#11

8 1 0
                                    

Dzień powoli dobiegał końca. Byłam na wpół przytomna, a jednak bardziej zmęczona niż zwykle. I pomyśleć, że kończyła się środa. Wczoraj po przesiadce na granicy musiałam jechać dalej rozwieźć innych ludzi, bo jeden z kierowców źle się poczuł i nie dał rady wjechać głębiej w Polskę. Jedyny plus tej wycieczki był taki, że ostatni przystanek miałam w górach. Towarzyszyły mi chociaż piękne widoki. Wzgórza rozciągały się aż po horyzont. Wiatr delikatnie muskał moją twarz. Dawno nie czułam się tak wolna jak tam. O 14 skończyłam teoretycznie pracę. Musiałam jeszcze tylko wrócić na granicę. Oczywiste było, że wjechałam do Neli na plotki i żeby się wyspać. Zasadniczo to jednak nic nie dało. Cały przód zielonego busa obklejony był komarami i innym robactwem, ale takie są uroki lata. Kacper miał tak napięty grafik rozładunków i załadunków, że nie miał kiedy napisać ani zadzwonić. Fakt, wymienilismy kilka wiadomości, ale nie z takim natężeniem jak zwykle. Zauważyłam też iż nie ma go na Gadu. Możliwe, że nie miał internetu. Słońce zaczęło schodzić coraz niżej. Kierowca przede mną podnosił mi powoli ciśnienie. Zjechałam na lewy pas i zaczęłam go wyprzedzać. Frajer miał taki tupet, że przyspieszył i pojechał dalej.
- Co za idiota kurde - rzuciłam sama do siebie. - Prawo jazdy za margarynę...
Wróciłam na prawy pas. Dalej była cisza. Spojrzałam na swój zasięg w telefonie. Miałam. Postanowiłam napisać sms'a.

"Dobry wieczór Kacperku 😏 cały dzień się nie odzywasz. Coś się stało? Martwię się"

Czekałam z niecierpliwością nad odpowiedź. Na szczęście cisza została przerwana dzwonkiem telefonu.
- Hej piękna - usłyszałam po drugiej stronie. - Nie mam internetu, nie wiem czemu i zapomniałem, że mogę zadzwonić przecież na telefon. Też się martwiłem, u mnie wszystko w porządku.
- To teraz mogę być spokojna - podsumowałam długą wypowiedź przyjaciela. - Serio się martwiłam.
- Wiem, przepraszam. Mam też dzisiaj trochę powalony plan i jakoś nie pomyślałem.
- Nie gniewam się, serio.
- To dobrze. Jak trasa?
- Jestem dzisiaj serio zmęczona. Wrócę do domu to padnę na twarz i nie wstanę. A Twoja jak?
- Łe wiesz co? Do bani. Same korki. Już dwa razy mi zmienili adres w połowie drogi. Po prostu szkoda słów. Już nie mówię, że żaden jaśnie pan nie pofatyguje się żeby to rozładować tylko muszę sam.
- Boże, ty widzisz i nie grzmisz. To pewnie bolą Cię plecy co?
- Daj spokój... Ale wystarczy tego narzekania. Jak idą przygotowania do wyjazdu?
- Nie żartuj. Trzeci dzień mnie w domu nie ma - zrobiłam wymownego facepalma. - I jutro mnie znowu nie będzie. Nie wiem, kiedy ja to ogarnę.
- Ja ci powiem kiedy. W sobotę. Jak zawsze na ostatnią chwilę - brunet uśmiechnął się zadziornie.

Miał rację, pewnie ogarnę to dopiero w sobotę. Chociaż szczerą nadzieję miałam, że w piątek dam radę cokolwiek zrobić. Ulice Dortmundu wydawały się o tej godzinie ponure i przerażające. Brakowało komunikacji miejskiej i ciężarówek. Samochód jechał tak lekko, że miałam wrażenie jakby płynął po drodze. Kacper był już po pracy. Wpatrywał się we mnie z uśmiechem. Często po prostu siedział i obserwował jakby chciał wyczytać z mojej twarzy o czym myślę. W rzeczywistości nie byłam aż taka przejrzysta. Bywały co prawda takie dni, kiedy można mnie było czytać jak wielką otwartą księgę, ale zdarzało się to zdecydowanie rzadko. Promienie zachodzącego słońca poza miastem padały mi na twarz. Pomarańczowy światło podkreślało dokładnie zmęczone rysy. Brunet zwiesił się na chwilę i popatrzył w dół. Złapał martwy punkt. Wiedziałam, że nad czymś się zastanawia.
- O czym tak myślisz? - zagaiłam nie wytrzymując panującej ciszy. Byłam zmęczona, a to dobrze nie wpływało na jazdę.
- A w sumie to o wszystkim i o niczym.
- Coś się stało?
- Nie, nic.
- Przecież widzę Kapi - spojrzał w końcu na mnie. Nie był ani trochę szczęśliwy.
- Więc? Co się stało?
- Czuję się po prostu samotny - odparł. - Jedyna dobra rzecz to to, że mam już adres rozładunku na poniedziałek. Jest opcja, że jak dojadę na miejsce, w którym się chce zatrzymać to się zobaczymy - poczułam jak zalewa mnie fala ciepła, a na moją twarz wkrada się delikatny uśmiech. - Ale nie mam stuprocentowej pewności.
- Wierzę, że się nam uda - wypaliłam z entuzjazmem. - Wiesz, że dla Ciebie to i na koniec świata pojadę.
- Ale nie możesz nadrobić załóżmy 300km.
- Niby czemu?
- Bo to daleko.
- No i?
- I będziesz długo jechać.
- No i?
- Paliwo jest drogie.
- Noooo i?
- A weź mi już idź z tym "no i" - zaśmiał się w końcu.
- NO I? - powiedziałam powoli i wyraźnie patrząc jak Kacper zaczyna się uśmiechać od ucha do ucha.
Powoli wjechałam na firmę. Tylko mojego 344 tam brakowało. Jak to możliwe, że przywlekłam się ostatnia? Zaparkowałam koło Forda. Przerzuciłam rzeczy do bagażnika i odjechałam busem, żeby zaparkować. Wjechałam powoli na miejsce parkingowe. Zgasiłam silnik i oparłam głowę o oparcie. Brunet spoglądał troskliwie w moją stronę. Jeszcze 20 minut i będę nareszcie w domu. Zegarek pokazywał 22:22. Nadymałam policzki i wypuściłam powoli powietrze.
- Jestem wykończona Kapi - oznajmiłam patrząc w kamerkę.
- Wiedzę Lea, widzę - był naprawdę zatroskany. - Jeszcze trochę i będziesz w domku.
- Czekam jeszcze na spedytorkę. Ma przyjechać odebrać dokumenty i kluczyki - przybliżyłam się, żeby wyciągnąć telefon z uchwytu.
Włożyłam go do kieszeni i wyskoczyłam z busa. Rozmawialiśmy jeszcze o jakiś pierdołach. Zasadniczo Kacper mówił więcej ode mnie, ale to chyba była już kwestia zmęczenia. Po chwili przyjechała spedytorka. Zdałam wszystko do biura i życząc dobrej nocy opuściłam pomieszczenie. Po włączeniu zapłonu Ford zaparkowałam charakterystycznie. Na dworze było już ciemno. Wyjechałam z firmy i skierowałam się do domu. Nie spieszyłam się jak zwykle. Bałam się, że może się coś stać. Oparłam rękę o drzwi i położyłam rękę na dłoni. Patrzyłam się tak przed siebie łapiąc co jakiś czas martwy punkt. Byłam wdzięczna przyjacielowi, że wciąż wisiał na telefonie i cokolwiek do mnie mówił. Po 15 minutach jazdy, zobaczyłam mój upragniony dom. Wjechałam do garażu i aż w środku byłam szczęśliwa. Szurając nogami weszłam do kuchni. Rzuciłam torbę na stół. Nalałam sobie wody z kranu. Wtedy zauważyłam jak Kacper się perfidnie gapi.
- No co? - wzięłam głęboki wdech powietrza.
- A nic, obserwuje zmęczoną i zapracowaną dziewczynę - uśmiechnął się znacząco.
- Idę się zaraz umyć i spać - oznajmiłam. - Zobacz, która jest godzina. Zegarek mi się znowu zepsuł - zaśmiałam się patrząc na 23:23.
- Uwierz mi, że widziałem dzisiaj chyba wszystkie godziny od 7 rano.
- No to niezły jesteś - nachyliłam się i oparłam o blat. - Będę już szła, wiesz?
- Też chciałem Ci to mówić. Musisz chyba odpocząć.
- Chyba tak.
- Tooo dobranoc Lea. Śpij dobrze i spokojnej nocy. Odezwij się jak wstaniesz - brunet posłał mi uśmiech i buziaka.
- Ty też śpij dobrze Kapi - zmusiłam się, żeby kąciki moich ust się uniosły.
Rozłączyłam się. Z trudem powędrowałam do łazienki. Puściłam wodę do wanny. Gdy do niej weszłam, zanurzyłam się po samą głowę i delektowałam się opływającym ciepłem.

---------------------------------------
Wlatuje kolejny ❤️
Enjoy!

Przypadkowe spotkanie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz