Epilog

1.2K 65 30
                                    

Harper

Zacisnęłam dłoń na jego klatce piersiowej, bojąc się, że cały ten wieczór, pół tej nocy było tylko wymysłem mojej wyobraźni. Moje powieki były przymknięte, jednak co jakiś czas je otwierałam, upewniając się, że Tyler nigdzie nie zniknął. Tak jakby jego serce bijące dosłownie pod moim uchem było zbyt małym dowodem.

On nigdzie za to się nie wybierał, jego dłoń muskała spokojnie moje odkryte ramię. Zataczał kółka, rysował coś na wzór słoneczka i po prostu cieszył się moją obecnością. Druga jego dłoń obejmowała mnie w taki, trzymając cały ten wieczór blisko siebie, jakby on tak samo bał się tego, że zaraz gdzieś zniknę.

Nigdzie się nie zamierzałam stąd ruszać.

- Masz na swoim ciele jeden jedyny tatuaż - zwróciłam uwagę.

Przerwałam ciszę między nami, która w żadnym stopniu nie była nieprzyjemna. Podniosłam się nieco wyżej, odsuwając się tym samym. Dzięki temu teraz miałam lepszy widok na jego twarz, a tym samym pozostając tym samym w jego objęciach.

Widziałam teraz, jak uciekł wzrokiem na drobny rysunek tuż pod jego prawą piersią. Mogłam się dokładniej jej teraz przyjrzeć, cieniutki zarys tuszu, bez wypełnienia idealnie przedstawiał, rozpadającą się różę.

- Zawsze uważałem, że tatuaże są na całe życie - zaczął wyjaśniać. - Uznałem więc, że jeżeli będzie coś takiego, albo ktoś, kogo będę chciał trzymać przy sobie do końca życia, kto będzie dla mnie tak ważny. Wtedy znajdzie się to na mojej skórze.

- Więc co symbolizuje róża? - zapytałam dosyć niepewnie.

Podniósł wzrok na mnie, a ja chciałam odetchnąć z ulgą, że nie przeszkadzało mu to pytanie. Jego dłoń, która wcześniej wędrowała po moim ramieniu, teraz znalazła się przy mojej twarzy. Jego palce wplątały się w moje przednie pasma włosów, docierając przez nie do policzka.

- Jej płatki najczęściej są czerwone - zasugerował.

Wystarczyła chwila, abym zrozumiała, co chciał mi przekazać. Jego mama miała rude włosy, kojarzyła mu się z kwiatami, przepięknym ogrodem przy domu, w którym kiedyś mieszkał. Była dla niego ważną osobę, nawet nie wiem, czy nie najważniejszą w całym życiu. Uśmiechnęłam się niemrawo, czując, że nie powinnam drążyć tego tematu, że nie powinnam zadawać tego pytania.

On jednak nie widział w tym nic niewłaściwego. Jego twarz była spokojna, beztroska, tak jakby nic się nie stało. To, w jaki sposób musnął kciukiem mój policzek, to jak blisko mnie trzymał, nie było tutaj nic niewłaściwego. Opadłam na jego klatkę, wtulając się głową w jego ciało. Dosłownie jakbym chciała się znaleźć jak najbliżej niego.

- Powinienem pojechać do domu, dopóki ojciec jeszcze nie wrócił z imprezy - odchyliłam się delikatnie do tyłu, aby lepiej go słyszeć. - Przydałby mi się nieco wygodniejsze ubrania niż garnitur za kilkadziesiąt tysięcy dolarów - przewrócił teatralnie oczami.

- Kilkadziesiąt tysięcy?! - powtórzyłam.

Podniosłam gwałtownie głowę, prawie uderzając nią w jego szczękę. Jeszcze tego brakowało, abym na odchodne go znokautowała.

- Mówisz, że rzuciłem garniturem wartym tyle pieniędzy na drugi koniec pokoju! - przerażona spojrzałam w jego oczy, zdając sobie sprawę, co takiego zrobiłam.

- Uwielbiam cię - zaśmiał się gromko na cały pokój.

- To w żadnym stopniu nie jest śmieszne, wystawią mi jeszcze papiery do zapłacenia odszkodowania - zmarszczyłam niezadowolona brwi, oglądając to, jak ta cała sytuacja jego śmieszy.

Trust meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz