Rozdział 47 2/2

37 1 0
                                    

* Pov Erwin *

Po opłukaniu twarzy, umazanej całej w jakiejś paćce, wróciłem z powrotem do celi. Nie chciałem już tam wracać na tą stołówkę.

Leżąc sobie na niewygodnym łóżku, skapnąłem się dopiero po 2 minutach że przy kratach stoi policjant z jakimś papierkiem. Niechętnie podszedłem i podpisałem go swoim pismem. Wtedy dał mi jakiś karton, a w nim.. moje ciuchy i telefon. Kazał mi się przebrać po czym opuścić to miejsce. Zrobiłem wytrzeszcz oczu.. raptem pobyłem w tym więzieniu niecały jeden dzień i już wychodzę.. Tylko kogo to była sprawka? Czyżby mojej grupy..

- Masz 5 minut - odrzekł - Potem wyjdziesz na wolno

- Dobrze, a mógłby pan się odwrócić, lub po prostu odejść na chwile? - zapytałem

- Tak - przytaknął i poszedł sobie gdzieś indziej

Już po przebraniu się, czułem się jakoś inaczej, bardziej jak Erwin Knuckles niż poczwara nic nieumiejąca. Wyszedłem z celi w poszukiwaniach tamtego policjanta. Znalazłem go koło jakiejś barierki, paląc szluga. Wtedy ujrzałem charakterystyczny tatuaż na jego ręce. Nie był to funkcjonariusz, tylko.. San! O kurwa? Jak mu się udało tutaj wejść, a przy okazji, zdobyć mundur policjanta.

- Ty, ty, ty - nie mogłem się wysłowić - Mendo..

- Ooo, nie dość że chce ci pomóc to jeszcze tak mnie nazywasz - stwierdził - Chyba jednak sobie pójdę naura - oddalił się ode mnie

- Nie, czekaj - odparłem - Jestem po prostu w szoku - oznajmiłem - Jak?!

- Powiedzmy że.. ogłuszyłem jednego typa - zaśmiał się

Czego innego mogłem się spodziewać po nim, jak po prostu użycie siły. Z resztą, tak najlepiej poradzić sobie z problemem na drodze.

- Dobra, wiejemy - powiedział i pociągnął mnie za rękę

- Czekaj, jeszcze jedna osoba - wyjaśniłem

- Co? - zapytał zszokowany - Kto?

- Taki mój znajomy. Poczekaj, idę po niego - rzekłem i pobiegłem w stronę stołówki

* Pov Dia *

Byłem lekko zestresowany. Razem z reszta grupy siedzimy w banku, mamy przy sobie bronie, czekamy na San'a i Erwina a na zewnątrz pewnie cała gromada policji. Oczywiście wzięliśmy ze sobą kilku zakładników żeby przynajmniej udawali że się boją. W końcu, musi być realistycznie.

Drzwi były zamknięte na metalową bramę, wiec policja tak łatwo nie wejdzie. Chociaż to dobre..
Postanowiliśmy odbić Erwina bo mieliśmy napadać na bank razem, razem to uzgadnialiśmy. Ogólnie mieliśmy zacząć wczoraj ale przez Knucklesa było to niemożliwe.
Po jakiś 20 minutach nic nie robienia, usłyszałem jak jakieś głośne auto przejeżdża obok banku. Byłem już pewny że był to San. On jako jedyny z naszej paczki ma tak hałaśliwe auto. Natychmiast wstałem i wycelowałem broń w stronę metalowego wejścia a Carbonara otworzył czerwonym guzikiem bramę. Po chwili ujrzeliśmy ich z jeszcze jakimś typem, którego bardzo dobrze znałem. Ze zdenerwowaniem kazałem im wbić do środka. Nicollo z powrotem zamknął wejście, zanim policja zdarzyła cokolwiek zdobić i popatrzyłem się na trójkę „świętych" z lekkim podenerwowaniem.

- Czy wyście oszaleli?! - krzyknąłem - Wzięliście Vasqueza ze sobą, San! - powiedział w jego stronę - Miałeś wziąć tylko Erwina

- Chciałem aby był z nami w grupie - odpowiedział odważnie siwowłosy - Dobra, róbmy ten napad

- I tak to teraz nie ma sensu, policja już dawno stoi przy wejściu - stwierdziłem - I to wszystko twoja wina!

- Aha, czemu moja!? - odrzekł

- Bo musiałeś trafić do więzienia, musiałeś - wyjaśniłem - Miałeś się do tego czasu nie wpakowywać w kłopoty i jeszcze ten typ..

- Masz coś do niego? - zapytał Knuckles

- Tak, nawet nie wiesz jaki on jest - rzekłem - Znasz mogę go niecały dzień i już go chcesz do grupy. Najlepiej by było gdyby nie mieszał się w akcje i oddał się dla policji

- W głowie ci się poprzewracało! - krzyknął - Nikogo nie będziemy wydawać dla psów

- Chłopaki.. proszę was - przerwał nam Kui - Mamy mało czasu na..

- Nie przerywaj nam! - odezwaliśmy się w tym samym momencie - Dobra, wiecie co - odparłem - Róbcie sobie ten napad sami, ja uciekam - powiedziałem i poszedłem kliknąć guzik

- Chcesz to spierdolić dla jednej, niewinnej kłótni? - zapytał David - Serio Dia..

Nie odpowiedziałem mu, tylko wcisnąłem czerwony przycisk, a brama automatycznie sama się otworzyła. Na zewnątrz były z trzy radiowozy policyjne i 5 policjantów z broniami wycelowanymi na nas. Zbagatelizowałem to i pobiegłem do swojego samochodu, aby odjechać stąd jak najszybciej.

* Pov Erwin *

Nie mogłem uwierzyć w to, co przed chwila miało miejsce. Garcone tak po prostu olał nasz wysiłek przez 3 dni i pojechał. Również policjanci byli zdziwieni, co się stało. Jednak najbardziej ciekawiło mnie co miał do Vasqueza i skąd on go znał..
Po chwili stwierdziłem że nie czas teraz na przemyślenia i razem z reszta, szybko wsiedliśmy do swoich samochodów, po czym odjechaliśmy z banku. Oczywiście za nami toczył się pościg. Minęło 10 minut a ja nawet nie skapnąłem się kiedy zgubiliśmy radiowozy. Ta policja to jednak jest słaba jak na to miasto.

* 10.05 *
Pov Pisicela:

Po godzinnym zmartwieniu się nieudanym pościgiem, przyszedł czas abym pojechał za miasto do rodziny Capeli, wziąć jego rzeczy. Zeszłem ze służby, oczywiście wszystko przekazując na początku Sonny'emu a po chwili byłem już w swoim osobistym samochodzie. Wyjechałem z parkingu i skręciłem w prawo, tak jak pokazywały strzałki kierujące do wyjazdu z Los Santos.

* Pov Hank *
Po tym, jak Pisicela wyszedł z komendy, zacząłem z Grześkiem przebierać się w te same garnitury co mieliśmy rano i również schodzić ze służby. O godzinie 10.20 miała zacząć się pierwsza msza, a warto w tym dniu przyjść do kościoła przed pogrzebem.
Time skip...
Przed budynkiem stało dosyć sporo aut. Aż nie chciało mi się wierzyć że tyle osób znało Capele. Normalnie cały parking zapełniony oraz kawałek trawnika. Postanowiliśmy wiec zaparkować naprzeciwko i podejść.
Gdy weszliśmy do kościoła, zaczęła grać muzyka kościelna. Zajęliśmy miejsce z tylu, po czym przeżegnaliśmy się.
Time skip.. (nie będę już wam mszy opisywać)

Po 45 minutach wyszliśmy z budynku i złapaliśmy trochę świeżego powietrza. Serio, w kościele było tak duszno, że oddychać nie można było. Normalnie, razem z Grześkiem się tam dusiliśmy.
Mieliśmy jeszcze trochę czasu do przyjazdu trumny, w której leżał Dante. Wszyscy czekali na zewnątrz w oczekiwaniu na rodzine zmarłego. Połowa osób płakała, a druga część rozmawiała ze sobą. Nagle ze środka wyszedł ksiądz, informując nas że musimy z powrotem wchodzić na upamiętnienie zmarłego, które miało trwać tyle czasu, dopóki nie przyjedzie trumna. Westchnąłem cicho i razem z Gregorym znowu weszliśmy do środka.

* Pov Pisicela *

Okazało się na miejscu, że w rodzinie Capeli zepsuło się auto i musiałem jechać nie dość że z jego rzeczami, to jeszcze z rodzina. Jezu, ile jego ciotka gada. Normalnie nie może zamknąć mordy, cały czas papla mi jak to Dante był cudownym policjantem. Jego wujek był spokojniejszy. Siedział sobie z tylu i przeglądał telefon a ich córka cały czas płakała. Rodzina wariatów.. Kurwa, gdybym ja musiał z nimi żyć codziennie to był chyba zwariował. Na całe szczęście byliśmy już dosyć blisko, bo zostało nam niecałe 20 minut jazdy. Byłbym szybciej ale jego ciotka strasznie panikuje i każe mi jechać przepisowo. Posłuchałem się jej, bo nie chciałem wyjść na niemiłego. To jest najgorszy powrót do Los Santos świata...

Hejo, ponad 1000 słów, zaraz następna część, już krótsza bo to będzie sam pogrzeb. Myśle że gdzieś o 21 lub 22 będzie :)
Czekajcie!

Błędy i powtórzenia - przepraszam
Bay Bay :*

Ostatnia szansa - 5cityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz