Rozdział 96

1.6K 66 12
                                    

Nim się obejrzała, był już prawie koniec października. W pewien sobotni poranek chciała wejść do pracowni, ale drzwi były zamknięte. Zapukała i nic. Próbowała obejść magiczne zabezpieczenia i nic. Dziwne. Do gabinetu weszła bez problemu – już zauważyła, że spokojnie może poruszać się po pokojach Snape’a ze względu na kilka zaklęć, którymi ją otoczył. Jedynie ona, Hal, McGonagall i Dumbledore mieli ten przywilej, więc starała się nie nadużywać jego cierpliwości wchodząc zbyt często. Udało jej się przeszukać jego biurko i wynaleźć mnóstwo notatek, które mogła wykorzystać.

W jej pokoju już stał kociołek, w którym przynajmniej raz w tygodniu próbowała łączyć różne składniki. Lavender i Parvati na ten czas jakoś przypadkiem znajdowały sobie niesamowicie ważne i nie cierpiące zwłoki zadanie. Podły zdrajca, Krzywołap, spędzał całe dnie w Zakazanym Lesie i rzadko kiedy się pokazywał. Za to jej współpraca z Mistrzem Eliksirów osiągnęła w miarę ludzki poziom – częściej rozmawiali niż krzyczeli i zdawał się powoli tolerować jej przytyki, choć sam nie porzucił własnego sarkazmu. Jednak nigdy się nie zdarzyło, by się spóźnił. Tak po prawdzie, to ona najczęściej była tą, która się spóźnia. Zapukała do drzwi salonu i kiedy nie dostała odpowiedzi delikatnie je uchyliła.

Snape’a nie było, za to pokój wyglądał tak, jakby przeszedł po nim huragan – książki były zrzucone z regałów na ziemię, stolik wywrócony. Machnięciem różdżki ułożyła tomy byle jak na regałach i nie przejmując się niczym, otworzyła drzwi do sypialni. W środku było ciemno, więc zapaliła jedną ze świec. Nie było go również w łóżku, ale na ziemi leżała czarna szata. Serce podskoczyło jej do gardła i prawie przestało bić – został porwany? Walczył? O, Merlinie… Dumbledore. Dumbledore musi coś wiedzieć! Zrobiła krok do drzwi, gdy błysk światła przykuł jej uwagę – po drugiej stronie sypialni musiała być ukryta komnata, bo spod szczeliny pod drzwiami wyraźnie było widać światło. Podbiegła do drzwi i sięgnęła do klamki w momencie, gdy otworzyły się z drugiej strony. Zderzyła się z czymś twardym i zrobiła krok w tył. Przed nią stał Mistrz Eliksirów i patrzył na nią wyraźnie zszokowany.

– Nic panu nie jest! Och, jak się cieszę!

– Dlaczego miałoby mi coś być?

– Bo pan się nigdy nie spóźnia, a dzisiaj…

– Zaspałem. Zaraz przyjdę. Poczekaj w salonie.

Skinęła głową i dopiero teraz zauważyła, że miejscem, z którego wyszedł Snape musiała być jego łazienka, bo zapachniało jej świeżością. Po chwili jednak jej umysł zarejestrował co innego –Snape był okręcony w pasie ręcznikiem, ale poza nim nie miał na sobie nic. Poczerwieniała, obróciła się wokół własnej osi i ruszyła do drzwi.

– Wstydziłby się pan łazić półnago i nawet nie okazywać zawstydzenia!

– Jestem u siebie, Granger. Sądzę więc, że mogę sobie „łazić” jak mi się podoba. Ciesz się, że postanowiłem użyć ręcznika.

– Jestem wdzięczna – mruknęła i zamknęła drzwi z hukiem. Ze środka dobiegł ją złośliwy chichot.Uwielbiał ją zawstydzać i to na różne sposoby.

Czasami działo się to w taki sposób, jak dzisiaj, czasami patrzył na nią tak, że czuła pustkę w głowie. Najczęściej jednak pochylał się nad nią, nawet kiedy nie musiał, by dokładnie wyrecytować polecenie lub też podając jej jakąś fiolkę muskał palcami jej dłoń. Ginny twierdziła, że jest przewrażliwiona – to wszystko pewnie było przypadkowo. Być może, ale dochodziły do tego różne rozmowy podczas których wyraźnie cieszył się z jej gorących rumieńców. Co nie oznacza, że nie była mu dłużna. Żeby zawstydzić Snape’a należało zacząć mówić o nim samym – kiedyś napomknęła, że mógłby zastanowić się nad ścięciem włosów, bo wtedy byłoby widać jak ładnie sklepione ma kości policzkowe i przeszła samą siebie powstrzymując się przed śmiechem na widok jego rumieńca. Czerwone miał nawet uszy. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie i usiadła na jednym z krzeseł. Zaczął jej ufać – mogła wchodzić do jego salonu i pożyczać książki, by następnego dnia je oddać, zaczął też mówić co nieco o sobie, chociaż dalej musiała wyciągać z niego informacje siłą. Cieszyła się z tego – nawet Hal powiedział, że to duży postęp. Gorzej miała się sprawa z Ronem – nie podobało mu się, że większość wieczorów spędza w towarzystwie dupka z lochów i wcale nie wygląda, jakby szła na ścięcie. Kiedy mu odpowiedziała, że wręcz cieszy się na te „dodatkowe lekcje Eliksirów” tłumacząc to szczęściem, że może z kimś podyskutować bez kretyńskiego wyrazu twarzy ze strony rozmówcy, Ron się obraził i nie odzywał do niej przez następny tydzień. Co nie zmieniało faktu, że stale się do niej dobierał i posuwał się coraz dalej.

Szach Mat! czyli hgss bez cukru by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz