kapitan był przykładem faceta, którego ogromna pewność siebie kryła jeszcze większe jej zasoby w spodniach. Dłoń Jacka delikatnie pogładziła moje włosy, wysunęłam język i delikatnie przesunęłam nim po najbardziej wrażliwej części Sparrowa.
Głośny dźwięk wypuszczanego z głębi płuc powietrza wypełnił kajutę.
-Myślałem że takie panny jak ty brzydzą się tak niemoralnymi zachowaniami- oznajmił wlepiając we mnie oczy iskrzące się jak płomień, którego próżno gasić.
-Im bardziej wymagasz od kogoś czystości umysłu tym bardziej brudny on się staje Jack...- wyszeptałam, biorąc go do ust.
Sparrow niemal usiadł z wrażenia, całe jego ciało przeszedł wstrząs powodowany moimi ustami w jego kroczu. Hamowanie się nie miało już najmniejszego sensu, jest tylko tu i teraz. Namiętne lizanie z czasem przerodziło się w pełne zaangażowania ssanie, czując w ustach jego smak i ciągłe pulsowanie w akompaniamencie jęków kapitana, który już przestał udawać, konsekwentnie zmoczyło moje uda.
-Stop! Meredith przestań- mężczyzna wykrztusił z siebie z ogromnym trudem. Spojrzał na mnie błądzącymi oczami.
-Musisz na mnie uważać bo teraz jestem tykającą bombą- kąciki jego ust powędrowały ku górze.
-Połóż się na brzuchu- nakazał delikatnie całując moją dłoń. Bez chwili wahania wykonałam polecenie, nigdy w życiu nie czułam tak palącego ognia wewnątrz mnie. Będąc na skraju szaleństwa poczułam jego usta przy moim uchu, był nademną, wspierał się na rękach ale mimo to czułam jego gorące ciało.
-Unieś biodra- delikatnie przygryzł moje ucho. Tego było już zbyt wiele czułam jak ociekam podniecaniem, które tylko on mógł zabrać aby mnie nie zabiło.
Gorąca dłoń Jacka dotknęła moich pośladków zsuwając się niżej. Usłyszałam jego cichy śmiech, z kategorii tych zadowolonych.
-Widzę że nie tylko ja jestem podniecony- oznajmił, to było ostatnie co usłyszałam z jego ust nie zdążyłam nawet odpowiedzieć kiedy mężczyzna włożył we mnie swoje przyrodzenie. Niemalże wrzasnęłam, uczucie niewysłowionej rozkoszy odbierało mi zmysły. Zaczęłam głośno dyszeć, próbując wyrównać swój oddech ale wtedy Jack pchnął go jeszcze głębiej. Złapałam z całej siły prześcieradło zębami wydając przy tym stłumiony pisk. Każdy ruch Sparrowa od nowa pobudzał moje zmysły, przygniótł mnie ciężarem swojego ciała nie pozwalając mi się ruszyć,  jego biodra wciąż pracowały dość szybko doprowadzając mnie na skraj szaleństwa. Przerwał nagle i ponownie zanim zdążyłam zareagować obrócił mnie na plecy i zarzucając sobie moje nogi na barki wszedł ponownie. Ta pozycja sprawiała że czułam go jeszcze mocniej, miałam wrażenie że krzyczę w niebogłosy. Sparrow przyłożył swoją dłoń do moich ust aby stłumić ten wrzask. Podniecona zaczęłam lekko gryźć jego rękę. Nagle Kapitan przerwał
-przestań proszę lizać moją dłoń bo zaraz dojdę- zdyszany oznajmił wlepiając we mnie wzrok. Powstrzymywałam się z całych sił. Starałam się również nie wydawać dzięków, które obudziłyby całą załogę. Nagle poczułam ten znajomy cudowny ucisk między moimi nogami, z podniecenia odchyliłam głowę w tył co widocznie dało znak mężczyźnie. Sparrow zaczął dodatkowo masować moje krocze. Uczucie, którego nie można opisać to że powiedziałabym że było mi dobrze brzmi jakby nie powiedzieć nic. Nigdy,  przenigdy w życiu nie czułam się w ten sposób. Całe ciało przeszły dreszcze, szklanymi oczami spojrzałam na górującego nademną kapitana z ogromnym trudem między jękami wydukałam
-Jack, dochodzę..- urwałam zdanie wydając przy tym głośny pisk. Fala gorąca, nieopisanej ulgi i diabeł wie czego jeszcze rozerwała mnie na milion kawałków. Ręce z całej siły wbiłam w tors Jacka zostawiając paznokciami krwawy ślad.
Myślałam że nie da się już zrobić nic lepszego kiedy Sparrow wyjął go i doszedł na mój biust. Skończyliśmy razem. Podniosłam wzrok na zdyszanego Jacka.
Mężczyzna uśmiechnął się z widoczną ulgą.
-dziękuję- wyszeptał.

    Obudziłam się w nocy, zasnęliśmy wtuleni w siebie całkiem nago. Uśmiechnęłam się pod nosem po czym delikatnie aby nie budząc Sparrowa wyślizgnęłam się z łóżka. Czułam ogromne pragnienie ale nie musiałam długo myśleć żeby dojść do wniosku iż w kajucie kapitana woda pitna może byc towarem deficytowym. Zniesmaczona westchnęłam tylko po czym podniosłam z podłogi koszulę Jacka, raczej nikogo o tej godzinie nie spotkam, pomyślałam. Zarzuciłam na siebie ubranie, zapinając je niedbale po czym na palcach podeszłam do drzwi. Parę skrzypnięc desek nie obudziło mojego towarzysza, wywnioskowałam z ulgą. Rozejrzałam się po pokładzie, był całkowicie pusty, patrząc na niebo będące jeszcze kompletnie czarne niebo nie dziwiłam się absolutnie z całą pewnością załoga smacznie spała. Chłodne, wilgotne deski pokładu, które czułam pod stopami lekko mnie obrzydziły, wzdrygnęłam się więc gwałtownie. Spokojnie zaczęłam kierować się w stronę beczek z wodą po drugiej stronie, ustawionych wzdłuż lewej burty. Już miałam wyciągnąć dłoń aby ująć blaszany kubek gdy nagle ciszę przeszył czyjś głos
-No proszę proszę, związek kwitnie- Tom zaskoczył sprawnie z masztu, serce omal mi nie stanęło, nie pomyślałam żeby spojrzeć w górę z resztą dlaczego ktoś miałby tam w nocy u licha siedzieć.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz- nerwowo złapałam naczyne po czym nabrałam wody z beczki.
-Fascynujące że tak piękna kobieta jak ty może być tak głupia- roześmiał się w sposób, który uderzył mnie z całej siły w serce. Zacisnęłam zęby odliczając sekuny w głowie starając się w ten sposób uspokoić narastającą frustrację
-Możesz dać mi spokój? To nie twoja sprawa. Daj mi żyć moim życiem- usiłowałam brzmieć jak najbardziej obojętnie.
-Czemu miałbym ci go dać? Ty już nie jesteś moim interesem ale za to pierścień już tak- oparł się o burtę.
Zamurowało mnie w głowie od razu zabrzmiały słowa z mojej wizji o tym że pierścień ma zweryfikować moich bliskich. Czyżby Tom jako pierwszy dał się opętać gorączce skarbu? Podejrzliwie na niego spojrzałam po czym zrobiłam krok wstecz
-Wiesz w zasadzie to potrzebna jest twoja krew a nie ty Meredith, krew przecież mógłbym przechować a ciebie wywalić za burtę- głos mężczyzny znacznie się obniżył. Przeszły mnie ciarki, przecież on taki nie był. Tom którego znałam to zupełnie inna osoba
-Dobrze się czujesz?- wyszeptałam przerażona.
-Bardzo- w ciemności jego oczy rozbłysły czerwienią. Wrzasnęłam głośno i rzuciłam się biegiem do ucieczki z przerażeniem stwierdziłam iż mężczyzna ruszył w pogoń. Spanikowana dorwałam tylnej burty niemal przez nią nie wypadając. Stąd nie było ucieczki na Boga przecież to okręt. Odwróciłam się gwałtownie w stronę napastnika. Mężczyzna pojawił się jakby znikąd wyrastając tuż przed moją twarzą, krzyknęłam rozpaczliwie w akcie desperacji zdzierając gardło. Tom wyglądał przerażająco, trupio blady, przekrwione oczy, które nadal płonęły czerwienią nie wyglądał nawet jak człowiek. Chwilę ciszy przerwały jego lodowate dłonie oplatające moją szyję, zrobił to z taką siłą iż miałam wrażenie że moje nogi właśnie oderwały się od ziemii. Próba krzyku skończyła się jedynie bezsilnym bulgotem w moim miażdżonym gardle, łapczywie próbowałam wziąść oddech niestety uścisk to uniemożliwiał. Powoli czułam coraz większe zmęczenie i ból zgniatanej krtani miotałam się usiłując poluzować jego uchwyt dłońmi ale wciąż słabłam. Powietrze już nie docierało do moich płuc a świadomość całkiem się rozmyła. Nagle boleśnie upadłam na deski Tom puścił mnie gwałtownie a moje nogi nie były w stanie mnie utrzymać. Kaszlałam zwijając się z bólu z ogromnym wysiłkiem podniosłam wzrok. Jack Sparrow stał nad leżącym u jego stóp Tomem dzierżąc w ręku resztę szkła z rozbitej na jego głowie butelki. Obraz wciąż był nieco zamazany a każdy wdech brałam z wysiłkiem
-Meredith nic ci się nie stało- Kapitan klęknął przy mnie poprawiając przy tym swoją koszulę, która wzniosła się przy upadku ukazując stanowczo za dużo.
-Okryj się- to mówiąc zdjął swój płaszcz i zarzucił go na moje plecy, nadal nie mogłam wydusić słowa jedyne po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Jack wziął mnie na ręce bez większego problemu objęłam jego szyję dając sobie pomóc. Spokojnym krokiem wracał do kajuty oglądając się co jakiś czas za siebie, jego uścisk nadal był tak mocny i gorący jak parę godzin wcześniej. Oddychanie szło mi coraz płynniej toteż starałam się nabrać coraz więcej powietrza. Wchodząc do kajuty kapitana Sparrow udał się ze mną w stronę łóżka, położył mnie po czym zabrał płaszcz, który błyskawicznie ubrał. Szybkim ruchem przykrył mnie i położył swoją dłoń na moim policzku
- z koszuli rozliczmy się później, zaraz przyślę tu Dalmę. Sama nigdzie się nie ruszaj to jest rozkaz Kapitana.- oznajmił nie czekając nawet na moją odpowiedź zniknął w akompaniamencie trzasku drzwi.

Deeper than you want || ☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz