Bratnią dusza... Czy istnieje w ogóle coś takiego? Sądzę, że tak. Całe życie opierałam na tym, że trzeba znaleźć kogoś takiego z kim rozmowa się toczy nawet bez słów. Kogoś kto będzie znał Cię na wylot, a mimo to wciąż kochał. Kogoś kogo uśmiech rozpędzał chmury w niepogodne dni. Kogoś kto bezwarunkowo oddawał się w całości. Kogoś z kim można było dzielić myśli i pomysły. Kogoś kto był wart każdego grzechu. Aż wreszcie kogoś kto stawał się całym życiem i nie można było bez niego oddychać...
Moja relacją z Kacprem trwała już kilka ładnych tygodni. Często pisaliśmy, bo po prostu nie było nam po drodze rozmawiać. Wiecznie byliśmy w rozjazdach. Czasami udawało się tylko zamienić parę słów. Rozwiązywaliśmy wspólnie problemy, które nas trapiły. Bardzo dużo się śmialiśmy. Czasami nie mogliśmy złapać tchu z tego wszystkiego. Dni w pracy leciały nadwyraz spokojnie. Wiadomo, zdarzają się problematyczni ludzie, ale stało się to rzadkością. Dwa tygodnie temu jedna rzecz zapadła mi w pamięć. Ludzie w wieku moim i Kacpra. On wyjeżdżał w delegację, ona przyszła go pożegnać. Serce mi pękało na ten widok. To było takie piękne i smutne jednocześnie. Marzyłam o takiej bezwarunkowej miłości. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu.
- Kogo to niesie o 7.30 rano? - zapytałam głupio samą siebie.
Spojrzałam na wyświetlacz. No kto inny to mógł być? Odpowiedź prosta jak 2x2.
- Halo? - odebrałam jeszcze zaspana.
- Dzień dobry! - zobaczyłam w kamerce uśmiech bruneta.
- Chryste Kacper... nie dzwoń tak, jak ja w ogóle wyglądam? - zaczęłam narzekać.
- Pięknie jak zawsze - skompletował. - Miałem Cię obudzić.
- No przepraszam, nie udało Ci się, obudziłam się z 15 minut temu - zaśmiałam się, ziewając.
- No trudno, ale przynajmniej widzę z rana Twój uśmiech.
Nie mogłam zaprzeczyć. To było ostatnimi czasy najlepsze, co mnie spotykało. Nie ważna była w zasadzie pora dnia. Mój przyjaciel miał tak kojący uśmiech, że mogłabym patrzeć na niego całymi dniami. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę. Umówiliśmy się na późniejsza porę. Kacper coś wspominał, że jedzie do Polski, bo jakiś okien brakło czy czegoś. Nie pamiętałam dokładnie. W każdym razie miał być w domu kilka godzin. Oznaczało to jedynie tyle, że nie będziemy mieli kontaktu ze sobą przez parę godzin, a może i dwa dni. Koło 14 zadzwoniłam do Kacpra. Już nie mogłam wytrzymać ciszy w domu. W dodatku nie chciałam sama jeść obiadu.
- Halo, coś się stało? - odebrał zdezorientowany.
- W sumie to tak i nie - stwierdziłam. - Nie chciałam po prostu sama siedzieć.
- Rozumiem. Myślałem, że coś się stało, bo tak znienacka zadzwoniłaś.
- Jakoś nie mogę się pogodzić z tym, że Cię nie będzie, ale to jak zwykle. Mam nadzieję, że szybko minie - zaśmiałam się.
- No tak zapomniałem, że to wieczność - parsknął śmiechem.
- I know someday I'm gonna be with you - podśpiewywałam pod nosem, spojrzałam na morderczy wzrok bruneta. - No co?
- Znowu ta playlista?
- Nieee, wydaje Ci się...
- Nie kłam.
- Nie kłamie Kacper. Takie mam dni. Nie jest jeszcze jakos super dobrze. Muszę się w koncu zapisać do tego psychologa.
- Pierdol tego psychologa. Ja nim zostane. Możesz mi o wszystkim mówić przecież. Jak coś sie będzie działo to pomietaj, że jestem. Nawet jak to będzie środek nocy.
- Dobrze, będę pamietała.
- A tak w ogóle to smacznego - znowu się uśmiechnął.
- A dziękuję - odwzajemniłam uśmiech.
Gadaliśmy tak do wieczora. Wiedziałam, że o 23 te dobrocie się skończą. Cieszyłam się chwilą. Jutro w sumie musiałam jechać do pracy. Pewnie znowu będziemy odpisywać sobie raz na godzinę. Chyba zaczniemy po prostu do siebie dzwonić. Muszę przyjacielowi o tym powiedzieć. Będzie nam zdecydowanie łatwiej, bo szkoda mi tych pięknych chwil. Skończyliśmy rozmowę około 22.22. Jeszcze się śmialiśmy, że to idealna godzina na zakończenie rozmowy. Musiałam wstać wczesniej do pracy. Zbierałam się już w sumie do spania. Wzięłam szybki prysznic. Przebrałam sie w piżamę i powędrowałam do łóżka. Pościel była świeżo wyprana. Pachniało nią w całej sypialni. Czułam, że szybko padnę. Chciałam jednak poczekać aż Kacper dojedzie na miejsce i mi o tym napisze. Leżałam tak pisząc na Gadu. Jakoś dziwnie nie kleił się temat. Poniekąd byłam trochę zdziwiona. Z drugiej strony zanim internet przełączy sie na granicy to chwila mija. Czekałam z taką niecierpliwością, że nawet nie wiedziałam kiedy mi się przysnęło...Obudziłam się koło 6 i od razu weszłam na Gadu. Zobaczyłam tylko "dobranoc" i dalej kompletnie nic. Napisałam krótkie "dzień dobry". O dziwo odpowiedź nie pojawiła w ciągu najbliższej godziny. Gdyby nie fakt, że musiałam jechać do pracy to zaczęłabym snuć czarne teorie i scenariusze. Spakowałam torbę. Była już 9. Szybka kawa do kubka. Zatrzymałam się na chwilę. Moje myśli powędrowały w stronę milczącego Gadu. Coś było ewidentnie nie tak. Nie umiałam się skupić na jeździe Fordem. Raz nawet się zagapiłam i zatrzymałam na zielonym świetle. Kacper nigdy tyle nie milczał. Ba! Pisał zawsze, że jest już w domu. Dojechałam na firmę. Panował spokój. Byłam jak zwykle spóźniona i to w dodatku nie przez korki tylko przez moją własną głupote, która błądziła za przyjacielem. Wtedy właśnie poczułam, że w jakimś stopniu mi na nim zależy. To było silne jak nigdy dotąd. Tak naprawdę nie wiedziałam w zasadzie, co się ze mną dzieje. Napisałam chłopakowi kolejną wiadomość:
"Kacper, nie wiem czy już jesteś w domu czy wracasz do pracy, ale proszę odezwij się, bo zaczynam się martwić"
Wsiadłam do 344 i ruszyłam w drogę...
-----------------------------------------
Oto kolejny rozdział 🤗
Enjoy! ❤️
CZYTASZ
Przypadkowe spotkanie
Подростковая литератураLea jest dziewczyną po przejściach. Pracuje w niecodziennej dla kobiet pracy. W pewnym momencie życie obraca się jej o 180 stopni. Jak potoczą się losy bohaterki? Czy odnajdzie w życiu jeszcze szczęście?