Part Two

680 32 100
                                    

Siedziałam w barze, pijąc drinki. Morro na chwilę mi zniknął wraz ze swoimi duchami. Nie podobało mi się tu - pełno okropnych ludzi wyglądających na kryminalistów wokół. Wzbudzali oni we mnie dreszcze. Brat jednak uznał, że nic mi zrobić nie mogą, a nawet jeśli, to zemściłby się ogromnie.

Spojrzałam w stronę drzwi, przez które akurat wszedł ciemnowłosy wraz ze swoimi pachołkami. Westchnęłam biorąc kolejnego łyka drinka.

— Siostrzyczko, a ty przypadkiem nie masz szesnastu lat? — Morro podszedł do mnie i wziął drinka z moich rąk. — Jesteś za młoda, aby pić takie rzeczy.

Przewróciłam oczami chcąc jak najszybciej się wreszcie położyć. Była niemal północ, a zmęczona byłam jak diabli.

— Znaleźliśmy mapę — oznajmił mi znowu, na co spojrzałam na niego nie rozumiejąc. — Grobowiec pierwszego Mistrza Spinjtzu. Założyciela Ninjago. Musiałem wejść do biblioteki. Potrzebuję zdobyć pewną umiejętność, Airjtzu. Pomoże nam to w znalezieniu tego grobowca, Delilah. Niestety, pewien mężczyzna o imieniu Ronin wziął go pierwszy. Musimy do niego dotrzeć i mu to zabrać.

— Tylko po co ty to wszystko robisz? — zapytałam się, dalej nie rozumiejąc o co chodzi mojemu bratu. Chce on zdobyć władzę nad światem, ale po co mu odnalezienie tego durnego grobowca?

— Dowiesz się w swoim czasie, moja malutka — Morro ucałował moje czoło i przytulił mnie. Było to bardzo miłe, ze względu na to, że Morro się zmienił. Nie okazuje on tyle uczuć co kiedyś,  co mnie bardzo martwi. — Znajdziesz dla mnie Ronina, Del?

Przytaknęłam mu głową w geście pozytywnej odpowiedzi. Jednak czego najbardziej się obawiałam, to tego, że nawet jeśli chciałabym pomóc, problem polega na tym, że nie jestem do końca pewna swoich mocy, jak i również swoich sztuk walki. Jeśli chodzi o to wszystko, jestem bezużyteczna.

— Naucz mnie walki i tego jak dobrze obsługiwać się mocami. Jak narazie bez tego, jestem do bani i wcale nie przydatna — poprosiłam brata, który uśmiechnął się promiennie w moją stronę.

— Dla ciebie wszystko, Delilah.

Kilka godzin później byłam przed sklepem Ronina, który ukradł zwój z biblioteki. Przed wyjściem, brat nauczył mnie podstawowych trików, jeśli chodzi o moje moce. Co nieco umiem, więc w razie obrony powinno mi starczyć.

Weszłam do środka, a na górze zabrzmiał melodyjny dźwięk dzwonka. Na przywitanie przyszedł do mnie mężczyzna wieku średniego.

— W czym mogę pomóc? — zapytał się mnie radośnie. Próbowałam z całych sił zachować kamienną twarz. Nie mogłam zawieźć brata i musiałam znaleźć ten durny zwój.

— Szukam zwoju — powiedziałam mężczyźnie, który zmarszczył brwi, nie wiedząc czy ma mi ufać czy nie. — Ukradłeś go jakiś czas temu z biblioteki. Jest mi potrzebny.

Spojrzałam się na niego, który minę miał zmieszaną. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę.

— Niestety nie...

Do sklepu wszedł mój brat wraz z kilkoma duchami. Morro patrzył się na niego natarczywie.

— Nie masz? To go znajdź! — Podleciał do niego jeden z duchów. Widać, że się znali. — Pamiętaj, masz u mnie dług. Twoje życie albo zwój, możesz wybrać, Roninie.

Chciałam coś powiedzieć, jednak do sklepu weszli Ninja. Prychnęłam na widok Kaia, który ostatnim razem dość mnie wkurzył. Spojrzałam się na brata a on na mnie. Trzeba działać.

— Delilah, nie zbliżaj się do nich — warknął mi cicho do ucha brat.

— Co tam jej szepczesz? Oddaj nam Lloyda! — wykrzyczał Kai, na co z moich ust wydobył się sztuczny śmiech.

— Lloyd słabnie. Jak ciało znudzi się mojemu bratu, to z chęcią wam go oddamy — oznajmiłam im, na co brat spojrzał na mnie dumnie. Rzuciłam w nich falą wiatru, co odrzuciło ich w taki sposób, że upadli plecami o ziemię. — Coś jeszcze chcielibyście wiedzieć?

— Uciekaj, Delilah — rozkazał mi Morro, na co odwróciłam się i wybiegłam tylnym wyjściem. Zaraz za mną pojawił się Kai wraz z Cole'em, mistrzem ziemi. A ten Kai, to uczepił się mnie jak mucha do cukru. Schowałam się pomiędzy alejkami, mając nadzieję na to, że mnie nie złapią, jednakże byłam w błędzie. Za mną pojawił się Cole, a przede mną Kai.

— Tego twojego Morro już nie ma, więc tak ciężko z twoim ego, nieprawdaż? — zaśmiał się Cole. Najwidoczniej podobnie irytujący do swojego kolegi.

— Oddajcie nam naszego przyjaciela! — warknął Kai, któremu zapaliły się dłonie.

— A jeśli nie? — dopytałam sarkastycznie. — Nawet jeśli, to problem nie idzie w moją stronę, ale w stronę mojego brata. On trzyma ciało waszego kochanego Zielonego Ninja.

— Nie bawimy się w kotka i myszkę — warknął Cole.

Z moich ust wyleciał cichy śmiech. Problem w tym, że zamiast lecieć za moim bratem podążyli za mną. Nie ma to większego sensu.

Postanowiłam usiąść wygodnie na ziemi oraz czekać na ich ruch. Oni dalej stali i wpatrywali się we mnie jakbym zrobiła coś okrutnego.

— Właśnie to robicie moi drodzy.

Poczułam silną dłoń na swoim ramieniu, która należała do Mistrza Ziemi.

— Puszczaj mnie, Cole — warknęłam, patrząc się na zadowolonego Kaia.

— A to dlaczego? Twój braciszek ma Lloyda, to my mamy jego siostrę — zaśmiał się Kai, który wziął mnie na ramię jak worek ziemniaków. Zaczęłam się wierzgać i krzyczeć, jednak nic tym nie poradziłam.

— A teraz idziemy do domku i wszystko nam wyśpiewasz, ptaszku — zaśmiał się Cole, który szedł za Kai'em tym samym obserwując cały czas mnie.

— Zobaczymy czy ptaszek umie w ogóle ćwierkać — wysyczałam w jego stronę.

Nie wiedziałam nawet kiedy zasnęłam, przez co jak się obudziłam w głowie mi huczało. Leżałam na łóżku. Był dzień, ponieważ promienie słoneczne opatuliły moją całą twarz. Jęknęłam okropnie, ponieważ moja głowa niezmiernie mnie bolała.

— Jak widać śpiąca królewna wstała — odwróciłam się przestraszona, gdzie zauważyłam Mistrza Wu. — Witam cię, Delilah. Dawno cię nie widziałem.

Nic nie odpowiedziałam. Nie będę się z nim witać. Morro opowiedział mi, że to Wu wysłał go do Krainy Umarłych. Byłam przez to okropnie zła.

— Dlaczego twój brat chcę dostać się do Grobowca Pierwszego Mistrza Spinjtzu? — Dalej pytał, za to ja dalej siedziałam cicho. Nie będę z nim rozmawiać. — Spróbujemy niestety innej metody.

Do środka weszła starsza kobieta, usiadła się na krześle obok łóżka na którym spałam.

— Cześć Delilah, pamiętasz mnie? — zapytała się mnie kobieta, jednak mimo wszystko trzymałam język za zębami. Nie mogłam wcale sobie kobiety przypomnieć. — Jestem Misako, żona Garmadona, w tym matka Lloyda.

— I co to ma do rzeczy? — zapytałam się kobiety, udając obojętną. Musiałam udawać, żeby jak najbardziej mogłam, pomóc bratu.

— Lloyd jest moim synem, jako matka jest mi z tym bardzo ciężko, jednak pomyśl o ludziach w Ninjago. Jak twój brat zawładnie światem, nie będzie nic oprócz ciemności i żalu — oświadczyła kobieta, na co z moich ust wydobył się szybki śmiech.

— Morro mi obiecał, że żaden człowiek na tym nie ucierpi, Misako — warknęłam.

— Twojemu bratu nie można ufać. Też ufałem i się doigrałem. — Tym razem odezwał się Wu.

•••

Hejka witam i o zdrowie pytam ;))

GUST OF WIND • LEGO NINJAGO FANFICTIONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz