Part Fourteen

428 23 17
                                    

Jęknęłam, a następnie otworzyłam oczy. Obok mnie stał zmartwiony Luke, a obok niego Kai na twarzy z grymasem.

— Delilah, wszystko okej? — zapytał się mnie chłopak, na co skinęłam głową, próbując wstać. Było to niemalże niemożliwe z powodu bólu głowy, jaką zadał mi cios w ścianę.

— Lloyd zniszczył ten kryształ? — zapytałam, jednak żaden z nich mi nie odpowiedział. Bałam się, że ta cisza nie oznaczała niczego dobrego.

Rozejrzałam się dookoła miejsca w którym byłam. Leżałam w jakimś domu, który nawet nie wiedziałam do kogo należy. Ściany zrobione z drewna, TV na ścianie, a obok kanapa. Dopiero wtedy również zdałam sobie sprawę co dzieje się na zewnątrz. Jeśli dalej są krzyki, to znaczy, że Lloyd nie podołał, pomyślałam, a moja twarz zamieniła się w kamienną, bez emocji. Zastanawiałam się co można zrobić, aby zniszczyć to okropieństwo.

— Nie zrobił tego, prawda? — zapytałam się, a chłopacy siedzieli w milczeniu. — Musimy coś zrobić, aby to durnowate coś zniszczyć. Myślicie, że woda działa na to w ten sam sposób co na duchy? — zapytałam.

— Można spróbować — stwierdził Kai, wzdychając ciężko. — Tak czy siak nic innego nam nie zostało.

Luke pomógł mi do końca wstać, a następnie wyszliśmy z mieszkania. Zobaczyliśmy na ulicy tłum osób uciekających od czegoś czego nie można nazwać czymś normalnym. Jakąś wielką ośmiornicą z otworem gębowym. Maski tej ośmiornicy atakowało wszystko co było pod ręką.

— Nie umiem walczyć — oznajmiłam Kai'owi, który kazał nam uciekać w stronę statku. — Chcę pomóc ale nie wiem w jaki sposób. Muszę naprawić swój błąd.

— Najpierw musimy zająć się tym, aby znaleźć resztę. Potem dopiero obmyślimy co będziemy robić dalej — stwierdził, a następnie pociągnął mnie w stronę pomostu. — Nie bohateruj, Delilah, bo to nic nie da. Nie warto umierać na marne.

Przewróciłam oczami na słowa chłopaka, jednak we trójkę ruszyliśmy w stronę pomostu, przy którym stał statek. Tam również znajdowali się reszta Ninja, którzy krzyczeli w naszą stronę, abyśmy biegli szybciej. Patrząc do tyłu, mój wzrok spoczął na masce, która nas goniła. Otworzyłam szeroko oczy, kiedy złapała moją nogę i próbowała przeciągnąć w swoją stronę.

Luke i Kai zareagowali szybko i złapali mnie za ręce. Niestety zdało się to na nic, ponieważ długo minąć nie musiało, aby ta bestia postanowiła mnie wzbić w powietrze.

— Puszczaj mnie ty wstrętna świnio — warknęłam sama do siebie, próbując uwolnić się od tego piekielnego potwora morskiego. Spojrzałam się przed siebie, gdzie zauważyłam mojego brata, który śmiał się z tego wszystkiego.

— Widzę, że ładnie się bawisz, siostrzyczko — zarechotał zauważając mnie. — Trzeba było trzymać ze mną, Delilah. Nie chciałaś! Pomogłaś chłopcom w kolorowych pidżamkach. To był tylko i wyłącznie twój wybór.

Popatrzyłam na chłopaka, nie wiedząc co mam zrobić, dopóki do głowy nie przyszedł mi pewien pomysł. Próbowałam się zrelaksować, aby wiatr, mógł ochlapać wodą tego potwora. Niestety wyszło to na marne - byłam przerażona. Bestia zaczęła przyciągać mnie do siebie.

— Trzymasz się? — zapytał się mnie Zayn, który podleciał w moją stronę.

— Jak nigdy w życiu! — zażartowałam, jednak mimo wszystko mój głos się łamał. — Przyszedłeś się pośmiać, czy mnie uratować, bo nie wiem jak mam zareagować.

Zauważyłam lekki uśmiech na twarzy Nindroida, jednak chciał wystrzelić w moją stronę armaty. Niestety nie udało mu się to, ponieważ bestia była szybsza.

Wleciałam do czarnej otchłani. Próbowałam nie krzyczeć i być cicho, czekając co mnie tam czeka. Było to cholernie ciężkie, ponieważ czułam jedynie chłód otaczający moje całe ciało. Zła energia pojawiła się niemal od razu, kiedy zostałam połknięta przez tą idiotyczną ośmiornice.

Jakiś czas później leżałam na podłodze więzienia, w którym mój brat spędził wiele lat. Znakomitość - Przeklęta Kraina. Więzienie dla najgorszych i najpodstępniejszych złoczyńców wszystkich dziejów.

— Delilah? — odwróciłam się w stronę głosu, a następnie spostrzegłam Lloyda, który najwidoczniej również tu trafił. — Co ty tu robisz?

— Tak wyszło — stwierdziłam, idąc w jego stronę. — Nie zniszczyłeś kryształu, prawda?

Lloyd popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. Uśmiechnęłam się lekko, a następnie przytuliłam chłopaka.

— Nie rozumiem cię. — Lloyd odepchnął mnie od siebie. — Raz jesteś po stronie swojego brata, pomagasz mu, a potem nagle stoisz po naszej stronie. Skąd mam wiedzieć, że mam ci ufać? — zapytał się bardziej samego siebie, niż mnie. Zaśmiałam się lekko na tą wypowiedź.

— Tak naprawdę nie możesz wiedzieć czy możesz mi ufać, a ja nie wiem czy mogę ufać wam. Na tym polega cała zabawa. — Wzruszyłam ramionami, a chłopak dalej wyglądał na zdezorientowanego. — Czasami lepiej zrozumieć prawdę później, niż wcale.

Rozmawialiśmy jeszcze jakąś chwilę, jednak musieliśmy znaleźć wyjście z tego mrocznego świata. Zaczęliśmy iść w przód, mając głupią nadzieję na to, aby wydostać się stąd jak najszybciej. Wokół nas były kraty, w których siedzieli złoczyńcy, których Ninja pokonali. Szliśmy w ciszy, żaden z nas nie wiedział jak ma się do siebie odezwać, a w szczególności ja - po tym co zobaczyłam w odbiciu grobowca.

— Lloyd? — Usłyszeliśmy głos, który dobiegał z przodu. Był to mężczyzna, o którym jakiś czas temu było bardzo głośno. Lord Garmadon, ojciec Zielonego Ninja, tylko tym razem w dobrym wcieleniu. Nikt nigdy nie zapomni tego, jak uratował Ninjago swoim poświęceniem. — Co ty tu robisz? Kim jest ta dziewczyna?

Popatrzyłam się na blondyna, a następnie on na mnie. Nie mogłam wydukać z siebie żadnego słowa. Dodatkowo głowa okropnie mnie bolała.

— To jest Delilah — oznajmił Lloyd. Czekałam tylko na to, kiedy chłopak powie, że to wszystko moja wina. — Przyszła nam pomóc. Tylko problem w tym, że Morro jest teraz Zielonym Ninja. — Chłopak opuścił swoją twarz, mając wyrzuty sumienia. — Nie wiem jak powstrzymać to wszystko.

Lord Garmadon uśmiechnął się w stronę swojego syna.

— Twoja moc nie pochodzi od stroju, synu. Tylko od koloru twojego serca. Musisz to powstrzymać, a ja w was wierzę — oświadczył nam Garmadon, a raczej swojemu synowi. — Dziękuje, że pomagasz Lloydowi. Jak tu trafiliście i jak to wszystko się stało?

Lloyd chciał mówić, jednak nie dałam mu tego zrobić. Postanowiłam się przyznać do swojego błędu.

— To też moja wina — zaczęłam, a starszy Sensei spojrzał się na mnie pytająco. — Morro to mój brat, początkowo mu pomagałam, obiecał mi, że nikogo nie skrzywdzi jak uwolni Znakomitość. Bardziej pomylić się nie mogłam — mówiłam, a w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. — Przepraszam. Gdybym wcześniej oddała twoim przyjaciołom ten kryształ to by nigdy do takiego czegoś nie doszło, a Morro nie zdobyłby władzy nad krainami — zakończyłam wypowiedź, kierując ją bardziej w stronę Lloyda, niż Sensei'a.

— Wyciągnę cię stąd ojcze — Lloyd od razu zmienił temat, chcąc uwolnić Garmadona z łańcuchów.

— Są zbyt mocne, Lloyd. Tym razem musisz poradzić sobie sam — powiedział, a następnie spojrzał na mnie. — To wy musicie się stąd uwolnić. Uratować Ninjago, wszystko leży w waszych rękach.

•••

W następnej części będzie się trochę działo :)))))

GUST OF WIND • LEGO NINJAGO FANFICTIONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz