*rzuca rozdziałem jak teczką dokumentów*
Jeśli chcecie mi się oświadczyć, możecie zrobić to teraz.
Tylko [_] potrafiła rozchorować się w środku lata. I choć niewiele mogła na to poradzić, była na siebie zwyczajnie zła. Nie dlatego, że była piękna pogoda (bo w jej mniemaniu wcale taka nie była) a ona musiała siedzieć w domu z katarem, chrypą i bólem głowy, a dlatego, że omijały ją spotkania Toman, na których coraz bardziej jej zależało oraz, co okropne, nie potrafiła znaleźć w sobie siły i chęci, by przeczytać jakąkolwiek książkę. Przez to czuła się winna i miała wyrzuty sumienia, czego nie ukrywała, będąc dzisiaj jeszcze bardziej opryskliwa niż zazwyczaj. Całe szczęście mogła zwalić to na chorobę, co nie było do końca kłamstwem, bo choć nie było bezpośrednią przyczyną, stanowiło składową ciągu przyczynowo skutkowego.
— Nakarmić Cię? — spytał.
— Ręce mam jeszcze kurwa sprawne — burknęła. Czekała przez moment, aż Draken zruga ją za kalanie języka. On jednak tylko się uśmiechnął i położył na jej kolanach tacę z pełnym talerzem zupy, a sam usiadł na łóżku obok. Wzięła do ust pierwszą łyżkę. Była ciepła, ale nie gorąca. Nie przegrzał jej. To dobrze, bo inaczej musiałaby niepotrzebnie się męczyć, dmuchając, by ostygła. Ewentualnie do tej czynności wykorzystałaby winnego temu nastolatka. Wróć, to byłoby zbyt zawstydzające.
— Do tej pory myślałem, że grasz, ale teraz widzę, że złośliwość to twoja cecha wrodzona.
Draken miał rację. Złośliwość konstytuowała jej osobowość. Była jej pryncypialnym fragmentem. Przynajmniej tak chciała, by myślał on i wszyscy inni. Tak było łatwiej. Ukrywanie się za maską złośliwości było tak proste i wygodne.
— Czasem odnoszę wrażenie, że nie masz własnego życia — rzuciła, mając na myśli to, że chłopak siedzi tu z nią, zamiast zająć się czymkolwiek innym, choćby minimalnie bardziej interesującym. Oddała mu pusty talerz, a Ryuguji wstał, by odnieść go na biurko. — Albo po prostu go nie lubisz — dodała po chwili namysłu.
Ken uniósł jedną brew.
— A ty lubisz swoje życie? — spytał stojąc przy meblu. To pytanie zdało się dziewczynie być tak prywatne i bezpośrednie, że aż ją zamurowało.
— Zdarza mi się myśleć, że go nie nienawidzę — rzuciła unikając jego spojrzenia, a chłopak niespodziewanie prychnął.
— Nie wierzę, że powiedziałaś coś tak smutnego na głos.
Wywróciła oczami. Ostatnio coraz częściej, dodała w myślach.
Nagle do drzwi pokoju otworzyły się, a ona ujrzała w nich swojego brata wraz z Mikey'em. Niższy uśmiechnął się w dziwny, niecodzienny dla siebie sposób, a Takemitchy zarumienił, jakby zastał ich w co najmniej dwuznacznej sytuacji. Zgromiła go za to wzrokiem.
CZYTASZ
𝙒𝙀 𝘼𝙍𝙀 𝙒𝙀𝘼𝙆 [draken x reader]
Fanfic"- Nawet nie wiesz, Takemitchy, jak bardzo mam sobie za złe to, że w porę nie zauważyłem jej cierpienia - wyszeptał Draken. - Gdybym tylko wiedział... - Nie obwiniaj się za to. Ona okłamała nas wszystkich. - Odwrócił wzrok. Przypomniał sobie jej su...