Rozdział 9

59 9 0
                                        

Siedziałam na wielkim łóżku z nogami podkulonymi pod brodę zamyślona wpatrując się w bezchmurne, nocne niebo. Pełny księżyc rozświetlał położone nieopodal łąki niczym miejska latarnia. Tylko las, ten upiorny las pozostawał nadal mroczny, pozbawiony światła. Nigdy nie chciałabym się w nim znaleźć. Jeszcze raz spojrzałam w niebo usiane błyszczącymi gwiazdami mrugającymi do mnie lub po prostu świecącymi w mroku nocy. Nie mogłam zasnąć, choć byłam trochę zmęczona, czułam się jakbym wypiła kawę. Na pewno było to spowodowane zdenerwowaniem wczorajszymi zdarzeniami. Siedziałam tak już od dwóch godzin. Nie chciałam spać z Matt'em, choć miałam taką możliwość.


Nie wiem dlaczego, ale wzbudził we mnie sprzeczne uczucia. W prawdzie stanął w mojej obronie, ale dość ostro potraktował mojego ojca, przecież mógł uderzyć go tylko raz, to z pewnością wystarczyłoby żeby dać mu nauczkę. Nie twierdzę, że zaczęłam się go bać, po prostu chciałam pobyć sama i wszystko przemyśleć. Już miałam zamiar położyć się i spróbować zasnąć, kiedy nagle wydało mi się, że coś przemknęło obok mojego okna. Gwałtownie usiadłam wpatrując się uważnie w to samo miejsce. Nie musiałam zbytnio wytężać wzroku, bo praktycznie całe pomieszczenie wypełnione było bladą poświatą. Matt spał na górze, teraz dopiero zaczęłam żałować, że wybrałam pokój na parterze zamiast spokojnie się z nim położyć. Czekałam tak jeszcze przez chwilę, ale nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło więc stwierdziłam, że to ze zmęczenia coś mi się przewidziało. Przyłożyłam głowę do poduszki i zamknęłam oczy mając nadzieję, że szybko zasnę. Po chwili usłyszałam ciche szczęknięcie, ale bałam się otworzyć oczy. Wydało mi się, że słyszę ciche kroki i skrzypienie podłogi. Zrobiło mi się zimno. Powoli miałam już dość tych dziwnych przewidzeń, tego prześladowania i wszystkiego co ostatnio miało miejsce.

Dobra dosyć tego! Zerwałam się na równe nogi i od razu zauważyłam otwarte okno. Rozejrzałam się po pokoju analizując każdy szczegół, ale nic nie zdradzało obecności kogoś z zewnątrz. Nagle mój wzrok zatrzymał się na niedomkniętych drzwiach do łazienki. Byłam przekonana, że je zamknęłam. Bałam się do nich zbliżyć czułam jakby nogi wrosły mi w podłogę. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się powoli i wyjrzał z nich Matt.

-Co ty robisz?- zapytał lekko zachrypniętym głosem.

-Ktoś otworzył okno i wszedł tutaj. Wydaję mi się, że tam jest.- powiedziałam wskazując drzwi łazienki.

-Chyba zwariowałaś, tego okna nie da się otworzyć od zewnątrz.- oznajmił marszcząc brwi. - Chodź na górę.- dodał łapiąc mnie za łokieć.

-Nie! Ja naprawdę słyszałam kroki i to tuż obok mojego łóżka! Sam zobacz czy ktoś tam jest.-krzyknęłam chcąc się wyrwać.

-Przesłyszało ci się. Nawet mnie nie denerwuj i chodź w tej chwili na górę! Nie lubię się powtarzać!- warknął po czym pociągnął mnie z całej siły w stronę wyjścia.

-Przestań! To boli, opanuj się!

-Jeszcze słowo. Nie mam ochoty słuchać po raz kolejny takich samych bzdur. Rozumiesz? Zjeżdżaj na górę!- warknął popychając mnie w stronę schodów.

Nie mając innego wyjścia wbiegłam szybko na górę i zdenerwowana wparowałam do jego sypialni siadając na łóżko. Znowu miałam zaciśnięte gardło i powstrzymywałam łzy, które i tak uparcie spływały mi po policzkach. Czemu mi nie wierzy? Dlaczego? Uniosłam głowę kiedy mężczyzna wszedł do sypialni zamykając za sobą drzwi. Stał teraz na środku pokoju z założonymi rękami wwiercając we mnie groźne spojrzenie. Po chwili przymrużył oczy i podszedł do mnie szybkim krokiem. Przestraszyłam się, bo nie miałam pojęcia czego się teraz po nim spodziewać. Kucnął przede mną, kładąc dłonie na moich kolanach i odezwał się niebezpiecznie spokojnym głosem:

-Nie chcę o tym więcej słyszeć. Masz jakieś schizy. Kładź się spać.Patrzyłam jak podnosi się i podchodzi do przeciwnej strony łóżka.

-Chcesz zrobić ze mnie wariatkę?- zapytałam poważnie, odwracając się w jego stronę. I od razu tego pożałowałam.

-Jesteś wariatką skoro się tak zachowujesz do cholery! Opamiętaj się dziewucho. Twój tatuś aż tak skrzywił ci psychikę, a może za bardzo uderzył cię w głowę?- warknął po czym podszedł do mnie i chwytając mnie za rękę podniósł do pionu.- Wydaję mi się, że jak nie sprawdzimy tej pożal się Boże łazienki to nie dasz mi dzisiaj spokoju.

Zeszliśmy po schodach, a raczej on zszedł, a ja zostałam brutalnie zaciągnięta.

-Właź.-warknął wpychając mnie do środka.- Widzisz tu coś lub kogoś?

-Nie.- szepnęłam czując wielki wstyd za swoje dziecinne zachowanie. To było coś w stylu: ,,Mamo sprawdź czy pod łóżkiem nie ma potworów."

-No nie byłbym taki pewny. Dla pewności sprawdźmy tutaj.- powiedział drwiącym tonem podchodząc do kabiny prysznicowej z zasłoną.- Jestem wręcz pewien, że ktoś się tam ukrywa.-dodał przedrzeźniając mój wcześniejszy, przestraszony głos. Poczułam jeszcze większe zażenowanie i miałam ochotę ponownie się rozpłakać. Dlaczego jest teraz taki złośliwy?Mężczyzna szarpnął zasłonę i ujrzałam pustą kabinę.

-Bardzo dziwne, przysiągłbym, że kogoś słyszałem.- zadrwił zasłaniając ją z powrotem.

-Przestań!- krzyknęłam wychodząc szybkim krokiem z łazienki. Było mi bardzo przykro, że zachował się w ten sposób i mnie wyśmiał. Nie potrafił zrozumieć, że po wcześniejszych wydarzeniach mogę być przewrażliwiona, ale nie! On woli się ponabijać. Weszłam do jego sypialni i szybko wskoczyłam do łóżka okręcając się szczelnie kołdrą. Ale on już nie przyszedł. Pewnie położył się na dole. Za bardzo go zdenerwowałam, pewnie teraz naprawdę uważa mnie za wariatkę. Znowu zostałam sama.

***

Spałam chyba przez jakieś niecałe trzy godziny więc wstałam rześka, ale z wielkim bólem głowy. Zwlokłam się po schodach i usiadłam przy stole w kuchni. Zaparzyłam sobie herbatę ziołową, ale nigdzie nie mogłam znaleźć tabletek. Postanowiłam wrócić dzisiaj do domu. Nie chciałam zostać tu do końca wakacji, które miały zacząć się za tydzień. Wiem, że to idiotyczne, ale już wolałam posiedzieć z Chris'em i przypilnować żeby ojciec się nim opiekował. Miałam ochotę na gorący prysznic, bo w domu było bardzo zimno. Stąpając boso po kafelkach w kuchni czułam jakbym chodziła po kostkach lodu. Założyłam więc pierwsze lepsze kapcie stojące w przedpokoju. Chyba nawet damskie.

-Jak chcesz możesz skorzystać z łazienki w swoim tymczasowym pokoju.- usłyszałam głęboki głos tuż za sobą. Nawet nie zdałam sobie sprawy kiedy przyszedł. Bez słowa wyminęłam mężczyznę i skierowałam się w stronę drzwi prowadzących do mojej sypialni. Odkręciłam gorącą wodę i szybko wskoczyłam pod niemalże parzący strumień. Czułam jak wszystkie moje mięśnie rozluźniają się i nawet uciążliwy ból głowy powoli mija.

Po 20 minutach relaksu wyszłam i okręciłam się ręcznikiem. Szybko wysuszyłam włosy i dopiero zauważyłam, że nie wzięłam bielizny ani czystych ubrań. Jednak po chwili zastanowienia stwierdziłam, że niepotrzebnie panikuję, przecież mam łazienkę w sypialni, a Matt'a tu nie ma. Obróciłam się, żeby nałożyć kapcie i wtedy ujrzałam mały, złoty guzik leżący obok umywalki. Podniosłam go by bliżej mu się przyjrzeć. Kiedy zobaczyłam widniejący na nim herb byłam już przekonana, że takie same widziałam przy marynarce ojca. Zamyślona wyszłam z zaparowanej łazienki i stanęłam jak wryta.

-Emm, chciałabym się przebrać.- mruknęłam czując jak policzki palą mnie niemiłosiernie, a oczami wyobraźni widziałam jak cała robię się czerwona ze wstydu. Matt nadal siedział na brzegu łóżka wpatrując się we mnie z kpiącym uśmieszkiem.

-Nie bronię ci. Pośpiesz się lepiej, bo ktoś chce z tobą porozmawiać.- mruknął podchodząc do mnie powoli. Przejechał dłonią po moim policzku patrząc mi głęboko w oczy po czym nieznacznie się przybliżył.

-Z kim mam rozmawiać?- zapytałam odsuwając się od niego jak najdalej. Nie rozumiem, po wczorajszej kłótni teraz się do mnie przymila.

-Z doktorem.- warknął wychodząc z pokoju.

Jakim doktorem, przecież nie jestem chora.

Demony DuszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz