Rozdział 15

117 6 6
                                    

-cała naprzód i błagajcie żeby ta łajba się nie rozpadła- wrzask Jacka przedzierał się wśród wrzawy na pokładzie, rzucane non stop rozkazy dobiegające od strony steru jakimś cudem były słyszalne i wykonywane z prędkością, którą ciężko było mi pojąć.
Mimo to statki wroga zbliżały się do nas, zacisnęłam pięści czując jak moje dłonie pokrywają się potem, ciarki na plecach opanowywały powoli całe ciało. Jerzy dał nam szansę na ucieczkę ale na pewno nie przyznał się że miał z tym cokolwiek wspólnego dlatego nie był w stanie zatrzymać pościgu. Łzy napływały mi do oczu, zabiją nas. Słowa kapitana docierały do mnie jak z drugiego końca świata
-Wszystko do wody, odetnijcie cały balast, szalupy wszystko niech idzie na dno!- kapitan wydał rozkaz i po chwili ciszy dało słyszeć się już tylko pęd załogi, stałam na środku pokładu nieporadna nie mając pojęcia co robić. Widok zbliżającego się wroga wcale się nie oddalał
-Jack to nie Perła nie uda nam się- Gibbs spocony wydarł się w stronę kapitana I niestety miał rację okręt już niemal się z nami równał
-Kapitanie Francuzi szykują działa- krzyk kogoś z tłumu sprawił że nogi się pode mną ugięły, szansa na to że spocznę na dnie była ogromna. Wstrzymałam oddech zaciskając przy tym zęby. Nagle moje źrenice gwałtownie się poszerzyły, uderzyło mnie to jak grom z jasnego nieba. Wyrwałam pędem w stronę Gibbsa nie czekając na żadną reakcję chwyciłam jego szpadę, mężczyzna odwrócił się gwałtownie i zanim zdążył wydać z siebie jakikolwiek krzyk zacisnęłam dłoń na ostrzu, nieprzyjemny kłujący ból przerywanej skóry wydał się dużo bardziej znośny w przypływie strachu, który mnie teraz napędzał. Rzuciłam szpadę i pędem wystawiłam dłoń za burtę a struga mojej krwi spadła do wody, miałam wrażenie że wszystko na chwilę zwolniło z zaciśniętymi zębami czekałam na cokolwiek. Gibbs spojrzał na mnie pytająco, ja natomiast nerwowo patrzyłam w toń wody. Nic się nie stało, absolutnie nic.
Francuzi byli już na równi z nami
-Przygotować działa i strzelać!- doszło naszych uszu z sąsiedniego okrętu. Jack próbował zwiększyć dystans między statkami ale szanse na wyjście z tego były znikome.
Działa celowały prosto w nas, huk wystrzału był tak głośny że upadłam na deski słysząc ich trzask. Łzy spływały mi po policzkach z trudem podniosłam się z kolan z drugiej strony również dogonił nas wróg, za parę sekund będziemy na dnie.
-Jack to koniec!- wrzasął Tom. Cisza na pokładzie była nie do zniesienia, wszyscy odliczali do zakończenia tego starcia i każdy z nas wiedział że widzimy się tu poraz ostatni. Zapłakana spojrzałam na Sparrowa, który twardo obejmował st.er, nie dopuszczał do siebie myśli że to jego ostatni kapitański rejs że ostatni raz jest Kapitanem Jackiem Sparrowem.
-Strzelać na mój rozkaz!- okrzyk Francuzów mających posłać nas na dno piekieł nie był do wytrzymania. Zamknęłam oczy szykując się na najgorsze.
Wrzask rozdzierający serce zdawał mi się być bardzo blisko jednak nie na naszym pokładzie, zwróciłam oczy ku hałasowi a moje serce się zatrzymało.
Wielkie, ogromne cielsko czegoś co wyglądało jak szara masa właśnie spadało na statek wroga.
-wieloryb..- Joshamee wyszeptał z niedowierzaniem, po czym gwałtownie zwrócił się ku drugiej burcie i na naszych oczach z głębin wyłoniło się w całej okazałości zwierzę rzucajace się wprost na podkład Francuzów nie pozostawiając im cienia możliwości na wyjście z tego cało, fragmenty rozrywanych przez olbrzymy okrętów latały dookoła nas niczym ogromne płatki śniegu.
-Nie wierzę- Tom rozglądał się dookoła a ton jego głosu był podniesiony. Wrzawa przeszła przez pokład wszyscy patrzyliśmy na siebie pytająco a do mnie powoli docierało co właśnie się wydarzyło, spojrzałam na swoją skaleczoną dłoń po czym przycisnęłam ją do serca.
-Dziękuję- wyszeptałam pod nosem.
-Cała naprzód, jakoś się dowleczemy- słowa Kapitana obudziły nas wszystkich z tej trwającej w nieskończoność ciszy. Spokojnie płynęliśmy naprzód. Chwyciłam suknię i pobiegałam na koniec okrętu, za nami nie było już śladu Francuzów, resztki okrętów unoszące się na wodzie wyglądały jak malutka wysepka.
Spojrzałam na wodę dostrzegając tam ruch, jak na zawołanie w jednym momencie z wody wyskoczyły dwa ogromne wieloryby, po czym runęły na powrót w toń ocenanu. Odetchnęłam z ulgą podnosząc zapłakaną twarz ku niebu.
Perła była już na horyzoncie, z minuty na minutę coraz bliższa. Kapitan bez słowa trzymał ster.
-kotwice w dół i szykujecie się do przejścia, to rozkaz Kapitana- krzyknął Joshamee patrząc tylko w kierunku Jacka, ten pokiwał jedynie potakująco. Chwyciłam suknię i powoli powłóczyam się do przodu, długie deski oparte o burtę były na tyle długie że stanowiły most do Perły z daleka widziałam na statku resztę załogi, Tia machała na przywitanie, smutno odwzajemniłam gest. Pokład opustoszał w przeciągu paru chwil
-Choć pomogę Ci- Sparrow nie czekając na odpowiedź ujął moją dłoń. Ciepło ogarnęło moje ciało, mimowolnie się uśmiechnęłam.
Mężczyzna jakimś cudem szedł tyłem po desce nie tracąc przy tym równowagi trzymając mnie za obie ręce.
-Nie patrz w dół bo zakręci Ci się w głowie- nakazał bez emocji nawet się przy tym nie uśmiechając. Postanowiłam dać mu czas na powrót do bycia sobą, po takiej sytuacji to normalne że jako kapitan jest przejęty.
Kiedy tylko moje stopy spoczęły na pokładzie Czarnej perły odetchnęłam z ulgą, obejrzałam się na Jacka ale wyparował pewnie był już przy sterach, westchnęłam ciężko.

Deeper than you want || ☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz