Rozdział 92

1.4K 66 8
                                    

Profesor McGonagall stała tam i chichotała w zaciśniętą pięść.

– Przyszłam zobaczyć co z Severusem, ale widzę, że już ma opiekę.

Chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie drzwi otworzyły się i pojawił się w nich Snape. Spojrzał na nią niechętnie i zwrócił się do starszej czarownicy.

– Zabierz ją stąd, Minerwo. Twoja pupilka uparła się, że mnie rozbierze.

– Och, czyżby? – Profesor McGonagall wpadła w niekontrolowany chichot.

– To nie tak! Pan wszystko przeinacza! Chciałam tylko wmasować maść przeciwbólową w pańskie plecy! Bolą pana od kopniaków Erniego!

– Co nie zmienia faktu, że chciałaś mnie rozebrać.

Wyraźnie czerpał zadowolenie z jej zawstydzenia, więc postanowiła go potraktować tak, jakby był Ronem.

– Przestanie się pan wygłupiać i zacznie zachowywać jak na dorosłego czarodzieja przystało? –rzuciła swoim najbardziej „mędrkowatym” tonem. – Już dawno bym sobie poszła, gdyby przestał pan się dąsać.

– Ja się nie dąsam!

– Nie? A jak inaczej by pan to nazwał? Wiem, co zrobię. – W jej oczach zalśniły ogniki, które najwyraźniej go zaalarmowały.

– Pójdę po panią Pomfrey. Wiem, że ona jest w stanie się panem zająć.

– Granger!

– To pan tu poczeka, a ja po nią pójdę, co? – Ruszyła do drzwi prowadzących do gabinetu.

Profesor McGonagall patrzyła na nią z mieszaniną dumy i ciekawości. Była już prawie na korytarzu gdy dobiegło do niej zirytowane:

– No już dobrze, dobrze! Zgadzam się! Tylko nie idź po tę wariatkę! A ty się nie zachowuj jak nastolatka, Minerwo! Kobieto, masz ponad siedemdziesiąt lat, a chichoczesz jak trzynastolatka. Nic dziwnego, że w Gryffindorze nie ma żadnych porządnych dziewczyn.

– Bo w Slytherinie są? – parsknęła głowa Gryffindoru. – Nie wspomnę o pannie Parkinson, która zaliczyła chyba wszystkich chłopaków ze swojego domu.

– Nie przypominaj mi tej porażki – mruknął i założył ręce na piersi. – Skoro jednak nasza etatowa Wiem-To-Wszystko zapragnęła ujrzeć moje jakże wspaniałe ciało – obie czarownice wzniosły oczy do nieba – to nie mogę jej odmówić. Zamierzasz stać tutaj cały dzień?!

Wrócił do sypialni, tymczasem Hermiona i profesor McGonagall uśmiechnęły się do siebiewrednie.

– Masz zdolności, moja droga – parsknęła starsza kobieta. – Gryfonka w każdym calu.

– Dziękuję, pani profesor. Z profesorem Snape’em trzeba wet za wet.

– Granger nie mam całej nocy!

Przewróciła oczami i zwróciła się do nauczycielki.

– Idzie pani ze mną?

– Wątpię, by moja obecność była pożądana – parsknęła i przytuliła dziewczynę, jednocześnie szepcząc jej do ucha. – Wiem, że będziesz dla niego dobra.

Puściła jej oko i już wychodziła na korytarz, dokładnie zamykając za sobą drzwi. Hermiona zaczerwieniła się. Przecież profesor McGonagall nie może sądzić, że ona…?!

– GRANGER!

– Tak, już idę.

Pokręciła głową i skupiła się na zadaniu. Nie będzie łatwo. Kiedy zamknęła za sobą drzwi Snape właśnie zdejmował koszulę. Nie wiedziała co zrobić z oczami, więc wpatrzyła się we własne stopy dopóki nie usłyszała, że się kładzie.

– Czyżby tupet cię opuścił? – zakpił, po czym dodał poważniejszym tonem. – Nie życzę sobie żadnych komentarzy typu „obrzydlistwo” jak ostatnim razem. Sama się w to wpakowałaś.

– Rozumiem. Wtedy to był… szok. Teraz jestem lepiej przygotowana. – By mu to udowodnić, podniosła wzrok i wbiła w jego twarz. Jednak nie mogła nic poradzić na zdradziecki rumieniec.

Snape leżący półnagi na łóżku ze świecącymi oczami to… był cholernie przyjemny widok. Poczuła, że zalewa ją fala gorąca – zarówno upokorzenie, że o czymś takim pomyślała, jak i coś dziwnego. Skupienie. Musi się skupić. Podchodząc bliżej spojrzała na jego plecy i wyrwało się jej:

– O, kurde!

– Wyjątkowo ambitny komentarz, Granger – prychnął pogardliwie. – I ciebie uważają za
najzdolniejszą wiedźmę tego stulecia? Wolne żarty.

Był dość szeroki w barkach, ale tak kościsty, że mogła policzyć kręgi, mięśnie były wyraźnie zarysowane co było efektem częstej pracy nad eliksirami (niewielu zdawało sobie sprawę z tego, jakiej siły trzeba użyć do pokrojenia czy zmiażdżenia większości ingrediencji). Jednak to nie jego chudość spowodowała jej okrzyk. Plecy profesora Snape’a były całe naznaczone bliznami. Tak, jak podejrzewała, oparzelina, którą zauważyła za uchem ciągnęła się dalej i kończyła się dopiero na łopatce. Było mnóstwo innych, mniejszych lub większych blizn, ale ją przeraziły trzy największe. Biegły od karku aż po linię spodni, gdzie znikały. Wyglądało to tak, jakby podrapało go dzikie zwierzę.

– Skąd… skąd to? – Jej głos drżał, gdy dotknęła jednej z linii. Snape zachichotał.

– W domu Malfoyów jest jedna, całkiem ładna, łazienka. Kiedyś u nich gościłem i poszedłem się wykąpać, jedynie w ręczniku. Niestety, łazienka była już zajęta przez Bellę, która nie omieszkała mi swoimi pazurami wyrazić swojego niezadowolenia. Będziesz podziwiała, czy bierzesz się do pracy?

– Co? Ach, tak. Przepraszam. – Dopiero teraz zwróciła uwagę na sińce, które zaczęły pokrywać całe ciało. – Powinno mu się wygarbować skórę za to. Jeśli jutro będzie pan w stanie się ruszyć, to będzie cud.

– Nie zamierzam się nigdzie ruszać. Dostałem wolne na jutrzejszy dzień.

Syknął, gdy przycisnęła dłonie z maścią w okolice karku.

– Za mocno?

– Nie, tak dla dowcipu sobie syczę – warknął.

– Nie mógł pan po prostu powiedzieć?

– A czy coś by to dało?

– Nie.

– No właśnie.

___________________________________

Autorka: mroczna88

Szach Mat! czyli hgss bez cukru by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz