Rozdział 1

218 10 0
                                    

Wstałam bardzo wcześnie rano i od razu skierowałam się do kuchni żeby zrobić sobie mocną kawę. Starałam się przy tym jak najmniej hałasować, żeby nie obudzić ojca. Wtedy byłoby niemiło. Po wypiciu napoju, który mnie trochę rozgrzał skierowałam się do łazienki i wzięłam szybki, zimny prysznic. Już całkowicie ożywiona ubrałam się i wspięłam po schodach, żeby obudzić mojego młodszego braciszka. Z tej mojej całej popierdolonej rodziny tylko jego darzę bezgraniczną miłością i dzięki niemu jeszcze tu jestem. Po cichu otworzyłam drzwi do pokoju dziecinnego i usiadłam na skraju jego łóżka. Delikatnie pogłaskałam go po głowie i szepnęłam:

-Hej, śpiochu, czas wstawać.

Po jeszcze kilku próbach budzenia go w końcu wstał przecierając zaspane oczy. Ma dopiero 7 lat więc w większości we wszystkim mu pomagam. Kiedy już wyszykowałam go i zrobiłam kanapki zostało mi tylko dopilnować by cały dotarł do szkoły. Czyli musiałam go tam zaprowadzić. To moja poranna rutyna. Po 30 minutach wróciłam do domu i zamknęłam się w swoim pokoju. Postanowiłam opuścić dzisiaj zajęcia, nie miałam ochoty znów słuchać drwin na mój temat. To chyba nie moja wina jakich mam rodziców, prawda?

-Anna!

Z parteru usłyszałam wściekłe warknięcie mojego ojca. Z duszą na ramieniu zeszłam do kuchni, bo wnioskując z odgłosu tłuczenia szkła, tam właśnie był.

-Tak?- zapytałam nawet na niego nie patrząc.

-Posprzątasz całą kuchnię i zrobisz mi coś do jedzenia, jasne?- warknął patrząc na mnie złowrogo.

-Ale, ja muszę odrobić lekcje i - moją wypowiedź przerwało mocne uderzenie w twarz. Odruchowo złapałam się za policzek, choć byłam już na to przygotowana to do bólu raczej nikt się nie przyzwyczaja. Złapałam szybko torbę z książkami i wybiegłam z domu.

-Jeszcze ci pokażę! Wróć tylko do domu!- usłyszałam jego krzyk, ale nie miałam zamiaru się zawracać tylko biegłam ile sił w nogach. Dobrze, że Chris jest w szkole i nie musiał tego widzieć. Co z tego, że sąsiedzi o wszystkim wiedzą, nikt nie odważy się zaskarżyć biznesmena, który notorycznie wyżywa się na swoich dzieciach. Szkoda, że mamy nie ma z nami. Z tą myślą weszłam do małego sklepiku z gazetami i różnymi gadżetami. Wzięłam gazetę, zapłaciłam i wyszłam. Nie chciałam iść do szkoły, bo ślad na moim policzku robił się co raz bardziej czerwony. Usiadłam na ławce w parku i zaczęłam przeglądać gazetę. Nie było nic ciekawego, ale w pewnym momencie moją uwagę przykuło ogłoszenie, w którym ktoś poszukiwał opiekunki dla chorej kobiety. Serio? Niby potrzebuję pieniędzy, ale sama nie wiem czy podołałabym. Może warto spróbować. Postanowiłam przegryźć tą myśl i pospacerować po mieście dopóki ojciec nie pójdzie do pracy.


***

Do pokoju wpadły pierwsze promienie słońca oświetlając szyby okien, pokryte gęsto rozsianymi kroplami deszczu, pozostałymi po wczorajszej nocnej burzy. Pomieszczenie wypełniło się ostrym światłem, które padało na bladą twarz pogrążonej we śnie kobiety. Oddychała spokojnie, widać było, że jest rozluźniona. Słońce pięło się co raz wyżej i teraz świeciło prosto na jej zamknięte oczy. Kobieta uchyliła lekko powieki, zasłoniła twarz dłonią i powoli usiadła. Przez chwilę siedziała zdezorientowana, ale po kilku sekundach ostrożnie wstała i wsunęła stopy w puchowe kapcie. Zdenerwowana brakiem swojej maskotki rozejrzała się po pokoju, ale nigdzie jej nie było. Okręciła się wokół swojej osi po czym schyliła się by zajrzeć pod łóżko. Zrobiła to z lekką obawą i zauważyła leżącego tam króliczka. Schwyciła go szybko i przycisnęła do piersi. Po upływie kilku minut posadziła go na szafce nocnej, spostrzegając leżące tam tabletki. Chciała je połknąć, ale nie było nic do picia. Wyszła z pokoju i powoli zeszła schodami w dół. W końcu dotarła do kuchni i z zadowoleniem stwierdziła, że nikogo w niej nie ma. Nalała więc do szklanki wody z czajnika i skierowała się z powrotem. Gdy się obróciła zauważyła stojącego w progu mężczyznę, który się do niej uśmiechał. Miał dłuższe, czarne włosy i cudowne niebieskie oczy, ale spojrzenie zimne i przeszywające. Pewnie miał około trzydziestki. Stała przez chwilę w bezruchu obserwując jej współlokatora, który nadal przyjacielsko się do niej uśmiechał. W końcu kobieta również lekko uniosła kąciki ust.

-Zapomniałem dać ci coś do picia, tak?- zapytał patrząc na nią przenikliwie, jakby analizował jej zachowanie.

Kobieta spojrzała na szklankę, którą trzymała w ręce, po czym przeniosła wzrok na mężczyznę i powoli pokiwała głową.

-Przepraszam, na drugi raz będę pamiętał. Jak ci się spało?

-Źle.- wyszeptała.

-Czemu?- zapytał ponownie, zbliżając się do niej.

-Burza.- bąknęła i cofnęła się lekko widząc podchodzącego do niej mężczyznę.

-Ale nie uciekaj, chce cię przytulić.- oznajmił spokojnie z nutką smutku w głosie. Nagle kobieta wyrwała się z otępienia i odpychając lokatora wybiegła z kuchni.

Czarnowłosy usiadł zrezygnowany na krześle i schował twarz w dłoniach. Siedział tak przez kilka minut próbując się uspokoić, po czym podniósł smutne oczy i spojrzał na zdjęcie stojące na parapecie. Kobieta w czerwonej, zwiewnej sukience trzymała za rękę mężczyznę w białej koszuli i uśmiechała się szeroko. Zawsze gdy na nie patrzył stawał się bardziej zrozpaczony i bezsilny.

***

Wpadła do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwi. Podeszła do szafki nocnej, łyknęła dwie tabletki na raz i położyła się na łóżku tuląc do siebie swojego króliczka. Nagle usłyszała kroki i drzwi do jej pokoju się uchyliły. Mężczyzna usiadł obok niej i pogłaskał ją po ramieniu na co ona lekko się wzdrygnęła, ale on nie zamierzał przestać. Przejechał po jej talii i nogach. Kobieta usiadła szybko na łóżku odsuwając się od niego jak najdalej. Dlaczego nie może znieść mojego dotyku?!

-Chcę do mamy.- wyszeptała ściskając króliczka w rękach.

Mężczyzna zdenerwowany do granic możliwości warknął:

-Do jakiej cholernej mamy?! Co się z tobą dzieje? Czemu tak jest, przecież kiedyś było jeszcze normalnie, a teraz.., a teraz zachowujesz się jakbyś postradała zmysły.

Kobieta na te słowa zrobiła wielkie oczy i schowała twarz w dłoniach cicho w nie łkając.

-Przepraszam Rose, nie chciałem ciii, już niedługo pójdziesz do mamy. Już spokojnie cicho.-mruczał przytulając ją do siebie. Chociaż teraz mógł poczuć jej lawendowy zapach przynoszący ukojenie, ale też wszystkie wspomnienia, które dręczyły go od tej pamiętnej chwili. Wiedział, że szanse na powrót do wcześniejszego stanu są znikome więc musiał nacieszyć się tą krótką, ale miłą chwilą.

-Ale kiedy?- zapytała cicho, głaszcząc jego plecy.

-Niedługo Rose, niedługo.- mruknął starając się nie rozczulić. Poczuł jak odsuwa się od niego i teraz mógł spojrzeć prosto w jej puste oczy. Po chwili jednak zalśniła w nich jakaś mała iskierka, kobieta delikatnie dotknęła jego policzka i oznajmiła:

-Wierzę ci.

Po czym położyła się z powrotem na łóżku z maskotką i z uśmiechem wpatrywała się w okno.

Mężczyzna ze smutkiem opuścił pokój. Szkoda, że nie mogę z nią spać.

Nagle usłyszał dzwonek do drzwi, więc szybko zbiegł po spiralnych schodach w pośpiechu zerkając na zegarek wiszący w korytarzu. Była godzina 11:25. Zamaszyście otworzył drzwi, a jego oczom ukazała się młoda dziewczyna w marynarce i krótkiej, czarnej spódniczce. Zmarszczył brwi zastanawiając się czy był z kimś umówiony, ale nic nie przychodziło mu do głowy.

-Pani w jakiej sprawie?- zapytał wpatrując się w nią uważnie. Dziewczyna wyraźnie uciekała wzrokiem, speszona jego nieprzyjazną postawą.

-Ymm, ja w sprawie ogłoszenia.- oznajmiła nieśmiało, podając mu wycinek z gazety. Ach, tak. Miał ochotę pacnąć się w czoło, zupełnie zapomniał o tym cholernym ogłoszeniu. Sam wciąż nie był pewien czy chce opiekunki dla Rose. Oczywiste było to, że musi wrócić do pracy, a samej jej nie zostawi.

-Proszę, wejdź.- powiedział tym razem spokojniej, przepuszczając ją w drzwiach.

Demony DuszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz