#3

20 1 0
                                    

Nawet nie wiem kiedy wczorajszego dnia usnęłam, ale na pewno doszło do tego szybko. Po przebudzeniu odblokowałam i od razu weszłam w sekcje SMS. Otworzyłam szeroko oczy.
- Kurwa.. to jednak nie sen - mruknęłam do siebie. - Czego ten koleś może chcieć?
Wstałam z łóżka. Rozważałam czy odpisać. Zanim zdecydowałam co począć, zdążyłam usmażyć sobie naleśniki. Przesmarowałam je nutellą i poukładałam na nich truskawki. Do tego zaparzyłam pyszną kawę. Starałam się delektować pięknym porankiem. W końcu zebrałam się na odwagę i wystukałam na klawiaturze wiadomość zwrotną.

"Cześć. Co cię skłoniło do napisania? Przecież się nie znamy. Oprócz wczorajszej sytuacji"

Długo nie musiałam czekać na odpowiedź.

"Pomyślałem, że będzie Ci miło jak po prostu napiszę i przeproszę za zaistniałą sytuację. Naprawdę nie zdążyłem zahamować. Zamyśliłem się "

No nawet spoko.

"Masz rację to miłe, ale wytłumacz to mojemu szefowi"

Pierwszy raz od dłuższej chwili uświadamiłam sobie, że to całkiem dziwne i zdeczka nienormalne pisać z nieznajomym typem.
- Chwila, chwila - zaczęłam mówić sama do siebie. - Przedstawił się. Tylko jak mu było? Kacper! No to nie taki całkiem obcy - kontynuowałam monolog. - Boże Lea... co Ty w ogóle mówisz? Jest kompletnie obcy!
Wróciłam do picia kawy. Co prawda już się kończyła, ale zawsze można dorobić drugą. Ten tydzień zaczął się fatalnie i zarazem dziwnie. Postanowiłam przejrzeć maila. Widniała na nim wiadomość z informacjami o godzinie i dacie oraz miejscu pogrzebu Andrew'a. Aż ścisnęło mnie w gardle. Musiałam iść. Tak kazało mi serce i sumienie. Psychicznie nie byłam na to gotowa. Weszłam jeszcze szybko na Gadu. Ku mojemu zdziwieniu miałam jakieś nowe wiadomości. Weszłam w nową konwersacje i nie mogłam uwierzyć.
- Jak on mnie do cholery znalazł? - rzekłam zdumiona.
Postanowiłam nie marnować czasu na zastanawianie się. Zalogowałam się na czat i zaczęłam rozmowę ze znajomymi. Wszyscy cieszyli się z mojego powrotu, jedynie nie ja. Ja wciąż miałam pogłębiająca się depresje, która teraz się nasiliła. Postanowiłam wejść jeszcze raz w tą rozmowę.
Kacper: Mów mi Sherlock Holmes 😊
Me: Dobre sobie. Pytam się jak to zrobiłeś?
K: Im mniej wiesz tym lepiej śpisz
M: Doprawdy? A Ty nie powinieneś patrzeć na drogę?
K: Może i powinienem, ale spojrzeć w telefon, żeby do Ciebie napisać to nie grzech. Poza tym pewnie ty też kierujesz?
Ręce mi totalnie opadły. Co on sobie wyobrażał?
M: No niby nie. Nie kieruje, jestem w domu.
K: To przyjadę na kawę hahaha
M: Nie galopuj tak proszę. Myślę, że na kawę to za wcześnie
K: Może i masz rację, ale żyje nadzieją, że może kiedyś do tego dojdzie.
M: Może... A teraz uciekam dalej delektować się wolnym. Paaaaa 😊
Nie czekałam na odpowiedź. Odłożyłam telefon, który jeszcze ze dwa razy zawibrował. Pojęcia nie miałam czemu, ale brunet tak bardzo mnie intrygował, że aż przechodziły mnie ciarki na samą myśl. Miał w sobie tę nutkę i to ona mnie przyciągała. Do tego poniekąd był przystojny.
Zaczynało mnie ciekawić jakie chłopak ma intencje. Zarzekłam się rok temu, że wystarczy mi już internetowych znajomości. Chodzi mi o takie bliskie. Wyszłam z założenia, że już nikogo mi nie trzeba do szczęścia. Coś jednak mnie kusiło, żeby nawiązać z brunetem jakiś kontakt i relacje. Mimo iż miałam już komplet znajomych to brakowało w układance jednego puzzla. Nagle zaczęłam żyć nadzieją, że to właśnie on może nim być. Zanim jednak odblokowałam ponownie telefon, postanowiłam się wykąpać i ogarnąć. Zdawałam sobie sprawę, że makijaż i tak się pewnie rozpłynie, ale potrzebowałam się poczuć chwilę normalnie. Nalałam sobie do wanny gorącej wody. Zanurzyłam się po samą szyję. Ciepło przechodziło przez moją skórę. Bąbelki piany wydawały odgłosy pękania. Wsłuchiwałam się we wszystko co mnie w tamtym momencie otaczało. To była taka błoga cisza. Po godzinie w końcu się wygramoliłam z wanny. Nie chciało mi się 5 raz wody dolewać. Ubrałam koszule i czarne legginsy. Nałożyłam w miarę ładny makijaż i powędrowałam do salonu. Słońce padało już w końcu na ogromny taras przed domem.
- Słońce... - zamyśliłam się. - Gadu! - wykrzyknęłam.
Odblokowałam telefon. Miałam dwie nieodebrane wiadomości i jedno połączenie od Paula. Najpierw postanowiłam oddzwonić. Ustaliliśmy z szatynem, że jutro po mnie przyjedzie i na pogrzebie zjawimy się po prostu razem. Odbyliśmy jeszcze dialog na temat pracy i spraw prywatnych, a następnie rzuciliśmy sobie szybkie "do jutra". Połączenie zakończyło się, a ja weszłam w końcu na komunikator.
K: A ja sądzę, że taka zaradna osóbka jak Ty na pewno nie da się długo prosić. Poza tym nie sądzę, że chodzisz taka wściekła zawsze.
M: Skąd ten wniosek, że ja taka zaradna?
K: Pracujesz w niecodziennej dla kobiet branży, więc raczej musisz taka być 💁‍♀️
M: Oh, możliwe, że masz rację 😊
Wymieniliśmy jeszcze parę wiadomości. Rozmowa była całkiem obiecująca. Zaczęło mi się zdawać, że podjęłam słuszną decyzję. Może w końcu trafił się ktoś całkiem spoko, a może jest to kompletnie przelotne. W każdym razie postanowiłam oddać się chwili zapomnieniu i dać Kacprowi szanse tak po prostu ze mną pisać. Chcąc nie chcąc wkręciłam się w tą rozmowę i miałam jakieś ciche nadzieję, że to nie będzie kolejna znajomość, która skończy się po tygodniu albo dwóch. Spojrzałam na zegarek i doszłam do wniosku, że już pora na jakiś obiad. Była 14:30, a mój żołądek zaczynał o sobie dawać znać.
Przejrzałam całą książkę kucharską w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Jedyne co wpadło mi w oko to gnocchi, ciemny sos i kurczak. Ooo taaak... Zabrałam się za przygotowanie dania. W domu unosił się niesamowity zapach jedzenia. Włączyłam sobie muzykę. Dałam się ponieść chwili. Śpiewałam i trochę tańczyłam. Pozwoliło mi to na chwilę zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. To nie oznaczało, że nie pamiętałam o przyjacielu. Wciąż nie rozumiałam, dlaczego to zrobił. Nigdy się już nie wiem niestety... Popołudnie zapowiadało się całkiem ładne. Może bym gdzieś wyszła? Nie wiem sama. Usmażyłam sobie kurczaka z przyprawami. Zrobiłam sos i wstawiłam wodę na gnocchi. Pojęcia nie miałam, że coś może być tak dobre. W lodówce miałam jeszcze zimny sok pomarańczowy. Po prostu obiad idealny. Siedziałam w kuchni chyba z godzinę. Nie chciało mi się ruszyć. Naszła mnie jednak myśl, że wezmę sobie słodycze oraz coś do picia i pójdę wieczorem nad jezioro popatrzeć na zachód słońca. Nie mogłam przywyknąć do milczącego telefonu i tego, że byłam na niechcianym urlopie. To było takie dziwne i przerażające. Tym bardziej biorąc pod uwagę jak blisko byliśmy z Andrew. Nawet nie wiem czy jego żona miała o tym pojęcie. Znowu się zamyśliłam. Wiele rzeczy w związku z tym mnie męczyło, ale nie mogłam już na to za wiele poradzić. Obejrzałam jeszcze dwa odcinki mojego serialu "The crown". Nim się zorientowałam minęła 20:00. Uszykowałam sobie wszystko na co miałam ochotę. Ubrałam adidasy, chwyciłam w rękę koc i bluzę. Wyszłam z domu ze słuchawkami w uszach. Akurat leciało "Lovely" Billy Ellish. Podśpiewywałam sobie pod nosem. Do jeziorka miałam mały kawałek. Tam było cudowne miejsce przy brzegu z kawałkiem trawnika. Zawsze rozkładałam tam koc i siadałam podziwiac, żeby zachód słońca. W małym księciu mówili, że zachody słońca się lubi jak się jest smutnym. W moim przypadku niekoniecznie tak było. Ja nawet będąc maksymalnie szczęsliwą po prostu je kochałam. Rozłożyłam sobie swój mały koc. Wyciągnełam przekąski i piwo, a później usiadłam. Muzyka już nie była mi potrzebna. Wsłuchiwałam się teraz tylko i wyłącznie w dzwięki natury. Ptaki przelatywały co jakiś czas bądź goniły sie po jeziorze. Panowała taka błoga cisza mimo tego, że czasami było słychać skrzeczenie czapli czy syczenie łabędzi. W jakimś stopniu mnie to relaksowało. Zdaje mi się nawet, że tego potrzebowałam. Kusiło mnie zajrzeć na Gadu, ale z drugiej strony, gdyby Kacper chciał to by napisał też smsa. Tak się jednak nie stało. Chwilę się wahałam aż w końcu nie wytrzymałam.
M: Jak minął dzionek? - napisałam.
K: Ooo.. Myślałem, że o mnie zapomniałaś.
M: Niee, potrzebowałam po prostu chwilę samotności. Raczej to nie jest najlepszy czas w moim życiu, ale nie będę Ci o tym opowiadać. Może kiedy indziej...
K: A ja właśnie skończyłem pracę na dzisiaj
M: No to chyba spoko co nie?
K: Czy ja wiem? Nie lubię samotności - odpisał.
Poniekąd go rozumiałam. Sama jestem samotna, a teraz nawet do kogo gęby otworzyć nie mam.
M: Skądś to znam...
K: Skąd?
M: W sumie to pomieszkuję sama. Mam w dodatku za duży dom dla mnie jednej. Rozważałam przeprowadzkę, ale mam tu piękne jeziorka i jest mi tego żal
K: Zazdroszę, na pewno, pięknych widoków.
M: Ja sobie czasami też. *użytkownik wysłał zdjęcie* Własnie podziwiam zachód słońca.
K: Jest piękny, miałem racje, jest czego zazdrościć
M: Może trochę... Tak właściwie to, długo już tak jeździsz?
K: W tej firmie czy tak ogólnie? W tej firmie to 3 lata.
M: O no proszę. To tyle co ja w swojej.
Pisaliśmy, a słońce zachodziło powoli za horyzont. Co jakiś czas robiłam zdjęcia i dosyłałam Kacprowi. Dowiedziałam się, że sam lubi je robić i że bawi się muzyką. Jeszcze niekoniecznie wiedziałam co to znaczy, ale miałam zamiar się dowiedzieć. Przez chwilę poczułam jakby pojedynczy motylek latał mi w brzuchu. Trzymałam bruneta na dystans. Nic dziwnego wszystkich zawodach w ostatnich latach. Bałam się po prostu, że się zawiodę.

-------------------------------------------
No i wleciał kolejny rozdzialik 🤗
Jak zawsze miłego czytania!
Enjoy! ❤️

Przypadkowe spotkanie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz