#10

6 1 0
                                    

Wraz ze zbliżającym się weekendem rósł mój stres. O ile lubiłam pracę jako kierowca, o tyle nienawidziłam jeżdżenia prywatnie osobówką takich tras. Zawsze się bałam, że Ford się po prostu po drodze podda i totalnie by mnie to nie zdziwiło. Jednak nie chciałam doświadczać tego w trasie będąc na środku Niemiec. Zaczynałam już swoje plany na cały tydzień. Trzeba było ogarnąć kilka rzeczy. Musiałam się spakować, pofarbować włosy czy zrobić paznokcie. Zupełnie przyziemne sprawy, ale i tak sprawiały w natłoku tygodnia problemy. Tym bardziej, że byłam też w pracy. Kilkugodzinne rozmowy z Kacprem stały się codziennością i wgryzły w plan dnia, niesamowite. Nigdy bym nie przypuszczała, że ktoś obcy tak namiesza mi w życiu, a to była tylko głupia stłuczka. Byłam ciekawa czy uda nam się spotkać. Fajnie by było zacząć tak wakacje. Chwilami nie docierało do mnie, że już jest lipiec. To już minęło tyle czasu odkąd się poznaliśmy i jeszcze więcej czasu odkąd nie ma ze mną Andrew. Bywały momenty, w których Kacper nie słuchał o niczym innym. Zwyczajnie siadałam i zalewałam się łzami. Żal było mi patrzeć na bruneta, który nie mógł być obok. Z tego powodu nie miałam też tego najważniejszego wsparcia. Potrzebowałam zwyczajnie dotyku tudzież przytulenia. Przyjaciel robił wszystko co w jego mocy, żebym się codziennie uśmiechała. Nie umiałam mu podziękować. Nie było takich słów, które by to określiły w stu procentach idealnie. Siadałam czasami do komputera. Próbowałam coś nabazgrać w notatniku, ale często odpuszczałam. Kiedyś byłam w tym dobra. Uwielbiałam pisać listy i dawać w ten sposób całą siebie. Nigdy nie zależało mi na drogich prezentach. Dla mnie najlepsze były te od serca. Nawet jakbym dostała od przyjaciela jakiś rysunek, laurkę lub coś innego w tym stylu to byłabym szczęśliwa. Po prostu wiedziałabym, że włożył w to kawałek siebie.
Dzień był ponury. Niepodobny do innych. Mimo to biła ode mnie radość i spokój. Zapisałam wszystko, co mam do zrobienia. Kartkę powiesiłam na lodówce. Mój żołądek dał już o sobie znać. Brzmiało to trochę jak jakiś okrzyk godowy waleni. Zrobiłam sobie kanapki oraz kawę. Usiadłam przy stole i zaczęłam wertować social media. Kacper musiał jeszcze spać, bo się nie  odzywał i nie odpisał też na powitanie. Taki to kurcze sobie pośpi. Dzisiejszy dzień w pracy nie zapowiadał się na jakiś nadzwyczajny. Zjadłam ze spokojem śniadanie. Powędrowałam w końcu się uszykować. W głowie miałam jeszcze nasze pierwsze spotkanie z przyjacielem. Pierwsze nie licząc tej głupkowatej stłuczki. Spakowana już do pracy, zabrałam kanapki i kawę na drogę. Na dworze wiało chłodem. Niedowierzałam, że ta pogoda jest tak na serio. Przecież była końcówka czerwca. Samochód wciąż był w środku nagrzany. Po tych ostatnich upałach wcale mnie to nie dziwiło. Wyjechałam z garażu. Po zamknięciu bramy ruszyłam w stronę zakładu pracy. Mój telefon chwilę później zaczął wyć tym super dzwonkiem, co sobie ustawiłam.
- Halo? - odebrałam.
- Dzień dobry - usłyszałam zaspany głos przyjaciela. - Zaspałem - oznajmił.
- Dzień dobry - odpowiedziałam. - Nic nowego - wzdrygnęłam ramionami. - Jak się spało?
- Za krótko, o wiele za krótko.
- To do której nie spałeś?
- Trzecia chyba była.
- Ty chyba do reszty oszalałeś - uniosłam się lekko.
- Oj nie krzycz tak z rana...
- Z rana? Jest po dziewiątej!
- Już już... - brunet przetarł oczy i ziewnął wymownie.
- Już więcej Ci nie uwierzę, kiedy powiesz "Muszę wstać o...", obłuda normalnie.
Byłam naprawdę pod wrażeniem samozaparcia przyjaciela do wstawania. Podczas, gdy ja budziłam się w kilka minut, ten potrzebował dłuższego czasu na rozruch. Dzień zaczynał zwykle od papierosa. Potem zazwyczaj się przeciągał. Z powodu jego wzrostu nie było to tak swobodne jakby mógł sobie wymarzyć, ale no cóż poradzić? Wzięłam łyka kawy, spoglądając na wracającego do żywych Kacpra.
- Jak się dzisiaj czujesz? - zapytał uśmiechając się w moją stronę.
- Całkiem dobrze. Trochę tylko nie dowierzam pogodzie i strasznie nie chce mi się dzisiaj pracować - odwzajemniłam uśmiech, a przyjaciel parsknął śmiechem.
- I kto to mówi pani kierowco? - poruszył zabawnie brwiami.
- Ej! Mi też się czasami może nie chcieć!
- To aż niemożliwe, że to wypłynęło z Twoich ust moja droga. Zawsze jesteś pełna chęci do pracy i ambitna. Taka sytuacja nie może mieć przecież miejsca. To mi się chce a Tobie nie?
- Żebyś wiedział, że mi nie. Takie życie mój drogi - popatrzyliśmy na siebie groźnie. - Nie każdy jest idealny prawda?
- Ty jesteś Lea - czułam jak się zaczynam rumienić.
- Oj weź już...
- O jaki piękny buraczek - usłyszałam parsknięcie.
- Kacper no!
- No co?
- Okropny dzisiaj jesteś. Nie dość, że śpisz ile chcesz to jeszcze to.
- Oj, no ktoś musi być.
Zapadła cisza. Gapiłam się na bruneta wymownie i powstrzymywałam, żeby nie spiorunować go wzrokiem. W gruncie rzeczy to było bardzo miłe. Dawno nie słyszałam nic takiego. Czas płynął mi jak zawsze. Przejechałam wszystkie te cholerne światła w Dortmundzie i dotarłam do bazy. Założyłam słuchawki. Włożyłam telefon do kieszeni, a następnie powędrowałam do biura po kluczyki oraz dokumenty na wyjazd. Spedytorka jak zawsze była uśmiechnięta. Czasami zastanawiałam się czy jej życie jest takie idealne czy ma dni kiedy robi dobrą minę do złej gry. Wzięłam to co potrzebowałam i życzyłyśmy sobie "Miłego dnia". Przywitałam się z wszystkimi na parkingu. Brakowało tylko Paula, który chwilę później wpadł na firmę z piskiem opon. Czemu mnie to nie zdziwiło?Zaśmiałam się sama do siebie wciąż rozmawiając z Kacprem. Wsadziłam telefon w uchwyt i oznajmiłam, że zaraz wrócę. Musiałam zgarnąć jeszcze torby z auta. Widziałam kątem oka, że szatyn odebrał już dokumenty i klucze od busa. Szedł teraz w moją stronę.
- Daj ja wezmę - powiedział i zabrał moją torbę z rzeczami. - Jak się czujesz?
- Paul, ale ona nie jest taka ciężka - zaprotestowałam.
- Nie ważne Maleńka, chce Ci pomóc.
- Ale wiesz, że zaraz będą głupio gadać - spojrzałam mu prosto w oczy.
- No i co z tego? - jedna brew mężczyzny uniosła się ku górze.
- Jak tak to okej - wzruszyłam ramionami.
- Niech widzą. Żaden nie ma tyle szacunku, żeby Ci pomóc i jeszcze patrzą z pogardą jakbyś była jakimś wyrzutkiem - kiwnął głową w stronę naszych kolegów.
- Odkąd nie ma Andrew tak jest. Nawet już się przyzwyczaiłam. Marco w dzień jego śmierci też sobie nie szczędził rzucić tekstu, że już nie jestem mu chyba potrzebna...
- Nie zwracaj na tego idiotę uwagi - szliśmy w stronę mojego busa. - Nie tylko Tobie tak docina.
- Aż niemożliwe, że jest taki nie tylko dla mnie.
- Spoko, cała firma już gada, że się szybko pocieszyłaś po Andrew, bo jeden widział jak gadasz z jakimś chłopakiem - Paul uśmiechnął się szczerze.
- A to akurat jest dość zabawna historia - odparłam z entuzjazmem.
- Oho, opowiadaj.
- No, bo jak wtedy wracałam to miałam tę stłuczkę. No i ten chłopak miał moje dane, bo pisaliśmy ugodę. Jakoś tak napisał w sumie, żeby przeprosić i tak wyszło, że został na dłużej.
- No to nieźle.
- Grunt, że jest właściwym człowiekiem na odpowiednim miejscu. Dzięki niemu dni stały się o wiele lżejsze do zniesienia.
- I oto chodzi moja mała.
Doszliśmy do bagażnika. Otworzyłam klapę, a Paul wrzucił moją torbę. Staliśmy jeszcze chwilę rozmawiając. Czułam na sobie wzrok kolegów z pracy.  Mało im oczy z orbit nie wyskoczyły, gdy szatyn mnie przytulił i życząc miłego dnia, pocałował w policzek na pożegnanie. Chłopacy mieli takie miny, że we wnętrzu siebie dusiłam się prawie ze śmiechu. W końcu usiadłam na siedzeniu kierowcy. Kacper patrzył na drogę i z uśmiechem spoglądał w moją stronę. Zdałam sobie sprawę, że conajmniej widział całe zajście, ale mogę też nieco podsłyszeć nasz dialog.
- Czy ty to widziałeś?
- Ależ skąd - prychnął głupio.
- A słyszałeś?
- Nigdy w życiu - dalej śmiał się jak chory.
- Jezu weź - znowu czułam jak się czerwienie.
Poustawiałam wszystko i ruszyłam. Wyjeżdżając zatrąbiłam i pomachałam Paulowi. Widziałam tylko jak zabawnie poruszył brwiami. Zaczęłam się śmiać z niedowierzaniem.

--------------------------------------
Witam z kolejnym rozdziałem w ten piękny poniedziałek 🥰
Miłego czytania! ❤️

Przypadkowe spotkanie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz