Leże na pierdolonym przedpokoju, nie czuje kompletnie żadnych emocji, powinienem chyba być smutny, ale jest mi to obojętne. Minęła chyba godzina od czasu kiedy wyszedł Eddie a ja nadal tu leżę. Nie wiem kiedy ktokolwiek wróci do domu. W sumie mogę tak leżeć, nikt mi nie zabroni. Ciekawe ile jeszcze tak będę leżeć. Słyszę dźwięki ulicy i śpiewające ptaki. Przez uchylone okno wpada odrobina powietrza, które gładzi moją skórę. Chyba zaczyna do mnie docierać co odpierdalałem cały ten czas. Jestem ciężarem dla wszystkich od zawsze. Podnoszę się i idę do toalety. Kręci mi się w głowie, ale postanowiłem że pora to skończyć.
Jestem już w toalecie. Przez moją głowę przepływa tak wiele myśli że nie wiem co napisać. Okej muszę się ogarnąć i zrobić to co mam zrobić. Przylazłem tu żeby wyeliminować raz na zawsze problem mojej mamy, taty, siostry, moich przyjaciół, Eddiego...
Eddiego...
I mój problem, w sumie to też moich nauczycieli i ludzi z klasy. Pewnie każdego z nich wkurwiam na maksa...
Eddie...tak bardzo cię przepraszam. Kocham cię, ale chyba nie potrafię kochać żeby nie ranić. Chyba jestem jebanym egoistą.
Okej skup się Tozier na tym co masz do zrobienia i chociaż raz w życiu zrób coś pożytecznego dla swoich bliskich. Nie wiem czy pisać list. Czy to ma sens żebym zostawiał kolejne gówno po sobie na tej planecie?
Chyba nie.
Jestem do dupy.
Wyciągam z szafki żyletkę i paczkę leków nasennych. Patrze w lustro na kogoś kto niszczy życie wszystkich dookoła. Jestem żałosny. To co robię to najlepsze co mogę zrobić dla siebie i dla innych.
Łykam 8 tabletek bo lubię liczby parzyste. Popijam wodą z kranu żeby nie było zbyt luksusowo że niby z butelki.
Tak bardzo Nienawidzę siebie.
Biorę żyletkę do ręki. Kurwa Richie chociaż to załatw raz a dobrze. Nacinam, głęboko i głębiej.
-auć!- syknąłem.
To ironiczne ha ha.
Nacinam kolejny kawałek skóry i kolejny. Zaczęło kręcić mi się w głowie więc siadam na ziemi. Jest zimna. Zimne mokre kafelki powodują że czuję ogromną satysfakcje z całej sytuacji. Tak mi głupio że zawiodłem Eddiego. Zawiodłem każdego.
-Kocham cie Eddie- nawet nie wiem po co mówię to na głos. Chyba chce żeby zostało to ostatni raz powiedziane.
Nienawidzę siebie za to że zawsze psuje wszystko. Zniszczyłem relacje z osobą która mnie kochała. Z jedyną osobą która mnie kochała, rozumiała, wspierała i nie oceniała. Eddie był pierwszą osobą która pokazała mi co to miłość. Dziękuję mu za to.
Jestem mu wdzięczny i przepraszam go tak bardzo mi przykro że mnie spotkał.
Kurwa czuję się coraz dziwniej, kręci mi się w głowie. Słyszę coś. Jakby ktoś wchodził do domu.
-Jesteśmy Richie- głos mojej matki rozniósł siè po mieszkaniu. Mam nadzieję że znajdzie mnie mój ojciec. On zasłużył na to.
Widze coraz gorzej. Przewróciłem się na podłogę. Nie wiem co się dzieję. Ktoś dobiera się do drzwi. Słyszę jak woła moje imię, to chyba moja siostra, ale nie jestem pewien. Cały dywanik jest krwi, tylko to jestem w stanie dostrzec. Widzę chwile. Widzę obrazy z mojego życia gdy tylko mrugnę. Ktoś otworzył drzwi.
Nie wiem kto nic już nie słyszę i nie widzę.
Przepraszam...-Mamo...- wyszeptała Natalie - Mamooo!!!!- krzyknęła i wybuchła płaczem, rykiem. Na podłodze leży martwy Richie. Krew leje się strumieniem. Podłoga jest cała w niej umazana. Matka Richiego przybiega.
-Kurwa- szepcze i wybucha płaczem. Ucieka z toalety kiedy Natalie dalej patrzy na ciało młodszego brata. Matka dzwoni na numer alarmowy....
-Przykro mi- Ratownik medyczny patrzy na rodzinę i mówi ze skruchą. Ręką pokazuje aby inny ratownik podał mu czarny worek.
-Nie nie nie- zaczyna szeptać- nie Nie nieNIE NIE RICHIEEEE!!!!- szept matki przechodzi w krzyk, wrzask. Kobieta wyrywa się do ciała syna , mąż ją przytrzymuje. Natalie stoi i patrzy jak ratownicy pakują jej jedynego brata do worka. Na umywalce leży żyletka której użył i tabletki, lekarze pakują je do woreczka. Wynoszą ciało z toalety i mieszkania.....
Kilka dni później
....
-Dzień dobry, jak Eddie się trzyma- mówi Matka Richiego ze łzami w ochach, stojąc u progu domu Kaspbark'ów.
-wejdź- mówi Sonia, wygląda na bardzo przygnębioną.
-nie jadł nic od 4 dni...- zaczyna- mało rozmawia, ale jeśli chcesz możesz spróbować go o coś zapytać- dodała i zaprowadziła matkę Richa do pokoju Eddiego.
*puk* *puk*
Kobieta wchodzi do pokoju. Na łożku widzi zawiniętego pod kołdrą chłopca. Siada na skrawku łóżka.
-Cześć Eddie- przywitała się. Chłopiec otworzył oczy, usiadł i przytulił kobietę. Pachniała jak Richie, nawet trochę go przypominała, też była bardzo szczupła i miała ciemne włosy.
- tak mi przykro- szepnęła
-przepraszam- jęknął chłopiec i wybuchł płaczem. Miał wrażenie że to przez niego Richie się zabił.
-Słońce, czemu przepraszasz!?- zapytała matka richiego.
Nie usłyszała odpowiedzi...______________________________
To chyba na tyle
Dziękuje wam za czytanie tego
Bye
CZYTASZ
LOVE EVERYTHING YOU DO...||Reddie
FanficRichie zmagający się z problemami psychicznymi i problemami w rodzinie, od dawna podkochuje się w przyjacielu, czy Eddie odwzajemnia jego uczucia? Jak chłopak poradzi sobie z nową sytuacją? Tw:18+ Tw: sh Tw:ed Tw:przemoc