Rozdzial 47 [POGRZEB CAPELI] 1/2

55 3 0
                                    

Na wstępie powiem że będzie to dosyć smutny rozdział bo skapnelam się dopiero dzisiaj że nie było jeszcze pogrzebu więc jest teraz XD
Drugim tematem będzie regularność rozdziałów: Myślę że zrobimy tak że w poniedziałki, wtorki i środy będzie "Ostatnia szansa" a w czwartki, piątki i soboty "Bez sensu 3/3".
A nowa książka będzie już jak dobijemy pod tą 4k wyświetleń! Mogę podpowiedzieć że będzie to ship Morwin :)
Jeszcze coś. Wpadłam na pomysł żeby przed rozpoczęciem każdego rozdziału była krótkie info, co działo się we wcześniejszym rozdziale. Co wy na to? Pasuje? Lecymy? Haha
Zapraszam do czytania:

(W poprzednim rozdziale - Erwin dowiaduje się że był znany w Los Santos jeszcze przed jego przyjazdem, gdzie później rozmyśla jak się wydostać z więzienia oraz Sonny przyznał się do tego że oszukał wszystkich z tymi zwolnieniami)

-----------------------------------------------------------

* Pov Hank *

Po rozmowie na krótkofalówkę z Sonnym byłem w o wiele lepszym humorze niż przez te 2 dni.
Po jakiejś godzinie w końcu ze szpitala przyszedł Janek razem z Xander'em, który miał zamiast koszulki, jakaś zapinana bluzę, a część brzucha, gdzie miał wbite szkło, zostało zabandażowane. Widać było, że sprawiało mu to jeszcze ogromny ból, przy na przykład schylaniu się.
Podczas gdy Pisicela pomagał zapiąć pas dla przyjaciela, wtedy postanowiłem zacząć ta ekscytującą nowinę, bo dłużej wytrzymać nie mogłem.

- Dzwonił do ciebie Sonny? - zapytałem

- Nie? - odpowiedział - Czemu by miał, skoro mnie wywalił?

- Właśnie w tym sęk że nie, to wszystko było kłamstwo - odrzekłem zadowolony

- Co?! - tak niefortunnie chciał odworcic głowę że aż uderzył się nią o samochód, a ta metalowa zapinka (?) poleciała na twarz Xandera - Brednie mówisz - stwierdził

- Nie, no naprawdę gadałem z nim przez krótkofalówkę - oznajmiłem

- Skąd wiedział że akurat pomagam Xanderowi? - zapytał ,

- Chuj wie - rzekłem - Ważne jest to że jesteś policjantem

- Aha, to muszę zrezygnować z Burger Shot'a w takim bądź razie - stwierdził

- Czemu? Zawsze możesz pracować po pracy - oznajmiłem

- Myślisz że mi się chce - rzekł wsadzając głowę do środka - No rusz dupę na chwile Xander. Ja pierdole to - odrzekł - Wy weź to zapnij, bo mnie szlak trafi, a bym zapomniał.. masz swoj telefon i pamiętaj ze jest jutro pogrzeb - odrzekł

- Kogo? - zapytałem

- No naszej depresji kochanej - odpowiedział załamany - O godzinie 17, już jest wszystko załatwione przez jakaś tam daleka rodzine

- Oczywiście ze będę, w końcu to tez był mój przyjaciel -  odparłem

- Trudno to było nazwać przyjaźnią. Bardziej może - zaczął rozmyślać - Znajomi z pracy lub..

- Dobra koniec tematu - przerwałem - Zapiąłem już wiec wsiadaj i zawieź mnie jeszcze do mojego mieszkania muszę się przebrać

- Bardziej iść spać bo jest już 21 (nie ważne czemu tak szybko czas minął/za długo rozdziałów trwa ten dzień) - poprawił mnie

- Mam sprawy do załatwienia - powiedziałem - Sprawy z Gregorym Montanha

- Użyczyć ci mojego telefonu? - zapytał

- Tak, dzięki - wziąłem jego IPhone'a i wybrałem numer do Grześka

Usłyszałem sygnały. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty i nic. Postanowiłem spróbować jeszcze raz. Tym razem sam się rozłączył bo odrazu odrzucił połączenie. Na początku pomyślałem że może są ze sobą skłóceni, czy coś w tym stylu jednak po jakiś 2 minutach zaczął wibrować telefon Pisiceli z powiadomieniem że dzwonił Montanha. Szybko odebrałem, jakby były to jakieś wyścigi, kto pierwszy porozmawia z Grześkiem.

- Cześć, sorry że wcześniej się nie odezwałem bo akurat miałem inne rzeczy do załatwienia, co tam? - przeszedł do konkretów

- Hej, to ja Hank, chciałbym się z tobą spotkać na parkingu koło mojego apartamentu jutro o 4.30. Przyjdziesz na 10 minutek, prawda? - zapytałem

- Dobra, podjadę to razem do roboty pojedziemy w takim bądź razie  - powiedział

- Okej, będę czekać - rzekłem

- Tak w ogóle, czemu dzwonisz z telefonu Janka? - zadał zdziwiony

- Bo mój się rozładował - odpowiedziałem - Nawet ładowarek w tym szpitalu nie mają

- Normalnie szpital jedna gwiazdka - zaśmiał się - Na maszyny ich stać a na zwykłe kable.. masakra

- Dobra, kończę bo już Pisi się denerwuje bo chciał jakaś muzykę włączyć, do zoba - pożegnałem się i rozłączyłem, po czym ze zniechęceniem oddałem telefon kierowcy

* Następny dzień * - 4.00
Pov Gregory:

Obudził mnie budzik od telefonu, który stał na stoliku obok i wydawał dźwięku mojego darcia ryja. Mówiono mi że to zawsze pomaga wstać. Jak widać mieli rację, bo od razu podniosłem się jak poparzony. Spojrzałem się na zegarek, wskazujący już 4.02. Postanowiłem że zacznę się powoli szykować i jechać do Hanka.
Zanim się ubrałem oraz zjadłem śniadanie, była już 4.20. Masakra, jak ten czas szybko leci. Wyszedłem z mieszkania i zamknąłem je na klucz. Po jakiś kilku minutach byłem już w swoim aucie, wyjeżdżając z parkingu.

Podjechałem idealnie na 4.30 pod blok przyjaciela. Zająłem pierwsze wolne miejsce i wysiadłem, żeby ślepota mogła mnie zauważyć. W oddali zobaczyłem jak wychodzi ubrany w czarny garnitur. Dopiero gdy spojrzałem się dokładnie na telefon, zauważyłem od niego wiadomość na Messengerze że dzisiaj jest pogrzeb Capeli. Walnąłem się ręką w czoło z mojej głupoty. Z resztą.. i tak ubrałem się na czarno.

- Grzesiek.. - powiedział zażenowany Hank - Czemu nie masz garnituru??

- Nie miałem w szafie - wymyśliłem szybko

- Jak to, ostatnio miałeś gdy nasz przyjaciel miał ślub - stwierdził - Raptem zaginął - złożył ręce

- Tak, złe wróżki przyszły i mi go zabrały - odrzekłem - Poza tym i tak jestem na czarno

- To jest pogrzeb! - krzyknął - Nie impreza.. Ehh - westchnął i spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku - Mamy czas, chodź do mnie, znajdę ci coś - pociągnął mnie za rękę

- Jesteś niższy i chudszy - oznajmiłem - Nie zmieszczę się

- Mam specjalnie większy, jakbym kiedyś przytył sporo - zaśmiał się - Dobra, szybko - pospieszał

Do czego to doszło bym musiał brać ubrania od przyjaciela

Hejo macie rozdział ;)

Ostatnia szansa - 5cityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz