#2

213 15 8
                                    

I Tak dotarłam do domu..... 

W domu na mnie czekali wszyscy domownicy. Postanowiłam że jutro pójdę z Archerem, a następnego z Judi. Z Archerem tak prowizorycznie ponieważ wiem że temu psychopacie chodziło właśnie o niego. Przy okazji pokażę mu że nie warto się bać i w razie czego samoobrony gdyby poszedł z Zoe,  a to by go spotkało. Postanowiłam że mu nie powiem o tym, a powiem mu podczas podróży. 

Poszłam do kuchni gdzie jak zawsze było zebranie wszystkich co chyba było oczywiste. Oparłam się o blat kuchenny i jak gdyby nigdy nic zapytałam się jak poszła ich wyprawa.

 - Jak było na waszej wyprawie? Znaleźliście coś? - zapytałam 

- Nie, wygląda na to że tamten teren jest czysty.  - Odparł spokojnie brunet.

- Noooom - dodała blondynka rozciągając się przy tym.

- Podział na jutro  : Judi z Zoe, Archer ze mną. - odparłam obojętnie 

W końcu się dowiem dlaczego się na mnie patrzy jak na jakieś Ufo a co gorsza mordercę.Wygląda na to że boi się mnie za każdym razem gdy tylko spojrzę na niego i się uśmiechnę. Wtedy wydaje się być spłoszony, wystraszony. No cóż skoro tu utknęliśmy razem to musimy się jakoś zaprzyjaźnić.  Szczerze wiem że szanse na to że przeżyjemy są skrajnie przy zerze ale warto próbować. Może przydarzy nam się jakiś cud i przeżyjemy. Wiem, że brzmi to optymistycznie.... Ale naprawdę w to wierzę. 

- Okej! - wszyscy jak jeden mąż wykrzyknęli. 

- Wszelkie pytania zadajemy chwilę przed zbiórką, jasne? - rzuciłam sucho.

- spoko - jedynie odpowiedziała Zoe.

- O 20 obiado-kolacja. jest 17: 23, macie 2 godziny i 37 minut dla siebie. - powiedziałam

Wszyscy wszyli z kuchni. Zostałam sama z jedzeniem i moimi myślami. Do czego ja w ogóle się martwię jutrem, skoro jutra może nie być.  Automatycznie wzruszyłam  ramionami.  Postanowiłam ugotować Spagetti. Upięłam włosy w wysokiego koka, co było trochę trudne ale się udało. ( MIAŁA GUMKI DO WŁOSÓW) . Wzięłam potrzebne składniki do zrobienia potrawy i zaczęłam ją robić. Gdy już skończyłam była godzina 19:56. Jeszcze 4 minuty do zaplanowanej obiado-kolacji. Nagle moim oczom ukazała się Judi. Blondynka podeszła do mnie i popatrzyła się na mnie z dołu.  Jej jasne oczy przeszyły mnie na wylot. Nie mogłam rozpoznać po jej twarzy żadnej emocji. Chwilę tak trwał kontakt wzrokowy aż się uśmiechnęła i powiedziała :

- Pomóc ci  nakładać jedzenie? 

- Jakbyś była tak miła... - wskazałam na talerze, co dało jej jasno do myślenia aby przygotowała je. 

- Tak właściwie to ładnie ci w koku. - powiedziała trochę zarumieniona. 

 - Dziękuję, jak naczynia? - spytałam obojętnie.

- Już gotowe. 

Nagle Zoe i Archer się zjawili. W porę. Wybiła równo godzina 8 wieczorem. Każdy usiadł przy stole i rozpoczął jedzenie własnej porcji. Pod czas obiado-kolacji nikt się do siebie nie odezwał. Judi siedziała  z widocznym rumieńcem na twarzy i grzebała widelcem po swoim spagetti. Ja już zjadłam, odłożyłam talerz do zlewu po czym go umyłam. 

- Idę do swojego pokoju, jak skończycie jeść proszę powtórzcie tą samą procedurę co ja. - rzuciłam przelotnie po czym napięcie poszłam, a raczej pobiegłam  do ,,mojego pokoju''. Czułam się niezręcznie po tym co powiedziała mi Judi. Nie na co dzień dostaję komplementy, więc było to dla mnie swego rodzaju dziwne. Postanowiłam nie zastanawiać się więcej na tym a wręcz skupić się na jutrzejszym kolejnym spotkaniu z Jeffem. Skoro dziś obalił mnie to nie wiem co mam zrobić by jutro nie przestraszył Archera tak jak dziś mnie. Coś wymyślę. A gdyby udać że odchodzę i zostawić Archera samego, po czym następnie gdy on go zaatakuje to zaatakować z zaskoczenia? Miałoby to sens gdybym była nie możliwa to usłyszenia i zauważenia. Gorzej jeżeli się nie uda. Wtedy oboje możemy mieć przekichane, ale ryzyk fizyk.... poza tym ten kto nie próbuje nigdy nie dojdzie do celu.... racja?

To były moje myśli przez cały czas. Nawet nie zauważyłam że już wszyscy poszli spać. Zobaczyłam która jest godzina. Jest godzina 3:19. Ciekawe czy Jeff dzisiejszej nocy też da jakąś notkę. Te myśli krążyły po mojej głowie podczas udania się do kuchni. W której siedziałam na blacie, w momencie czekania na jakiś znak od Jeffa zaczęłam się zastanawiać, dlaczego on tak właściwie zaczął zabijać. Lecz w tym momencie mi się przypomniał kawałek gazety. W nim było napisane : 

13-nasto letni chłopiec Jeffrey Woods był gnębiony wraz z swoim bratem Liu Woods przez trójkę chłopaków. Pewnego dnia na pewnej imprezie urodzinowej swojego sąsiada ta cała trójka chłopaków zaatakowała Jeffa w skutku którym trafił do szpitala. Było też napisane że jego brat niesłusznie był oskarżony o pobicie owych łobuzów. W zasadzie to nie on, a Jeff. Zrobił to aby jego brat nie poszedł do więzienia. Jakie to urocze. Lecz gdy już Jeff wyszedł ze szpitala a wszyscy byli w domu coś się z nim zadziało. Poszedł do łazienki i wyciął sobie wieczny uśmiech. po tym jakoś tak wyszła reszta morderstw. Które oczywiście zaczęły się od zabójstwa swoich rodziców. Kiedy jednak po 30 minutach rozmyślania nic się nie zadziało postanowiłam wstać i wrócić zrezygnowana do siebie.

Nagle moją drogę przerwał odgłos walenia w szybę. Podbiegłam do okna jak najszybciej mogłam z nadzieją że to Jeff. Nie myliłam się. Zostawił kolejną notkę. Na której było napisane :

Niedługo wszyscy się spotkamy, jeszcze tylko parę dni ~ JTK.

Ucieszyłam się jak nigdy gdy to zobaczyłam. Nie wiem nawet czemu. Ale postanowiłam że nie będę się tym zadręczać. Zgięłam kartkę w pół i schowałam do kieszeni. Spokojnym krokiem ruszyłam do mojego pokoju. Lecz co mogły oznaczać słowa ,,Niedługo się wszyscy spotkamy'' ? Gdzie się spotkamy? Po co? ,,Parę dni'' Czy on daje mi podpowiedź ile jeszcze możliwie pożyjemy? Cóż. Na ten moment nie będę tego rozkminiać. 

Gdy otworzyłam drzwi do mojego pokoju ujrzałam kwiatek na łóżku. Okno było uchylone. Leżała kolejna notka : 

Nie rozmyślaj za dużo. ~ JTK

Byłam przrażona.....

W cieniu ulic - Jeff the KillerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz