Rozdział 48

53 1 2
                                    

* Pov Hank *

Od razu, kiedy weszliśmy do mojego mieszkania, zacząłem szukać w zakamarkach szafy specjalnego garnituru dla Grześka, którego miałem w zanadrzu, bo wiedziałem że kiedyś będzie potrzebny, a chłopak zapewne zapomni sobie kupić.
Wyrzuciłem połowie swoich ubrań ułożonych na wieszakach na podłogę, aby za wszelką cenę znaleźć to co miałem. W końcu po jakiś 3 minutach znalazłem to czego szukałem tyle czasu. W prawdzie, był trochę zakurzony, ale w dobrym stanie. Dałem garnitur dla Gregory'ego, który popatrzył się na mnie złowrogim spojrzeniem i udał się do łazienki, zamykając ja za sobą.

Mijały minuty, a on cały czas siedział tam, jakby zasnął. Postanowiłem zapukać, zobaczyć chociaż czy żyje.

- Czego? - zapytał za drzwi

- Długo jeszcze? - zmieniłem pytanie

- Już wychodzę - odparł i otworzył drzwi, tak, że prawie poleciały na mnie - Wyglądam jak kretyn - ocenił

- Wyglądasz rewelacyjnie - skomentowałem z lekkim śmiechem - Dobra, bo zaraz się spóźnimy

- O której to miało być? - zapytał nagle

- O 17, ale jeszcze będą mszę i 3 godzinne upamiętnienie, a.. jeszcze pożegnanie oraz kolejna msza już pogrzebowa więc zleci nam cały dzień + teraz idziemy do pracy na 5 godzin - podałem plan dnia

- Nie załamuj mnie - odrzekł - Jedyne co jest najlepsze w tym dniu to spotkanie z tobą teraz, reszta.. do kitu - powiedział - Dobra, jedźmy już, bo się spóźnimy i Sonny się wkurzy

- Okej, chodź - przytaknąłem

* Pov Erwin *

Ogólnie moja pobudka wyglądała mniej więcej tak że Vasquez zaczął drżeć mi się do ucha, że jakaś bijatyka jest na korytarzu i żebym poszedł z nim zobaczyć. Tak, wywlokłem się o 4.30 z łóżka, gdzie miałem śniadanie na 7 i leniwym krokiem podszedłem do celi, aby policjanci mnie wypuścili jak i mojego współlokatora. Przetarłem oczy, po czym pierwsze co ujrzałem to pobity ziomek leżący z zakrwawioną twarzą. Mógłbym zacząć się przejmować, ale pewnie w tym więzieniu to codzienność że ktoś dostaje po mordzie.

Bardziej jednak martwił mnie fakt że przyjaciele po mnie nie przyjechali, nie odbili mnie z rąk policjantów. Czyżby mnie zostawili i sami postanowili zrobić napad? Może byłem im tylko potrzebny aby załatwić kamizelki, które teoretycznie były Grześka..
Wtedy pomyślałem o nim. Byłem bardzo ciekaw, kiedy przyjedzie tutaj i będę mógł z nim normalnie pogadać jak przestępca z przestępcą. Chociaż nie nazywał bym siebie tak, bo tylko pobiłem jakiegoś randoma, ale że upadł to już nie moja wina.

* Time skip - 7.00 *

Usiadłem przy jakimś wolnym stoliku, przy którym mogło siąść conajmniej 6 osób. Obok mnie dosiadł się Vasquez, a naprzeciwko nas jakaś urocza dziewczyna. Na pierwszy rzut oka nie spodziewał bym się że ona mógłby zrobić coś złego, bo jej wygląd nie sprawiał raczej złej. Dopiero później skapnąłem się że ja skądś kojarzę.. Była to Eva! Przez szok aż zadławiłem się powietrzem. Najbardziej jednak zaskoczyła mnie jej zmiana z zewnątrz. Przefarbowała włosy na blond, bo kiedyś jak z nią chodziłem miała czarne, w końcu nie miała na sobie tyle tapety co kiedyś.

- Eva?! - krzyknąłem

- Tak głąbie, nie wydzieraj się na całą stołówkę - odparła lodowatym głosem - Chcę tylko w spokoju zjeść - zaczęła mieszać coś widelcem po jedzeniu

- Jezu, nie poznałem cię na początku. Pomyślałem sobie " Jaka laska ulala" - oznajmiłem

Wtedy dziewczyna złapała mnie za moje siwe włosy i wsadziła twarz w paćkę z ziemniaków w gulaszu, która była śniadaniem. Słyszałem tylko śmiech Vasqueza koło siebie. A to drań..

- Jeszcze raz powiesz "ulala" to skończysz gorzej niż teraz - odrzekła wkurzona po czym wzięła swoją tackę i poszła do innego stolika

No to teraz w ogóle straciłem do niej jakiekolwiek zaufanie, o ile je kiedyś miałem..

* Pov Pisicela *

Dzisiaj rano, czyli o jakiejś 5.10 poszedłem do biura szefa, odebrać moje rzeczy, które były mi zabrane podczas niby zwolnienia. Mimo że mam je już 2 godziny to dalej cieszyłem się jak małe dziecko. Na całe szczęście Sonny jest zbyt mądry aby zastąpić mnie kimś innym. No kto inny niż ja potrafi tak dobrze rozwiązywać sprawy.. no oczywiste że nikt.
Za jakieś następne 2 godziny miałem pojechać do rodziny Capeli po jakieś tam dla niego ważne rzeczy, które miały być postawione koło jego trumny podczas drugiej mszy. Zostałem również wybrany do przewożenia zmarłego na cmentarz razem z innymi typami, których nigdy na oczy nie widziałem.

Rozmyślając o pogrzebie przyjaciela, usłyszałem głos z krótkofalówki. Niestety pogrążony w myślach, nie usłyszałem dokładnie co powiedziała osoba mówiąca.

- 10-9 - powiedziałem

- Napad na bank, potrzebujemy wsparcia, conajmniej dwa radiowozy i czterech policjantów z bronią - odrzekła Effy

- Jadę - przytaknąłem - Może przy okazji kogoś znajdę i pojadę

- Okej, czekamy - odparła

Pobiegłem szybko do mojej szafki w szatni i zacząłem szukać kamizelki kuloodpornej. Gdy w końcu udało mi się ja wygrzebać, do pomieszczenia weszli rozbawiony Hank z Grześkiem. Opowiedziałem im całą sytuację. Odpowiedzieli że również pojadą i zaczęli przebierać się w swoje mundury. I tak z jednego powstała trójka. 101, 105 i 110.

Hejo, uznałam że przełoże druga część na jutro dlatego jest rozdział 48. Na spokojnie jutro zrobimy ten pogrzeb a pojutrze będzie ucieczka Erwina i Vasqueza i kogoś jeszcze z więzienia :)

Błędy - przepraszam

Bay bay ;*

Ostatnia szansa - 5cityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz