Mieszkałam w tym budynku lub bunkrze już dwa miesiące. Szlifowałam swoje nowe umiejętności. Mogłam latać i wchłaniałam wszystko czym oberwałam w takim sensie że np Loki strzeliłby we mnie swoją zieloną kulą, ja bym to wchłonęła a potem mogła użyć kiedy chce. Jeśli ktoś mi przywali z pięści, oddam z jego siłą. Niestety bronie są dla mnie zabójcze jak dla wszystkich. Prócz tego posiadałam własne zasoby swoich fioletowych "kul", jeśli tak to można nazwać. Nie nadaję się na nauczyciela. A właśnie, Loki. Myślę o nim codziennie i zastanawiam się jak się czuje. Gdy go sobie wyobrażam wkurzonego lub zdepresjonowanego chce mi się płakać. Dalej nie odszyli mi tych ust przez co mogłam posługiwać sie tylko gestami gdyż migowego nie znałam.
Twarz miałam zawsze zakrytą maską żeby nikt nie widział moich zaszytych warg. Siedziałam na obrotowym krześle i kręciłam się w kółko obracając w dłoni długopis. Tak, bardzo mi się nudzi. Dalej mieszkałam w celi ale miała mi zostać przydzielona jakaś misja, dlatego musiałam czekać na szefa w jego gabinecie który postanowił zapomnieć papierów.
Przyszedł. Chwała Bogu. Spojrzał na mnie ale nic nie powiedział. Położył przede mną kartotekę. Otworzyłam ją i przeczytałam. Wstałam i wyszłam.
Gdy znalazłam się na dworze, wzniosłam się w powietrze. Dawno nie wychodziłam. No, od porwania. Znajdowałam się na jakimś zadupiu. Poleciałam gdzieś. W oddali zobaczyłam wieżę Eiffla. Czyli mnie do Europy wywyieźli. Zaebyście. A ja muszę dotrzeć do Egiptu. Czyli na południe.
***
Loki's P.O.V
Moje słonko zaginęło Dwa miesiące temu. Gdy nie wróciła do południa, wszcząłem alarm. "Byłeś gorszy od syreny alarmowej", tak powiedział Stark. Bardzo chciała zjeść naleśniki, nie przedłużałaby wyjścia. Przecież poszła tylko po mleko.
Od dwóch miesięcy jej szukamy.
Od dwóch miesięcy nie zarzuciłem fajnym i złośliwym tekstem.
Od dwóch miesięcy bezustannie się o nią boję.
Od dwóch miesięcy się nie uśmiechnąłem.
Od dwóch miesięcy nie powiedziałem jej jak bardzo ją kocham.
A teraz lecieliśmy do Hiszpanii. Ja nie wiem po co zabierają mnie ze sobą, przecież i tak im nie pomogę. Pff. Wiewióra zauważyła coś w powietrzu. Okazało się że to kobieta. Anthony po nią poleciał. Kilkanaście minut później wrócił na pokład z nieprzytomną szatynką. Steve zdjął jej maskę. Ta dziewczyna to była Maddie. Z zaszytymi ustami. Wanda krzyknęła.
- Nie drzyj sie kobieto - zbeształem ją i powoli rozprułem nici. Biedna Maddison. Co oni jej zrobili. Skatuję i Zabiję.
10 minut później Maddie się obudziła. Spojrzała na nas ze zdziwieniem a ja przytuliłem ją mocno. Po chwili wtuliła się we mnie. Tak bardzo za nią tęskniłem. Za jej brązowymi włosami, morskimi oczami i jej zapachem. Pachniała ciasteczkami. Odsunęła się ode mnie i mnie pocałowała. Tak mi jej brakowało... oddałem i pogłębiłem pocałunek wyrażając nim całą moją miłość i tęsknotę.
- Maddie skarbie, kto ci zszył te usta? Gdzie byłaś? Co ci robili? Jesteś cała? Masz jakieś rany? - strasznie się o nią martwiłem.
- Może po kolei? - zaproponował Rogers.
- Niech będzie - zgodziłem się. Objąłem ją ramieniem a ona się we mnie Wtuliła.
- Taki jeden, w bazie Hydry, zabrali mi ogień, tak i nie - odpowiedziała na wszystkie moje pytania cicho. Co się dziwić, miała zszyte usta.
Podałem mojej ukochanej szklankę wody. Wypiła wszystko. Jakim cudem wytrzymała bez jedzenia i picia.
- Karmili Cię? - spytałem coraz bardziej zdenerwowany.
- Dostawałam wszystko kroplówką - odparła.
- Nie no ja ich zajebię.
- Jesteśmy - zakomunikował Clint.
- To tu byłam więziona - szepnęła Maddison.
Po tych słowach teleportowałem się do tej bazy. Zabiłem pierwszych sześciu ludzi. Po chwili zbierało się ich więcej ale równie szybko ginęli jak się pojawiali. Byłem jak maszyna do zabijania. Wkurwiony na maksa. Niech zapłacą za to wszystko co zrobili mojemu skarbowi. Męczcie się na polach kary w Hel. Po niecałych 15 minutach wszyscy w budynku byli martwi. Sprawdziłem. Wróciłem na Quinjet'a a Stark zniszczył bazę. Wszyscy patrzyli na mnie dziwnie ale nie przejmowałem się tym. Najważniejsza była moja Maddie.
- Maddie?
- Nie jestem już Maddie...Okazało się że moimi biologicznymi rodzicami są bogowie którzy współpracują z Hydrą, robiąc to samo tyle że w Asgardzie...mam na imię Idalia - szepnęła.
Czyli jej rodzice stoją za tymi zabójstwami w Asgardzie. Spojrzałem na Thor'a, który kiwnął głową na znak że zrozumiał i usłyszał.
- ...dobrze, kocham Cię - lekko się do niej uśmiechnąłem. Odwzajemniła uśmiech z lekkim trudem ale odwzajemniła.
- Ja ciebie też Loki
***
Fury zwołał ekipę na pogadankę i nie wiedzieć czemu mnie też chciał widzieć. Wolałem zostać przy Ma- Idalii i się nią opiekować. Ale powiedziała że sobie poradzi więc udałem się do sali konferencyjnej. Wszyscy tam na mnie czekali. Usiadłem między Natashą a Wandą.
- Czy Ty jesteś normalny?! - krzyknął na mnie pirat.
- Jak najbardziej - powiedziałem.
- Zabiłeś ponad 200 osób w kwadrans! To przewyższa twoją akcję z 2012!
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę - odpowiedziałem - a i nie podnoś na mnie głosu - wysyczałem.
- Jeśli ci wyżej się dowiedzą...
- To nie będzie mój problem - przerwałem mu. - Jeśli oni - wskazałem Avengers - kogoś zabiją, to tylko wypadek przy pracy, ale jak np. Ja kogoś zabiję to od razu do więzenia, to chyba trochę nie fair- wstałem i wyszłem. Udałem się do pokoju Idy. Zasnęła. Tak słodko i niewinnie wyglądała. Otuliłem ją szczelniej kołderką, pocałowałem w czoło i poszłem do siebie.
CZYTASZ
SMS with Loki
RandomTytuł mówi sam za siebie...zapraszam! P.S. na moim profilu znajdziecie 2 część tej książki pod nazwą "Life with Loki"