Sobota zaczęła się dosyć zwyczajnie. Wstałam koło 9. Mogłam w 100% stwierdzić, że się wyspałam. Przynajmniej nie będę zmęczona na trasie do Polski. Nela to już pewnie robi wielkie przygotowania na mój przyjazd. Śniadanie zjadłam w samotności. Kacper jeszcze chyba spał, bo nie dostałam żadnej wiadomości. Wciąż byłam zestresowana nadchodzącym spotkaniem. Nie musiałam pić kawy na pusty żołądek, żeby się telepać jak galaretka. W zasadzie to nie rozumiałam czym było to spowodowane. Może bardziej niż stres zżerała mnie ekscytacja? Nie mam pojęcia. W każdym razie motylki w moim brzuchu robiły przeogromne fikołki. Po śniadaniu poszłam do pokoju przebrać się w wygodne ubrania. Dokończyłam pakowanie kosmetyczki i wrzuciłam ją luzem do bagażnika razem z walizką.
- Przydałoby się zajechać na myjnie - mruknęłam sama do siebie.
Zdecydowałam, że zrobię to przed wyjazdem. Idealnie, żeby całego Forda pokryły muszki i komary. Wchodząc do kuchni usłyszałam wibracje telefonu. Oho, pewnie śpioch wstał. Spojrzałam na ekran. Z radością stwierdziłam, że się nie myliłam.
K: Dzień dobry Lea - ujrzałam wiadomość.
M: Cześć śpiochu - odpisałam z uśmiechem.
Spojrzałam na zegarek. Było już po 11. Kacper sobie trochę pospał. Wcale mu się nie dziwię. Też czasami potrzebuję zostać chwilę dłużej w krainie snów. Zazwyczaj psuje wszystko budzik przypominający mi, że jeszcze trzeba zarabiać pieniądze. Pogoda za oknem była całkiem obiecująca dopóki nie spojrzałam na termometr. Pokazywał aż 30 stopni Celsjusza. Westchnęłam pod nosem. W domu nie było czuć tego upału. Przerażało mnie to o tyle, że nie miałam działającej klimatyzacji. Chociaż zanim ja dojadę do Kacpra to pewnie zrobi się chłodno. Na szczęście pomyślałam o tym wcześniej i spakowałam ciuchy na przebranie. Wzięłam się jeszcze za szybkie sprzątanie. Musiałam ogarnąć sypialnie i kuchnie. Przypomniało mi się, że jeszcze muszę wjechać do sklepu. Myjnia, sklep, coś jeszcze? Chyba wszystko. Ułożyłam na łóżku moje poduszki i pluszaki, z którymi kochałam po prostu spać. Sypialnia wyglądała przez to trochę jak pokój małej dziewczynki. W zasadzie nie było w niej za wiele. Duża szafa na całą ścianę z lustrem. Biurko miałam pod oknem. Na parapecie kilka zdjęć, które stały się już tylko wspomnieniami. Na ścianie z łóżkiem ogromy regał z mnóstwem książek. Czasami się zastanawiam ile wypłat na nie wydałam, a wciąż kupuje przecież nowe. Swoją drogą to od tygodnia czekam na kuriera. Zamówiłam chyba z 5 ciekawych pozycji. Jestem ciekawa jak wypadły. Reszta domu też nie była jakaś wystawna. Lubiłam prostotę. Jedyne czego zdecydowanie miałam za dużo to rośliny. Ojj taaak... Tego nigdy za wiele. Przy każdej możliwej okazji kupowałam nowe, a jak nie było okazji to podcinałam stare i ukorzeniałam, żeby mieć nowe. Niektórych ten fakt przerażał, ale tak naprawdę co ja miałam w życiu innego do roboty? W domu nie było już od roku żadnych zwierząt. Myślę, że to było związane z moim trybem pracy. Wieczne rozjazdy i wieczny brak czasu na cokolwiek. Miałam nadzieję, że w przyszłości się to zmieni. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk powiadomienia.
K: O której planujesz wyjazd?
M: No myślę, że tak około 18. Mam do ciebie 3,5h, więc tak jakoś myślę, że to będzie najlogiczniejsza pora na wyjazd.
K: Dobrze, będę czekał.
M: Będziesz chciał coś ze sklepu?
K: Zasadniczo to nie, chyba, że coś do picia
M: Dobrze. Jak będę w sklepie to przedzwonię.
Spojrzałam na zegarek. Czas płynął nieubłaganie szybko. Chociaż jednak dłużej niż zwykle. Może dlatego, że nie mogłam się doczekać aż zobaczę Kacpra i poczuje jego dotyk. Swoją drogą zauważyłam, że był ostatnio bardziej zmęczony. Miałam wrażenie, że coś go męczy. Nie naciskałam na to, by mi powiedział. O 16 zaczęłam ruszać tyłek z domu. Ubrana w krótkie spodenki i koszulkę na naramkach powędrowałam z kawą do auta. Lodówka turystyczna już się chłodziła z tyłu. W środku było jeszcze całkiem przyjemnie. Wyjechałam z garażu. Pozamykałam wszystko dokładnie chociaż wkoło domu były same kamery. Zamontowałam je w sumie niedawno. Zaraz po tym jak skradziono mi dokumenty z firmowego busa, przy którym nie było mnie całe pół minuty. Dlatego też zostawiam auto na bazie, a mogłabym je zabierać pod domem i oszczędzić sobie czasu na przepakowanie. Złodziejem musiałbyć ktoś kto mnie conajmniej obserwował, a w najgorszym przypadku znał. No, bo skąd wiedział, gdzie mam wszystko pochowane? No właśnie.
Ford powoli wytoczył się z podjazdu na asfalt. Droga była pusta, co było nie o dziwne o tej godzinie w sobotę. Już po chwili dojechałam na myjnie. Zaliczyłam po drodze wszystkie możliwe, czerwone światła. Opryskałam auto pianą i dokładnie wyszorowałam szczotką. Po opłukaniu okazało się, że jak zawsze są miejsca, na których został bród, ale teraz to było mało ważne. Wyjechałam Fordem z myjni i skierowałam się w stronę sklepu. Był to szybki wypad po zakupy, więc stanęłam możliwie najbliżej jak się dało. Przechodząc przez bramkę wejściowa chwyciłam koszyk. Między regałami przypomniało mi sie, że mam zadzwonić do Kacpra, więc pospiesznie wybrałam jego ikonkę na Skype. Odebrał nieco zaspany. Wtedy przypomniało mi się, że przecież miał przymknąć na chwilę oko.
- Dobry wieczór - powiedziałam z uśmiechem do telefonu.
- Mhmmm... - wydukał. - Dobry wieczór.
- Miałam dzwonić jak będę w sklepie. Co chciałbyś do picia?
- Energetyka.
- Jest 18, a zanim ja przyjadę będzie 22 prawie - wywróciłam poirytowana oczami.
- I coleee... - przeciągnął brunet.
- No dobra.
Sprawnie przeszłam z alejki do alejki. Po drodze jeszcze chwyciłam paluszki i żelki. Stojąc przed napojami wprawiłam się w niezły dylemat.
- Małą czy dużą Kapi? - spojrzałam na wciąż przysypiającego przyjaciela.
- Średnią.
- Nie ma.
- Na pewno jest. Rozejrzyj się dobrze.
- Nie ma - walnęłam się w czoło z otwartej dłoni.
- To małą... - odparł zrezygnowany.
- Czy ty jeszcze dalej będziesz drzemał? - spytałam. - Obudzić cię później?
- To jest dobry pomysł.
- To zadzwonię po 20 co?
- Dobrze Lea. Jedź ostrożnie.
- Okej, to ja już ruszam w Twoja stronę. Miłego spanka i słyszymy się za 2 godziny.
- Mhmmmm...
Rozłączyłam połączenie i ruszyłam spod sklepu. Słońce wciąż wisiało wysoko na niebie. W aucie zrobił się już trochę zaduch. Termometr pokazywał 27°C. Na szczęście wzięłam sobie dużo picia. To był pierwszy raz jak jechałam akurat tą trasą. Zdarzało mi się jeździć podobną w pracy, ale to wciąż nie była ta sama. W mojej niskiej osobówce miałam trochę ograniczone pole widzenia, a co za tym idzie, nie mogłam podziwiać tych wszystkich malowniczych krajobrazów, które z łatwością było można dostrzec z siedzenia w busie. Pierwsze kilometry ciągnęły się strasznie długo. Dopiero po przejechaniu połowy trasy czas zaczął mi uciekać przez palce. Chwilę po 20 Kacper wstał sam. Napisał mi wiadomość. Wcześniej był tak zaspany, że kompletnie nie zrozumiał, o której będę dzwoniła. W zasadzie to wstał jak poparzony, kiedy uświadomił sobie ile ma rzeczy do ogarnięcia i kiedy usłyszałam, że za 1,5 godziny będę. Pogadaliśmy jeszcze chwilkę i się brunet poszedł się ogarniać. Droga przestała być w końcu nudna, więc jechało mi się o wiele lepiej niż wcześniej. Była nieco kreta i pełna wzniesień. Po lewym pasie śmigały często dużo lepsze oraz szybsze samochody, po których było słychać jedynie dźwięk. Zjechałam w ostatni zjazd przed miejscem docelowym. Teraz zostało już tylko trochę kilometrów prosto. Stres zaczął ustępować ogromnej radości. W końcu włączyłam upragniony kierunkowskaz w prawo i zjechałam na parking. Z daleka zauważyłam moją ulubioną ciężarówkę. Zatrzymałam się tuż przed nią i zgasiłam silnik w Fordzie.-----------------------------
Next chapter 🙈
CZYTASZ
Przypadkowe spotkanie
Teen FictionLea jest dziewczyną po przejściach. Pracuje w niecodziennej dla kobiet pracy. W pewnym momencie życie obraca się jej o 180 stopni. Jak potoczą się losy bohaterki? Czy odnajdzie w życiu jeszcze szczęście?