🌚 Rozdział XI. 🌚

458 28 0
                                    

Był już ranek, przygotowałem dla niej śniadanie kiedy jeszcze spała. Chcę ją przeprosić za wczoraj.

Gdy kończyłem robić kanapki usłyszałem jak otwiera drzwi.

- Jake: Cześć Kelly.

Nie odezwała się ani słowem... Postanowiłem do niej podejść łapiąc ją za ramiona i odwracając w moją stronę.

- Jake: Przepraszam, wiem że mnie wczoraj poniosło, ale to dlatego że cholernie się boje o Twoje bezpieczeństwo.

Ja tylko westchnąłam. - Dobrze, wybaczam Ci.

Po tym skradł jej pocałunek.

- Jake: Zrobiłem Ci śniadanie, zaraz je przyniosę.

Kilka minut później

- Kelly: Co robiłeś przez całą noc?

- Jake: Cały czas pilnowałem by prześladowcy nie włamali Ci się do telefonu.

- Kelly: Mhm, poczekaj pójdę się ubrać.

Kiedy poszłam do pokoju to zaciekawiło mnie okno, może to dziwne ale wolałam sprawdzić choć i tak wiedziałam że nikogo tam nie będzie. Myliłam się, zauważyłam czarny samochód... Szybko pobiegłam do Jake'a.

- Kelly: Jake!

Odwrócił się w moją stronę.

- Jake: Co jest?

- Kelly: K-ktoś przyjechał tu czarnym samochodem...

Od razu się zerwał, pokazałam mu też gdzie jest te auto.

- Jake: Cholera oni już tu są!

- Kelly: Co?! - Aż podskoczyłam że strachu.

- Jake: Ubieraj się i wychodzimy!

Mijały sekundy gdy się przebierałam, nigdy w życiu nie byłam aż tak przerażona. Kiedy wreszcie się ubrałam to pobiegłam do Jake'a by pomóc mu ze sprzętem.

- Jake: Wiejemy!

- Kelly: Nie możemy wyjść drzwiami! Oni tam mogą stać!

- Jake: To jaki masz pomysł żeby się stąd wydostać?!

- Kelly: Oknem!

Pokazałam mu palcem w stronę kuchni, było tam okno więc szybko tam pobiegliśmy i zaczęliśmy stąd wychodzić. Auto Jake'a było za domem więc nie było problemu by do niego wsiąść i odjechać.

- Kelly: Jak to się mogło stać?!

- Jake: Nie wiem, dobra? - Zaciskał coraz mocniej kierownicę.

- Kelly: Przepraszam... - Powiedziałam cichym głosem.

- Jake: Za co Ty mnie przepraszasz?

- Kelly: Gdybym Ci nie kazała iść spać...

- Jake: To nie Twoja wina, nie obwiniaj się za to.

- Kelly: - Westchnęłam. - Gdzie jedziemy?

- Jake: Do mojego domu.

Zaczął już odjeżdżać, droga była naprawdę długa jeszcze ta pogoda. Było dziś strasznie gorąco, oczy same mi się przymykały aż w pewnym momencie usnęłam.

Kilka godzin później.

Odwróciłem się w jej stronę by upewnić się czy dalej śpi, nie chciałem jej budzić więc wysiadłem z samochodu i kierowałem się w jej stronę by później otworzyć powoli jej drzwi. Od piąłem jej pasy i wziąłem ją na ręce tak by jej nie obudzić, lecz niestety się obudziła.

- Jake? Co Ty wyprawiasz?

- Jak to co? Niosę Cię do domu.

- Możesz mnie już puścić.

Nie odezwał się ani słowem, wreszcie odstawił mnie gdy stał już przed drzwiami.

- Podoba Ci się?

- Bardzo.

Pociągnął mnie ze sobą łapiąc mnie za rękę, weszliśmy do jego domu. Był naprawdę przepiękny.

- Chcesz coś do picia?

- Poproszę zimny sok.

- Już się robi. - Uśmiechnął się.

Ja usiadłam na kanapie i patrzyłam się na niego.

- Coś nie tak? - Zapytał nagle.

- Nie nic. - Odparłam. - Ty naprawdę tu sam mieszkasz?

- No tak.

- Aż nie mogę w to uwierzyć.

- Dlaczego? - Tym czasem podawał jej zimny sok.

- Dziękuje. - Masz taki ogromny dom, po co Ci taki?

On tylko lekko się zaśmiał. - Lubię duże przestrzenie, jak już też zauważyłaś jestem hakerem.

- I nic o Tobie nie wiem, może opowiesz coś o sobie?

Nagle nastała cisza, wpatrywałam się tylko w jego błyszczące zielone oczy czekając cierpliwie na odpowiedź.

- Wolę nie.

- Dlaczego? To trochę niesprawiedliwe.

- Nie chcę byś wiedziała o moim poprzednim życiu, może kiedyś...

- Czego się boisz? Jake, chcę tylko byś wiedział że nawet jak robiłeś coś złego to Cię nigdy nie zostawię.

- Dobrze... Tylko obiecaj że mnie nie zostawisz.

- Obiecuję.

Nigdy nie ma końca ~ Duskwood Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz