#2

35 1 0
                                    

Łzy zaschnęły mi na policzkach, a makijaż rozpłynął się we wszystkich stronach twarzy. Czułam się beznadziejnie. Ciemne włosy miałam rozczochrane. Dawno nie wyglądałam tak tragicznie. Leżałam i po prostu gapiłam się w sufit. Nie widziałam innego sensu życia. Wystarczyło kilka chwil... a bliska mi osoba po prostu odeszła bezpowrotnie... Jakoś po godzinie zwklekłam się w końcu z łóżka i powędrowałam do łazienki. Puściłam wodę do wanny. Gdy była już pełna, weszłam, żeby zanurzyć się po samą szyję. Delektowałam się opływającą moje ciało gorącą wodą i pianą, której bąbelki stopniowo pękały wydając charakterystyczny dźwięk. W tym momencie starałam się pozbierać myśli. Wiedziałam, że będę musiała podjąć decyzję czy pójdę w delegacji czy sama. W zasadzie teraz nie miało to większego sensu. Zamknęłam oczy i czułam jak łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Miałam wrażenie, że teraz już nic mnie nie trzyma ani w pracy, ani na świecie. Obiecałam jednak się nigdy nie poddać. Poprzednie 2 lata nie były przyjemne. Zastanawiałam sie, dlaczego Andrew mógł to zrobić. Przecież obiecał... i to nie raz... Moje źrenice złapały martwy punkt, a myśli odleciały dalej niż powinny. Ocknęłam się z transu, gdy woda zrobiła się już bardzo chłodna. Szybko się obmyłam i wyskoczyłam z wanny. Patrząc na siebie z politowanie w lustrze, odświeżyłam popuchniętą twarz. Ubrałam na siebie cokolwiek, byle było wygodne. Zeszłam na dół i od razu spotkałam zmartwiony wzrok kuzynki.
- Nawet nic nie mów - odparłam zrezygnowana.
- Zrobiłam Ci słońce śniadanie i kawę taką jak lubisz - uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie mam ochoty nic jeść - rzuciłam pod nosem.
- Nie obchodzi mnie to Maleńka. Musisz zjeść chociaż odrobinę. Jedziesz dzisiaj osiemset kilometrów do domu i nie ma mowy, że puszczę Cię głodną.
Uniosłam ręce w geście bezradności. Usiadłam przy stole. Nela miała rację, ale ja po prostu nie miałam siły. To było dla mnie bardzo trudne. Zjadłam i zebrałam się do wyjścia. Blondynka spoglądała na mnie zastroskana.
- Jakbyś czegoś potrzebowała to możesz dzwonić, kiedy masz ochotę i jak będziesz w okolicy to śmiało przyjeżdżaj - przytuliła mnie najmocniej jak się dało.
Otworzyłam drzwi. 344 nadal tam stał. Wrzuciłam do środka torby. Wsunęłam się do środka na siedzenie kierowcy. Zdałam sobie sprawę, że już nic nie będzie takie samo. Pomachałam do kuzynki i wyjechałam spod kamienicy. Odblokowałam telefon i weszłam na wszystkie swoje komunikatory. Po kilku chwilach dotarło do mnie, że telefon zostanie głuchy na zawsze. Spojrzałam tylko na nasze zdjęcia w galerii. Po policzku spłynęła mi tylko jedna łza. Otarłam ją. Czułam się naprawdę potwornie. Miałam wrażenie, że nikt na firmie nie wiedział, że Andrew zadzwonił do mnie chwilę wcześniej. Teraz już wiem za co przepraszał... przekroczyłam sprawnie granicę i zaczęłam kierować się w stronę domu. Można by było powiedzieć, że droga była nadwyraz spokojna. Lubiłam tę trasę. Po drodze były wzgórza i doliny. Pięknie komponowało się to z lasami, łąkami pełnymi kwiatów oraz polami. Najczęściej były to jakieś zboża czy trawy. Najbardziej cieszył mnie jednak widok rzepaku i słoneczników. Po 4 godzinach jazdy, zatrzymałam się na postój. Z parkingu był widoczny malowniczy krajobraz z ruinami zamku w tle. Usiadłam na ławce z papierosem i telefonem w ręku. Starałam się napawać tym niesamowitym widokiem, ale myślami wędrowałam do całej zaistniałej sytuacji. O 11:20 zatrzymałam się na pauzę. Papieros skwierczył mi cicho w dłoni, a dym unosił się wysoko w powietrze. Poszłam jeszcze tylko do łazienki. I ruszyłam w dalszą część drogi. Jakoś na wysokości Würsburga wcisnęłam się na środkowy pas. Wyprzedziłam czarną ciężarówkę z Polski i wjechałam z powrotem na prawy pas. Przejechałam tak kawałek. W pewnym momencie z wjazdu na autostradę przed nos wpakowało mi się srebrne BMW. Chcąc uniknąć zderzenia zahamowałam ostro busa. Tak, to właśnie w tej chwili poczułam, że coś popchnęło 344 do przodu. Spojrzałam w lusterko wsteczne i wybałuszylam oczy. Zobaczyłam w tyle auta czarną ciężarówkę. Odpięłam pasy i wyskoczyłam na pas awaryjny. Błotnik miałam totalnie połamany. A drzwi wgniecione. Całe szczęście reszta była cała. Z czarnego pojazdu za mną wysiadł dość wysoki, szczupły brunet. Miał krótki zarost i krótkie włosy. Spojrzał na mnie, a potem na 344. Poczułam jak wzbiera we mnie złość.
- Nie widziałeś mnie idioto?! - wykrzyknęłam na cały głos.
- Nie zdążyłem zahamować - wzruszył ramionami.
- Chyba w tym momencie sobie ze mnie żartujesz! Wjechałeś mi w dupe! Co ja mam teraz zrobić?!
- Nie jest aż tak uderzony, żeby nie szło nim dalej jechać.
- Czy ty się człowieku słyszysz?!
- Wzywasz policję czy piszemy ugodę? - zapronował. - Dobra, widzę, że muszę sam zdecydować - nawet nie zdążyłam nic odburknąć, a ten już był spowrotem z kartka, długopisem i swoimi dokumentami.
Jedynie, co ja zdążyłam zrobić to zapalić papierosa i się załamać. Naprawdę to była ostatnia rzecz, o której marzyłam.
- Jak masz na imię? - zapytał. - Ja jestem Kacper.
- Człowieku.. ty mi skasowałeś tył w busie i tak totalnie bez stresu mi się przedstawiasz i pytasz o imię? - spojrzałam śmiertelnie poważna w jego oczu.
W odpowiedzi dostałam tylko szeroki uśmiech. Nie powiem, bo miał jakąś moc, że zeszła ze mnie cała złość. Mojego imienia mógł dowiedzieć się jedynie z dokumentów. Nie zamierzałam się przedstawić. To nie był dobry moment na tego typu pogaduszki. Chciałam naprawdę być już na miejscu. Jak szef to zobaczy to się załamie. Odpaliłam już drugiego papierosa. Chłopak spojrzał z politowaniem. I wręczył mi papiery.
- Tu masz wszystko co jest potrzebne do ubezpieczalni - oświadczył. - Jakby mieli jakiś problem to wpisałem też numer telefonu.
Przeczytałam dokładnie całą kartkę. Moje dane się zgadzały. Miałam nadzieję, że kierowcy ciężarówki też. Podziękowałam i wsiadłam do busa. W lusterku widziałam tylko jak brunet znika za drzwiami ciężarówki. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do szefa. Ten kazał mi się przekierować do Paula. Tylko on był w najbliżej mnie, a i tak czekały mnie długie 3 godziny stania. Ciężarówka zniknęła mi już z pola widzenia. Ten chłopak miał coś w sobie, co nie dawało mi spokoju.
No nic... włączyłam sobie serial. Chociaż tam bohaterowi głównemu się wiodło w życiu. Mimo przespanej nocy, byłam zmęczona. Czas dłużył mi się niesamowicie. Auta mijały mnie, a kierowcy spoglądali na mnie z pogardą, jakby moje stanie na pasie awaryjnym było dla nich jakimś ogromnym problemem. W końcu o zachodzie słońca doczekałam się Paula. Przytulił mnie tylko w geście zrozumienia i zabrał moje rzeczy do siebie. Zapaliłam jeszcze papierosa. Chyba dostrzegał moje zrezygnowanie. Nawet przez chwilę przeszło mi przez myśl rzucić tę pracę w cholerę, ale tu już wszystkich znalazłam i miałam w porządku szefostwo. Poza tym nie widziałam się w innej pracy. Ruszyliśmy z drogę do domu, gdy tylko przyjechała laweta.
- Jak się czujesz? - spytał zatroskany szatyn.
- Bywało lepiej - wbiłam wzrok w horyzont. - A ty?
- Nie wiem czy są takie słowa, które byłyby w stanie to wszystko opisać - odparł.
- Tak właśnie myślałam... - posmutniałam. - Teraz już wiem za co przeprosił mnie przez telefon.
- Co masz na myśli? - zaciekawiony mężczyzna.
- Sto kilometrów przed granicą wczoraj, zadzwonił do mnie i powiedział, że przeprasza... potem połączenie się... urwało... - rozryczałam się jak bóbr.
Widziałam szok Paula kątem oka. Zamyślił się teraz i patrzył przed siebie.Było mi go żal. Przyjaźnili się z Andrew aż 10 lat. Ja nawet połowę tego nie pracowałam w tej firmie. Dla mnie to samobójstwo było ciosem w samo serce. Nie wyobrażałam sobie jak bardzo cierpiał Paul. Zachód słońca był dzisiaj nadwyraz piękny. Barwy były maksymalnie wyraziste i rozpościerały się daleko po niebie. Oj tak, mój przyjaciel piękne je namalował. Drogi były już puste. Raz po raz wyprzedzaliśmy ciężarówki, czasami nas coś mijało. Miałam tyle planów na drogę powrotną, ale już wczoraj szlag je trafił. Podjechaliśmy pod mój dom. Mężczyzna wręczył mi torby i odprowadził do drzwi.
- Spedytorka kazała Ci przekazać, że masz tydzień urlopu - rzekł. - Uznała, że jest Ci potrzebny.
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu. W domu panował półmrok. Czyżbym zapomniała zgasić światło w kuchni? No tak, nie zgasiłam. Powędrowałam do sypialni gdzie rzuciłam się na łóżko. Patrzyłam chwilę tępo w sufit. Usłyszałam dźwięk smsa w moim telefonie. Nie ukrywałam zdziwienia. Podniosłam telefon i nie mogłam uwierzyć..

"Cześć Lea! Wziąłem Twój numer z tych dokumentów, które wypełniliśmy"

Zamurowało mnie. Zaczęłam mrugać nerwowo powiekami. Nie wiedziałam, co mam odpisać.

Przypadkowe spotkanie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz