XV. Kilka niespodzianek

696 66 184
                                    

Zapowiadane słońce i upały w Hawkins nie nadeszły. Na niebie można było zobaczyć tylko szare chmury. Mimo to mieszkańcy miasteczka nie podejrzewali niczego. W końcu takie były uroki zbliżającego się lata. Słońce albo grzało niemiłosiernie albo w ogóle go nie było, gdyż ustępowało miejsca nijakiej pogodzie bądź deszczu i grzmotom.

Pogoda w Hawkins nie zrobiła również wrażenia na ekipie, która właśnie wracała z Marblehead. Nie mogli przecież przypuszczać, że Henry Creel wrócił podczas ich nieobecności z powodu niezgadzającej się z zapowiadaniem pogody. Owszem, zauważyli, że temperatura na zewnątrz spadła — z jej powodu musieli przymknąć dotąd otworzone okna, ale nie mieli w sobie krzty podejrzeń, że te warunki wzięły się z powodu powrotu Vecny.

Po odwiezieniu Robin i Vickie, które wspólnie udały się do domu blondynki, Steve wrócił z Eddiem prosto do rezydencji Harringtonów. Ku ich zadowoleniu państwo Harrington byli chwilowo gdzieś poza domem, także ich humory nie zostały zepsute już na samym starcie. Trzymając się za ręce, weszli po schodach na górę i zamknęli się w pokoju Eddiego. Nie zdążyli nawet niczego konkretnego zrobić, kiedy ich uwagę zwróciło walkie-talkie.

— Kod czerwony. Powtarzam, kod czerwony.

Wymienili ze sobą spojrzenia. Eddie puścił dłoń Steve'a i wziął przedmiot do ręki, po czym wcisnął odpowiedni przycisk.

— Lucas? — spytał z lekko obawą w głosie. 

Naprawdę nie wiedzieli, czego mogli się spodziewać. Kod czerwony? Co zwiastował tym razem? Mieli tylko nadzieję, że nie przynosił złych wieści odnośnie Max. 

— Dzięki Bogu, wreszcie! — w głosie Sinclaira słychać było ewidentną ulgę. — W końcu wróciliście! Spotkanie u Mike'a. Zjawcie się jak najszybciej tylko możecie. 

Steve przełknął ślinę. Trochę się zmartwił. Zwłaszcza że Lucas nie siedział w szpitalu przy Max. Musiało to być więc coś poważnego, ale prawdopodobnie niezwiązanego z Mayfield, na co Steve w głębi duszy liczył. Po chwili zerknął porozumiewawczo na Eddiego.

— Gotowy na ponowne ciśnięcie się z tyłu? 

Eddie uśmiechnął się sarkastycznie. Bolał go już krzyż od wcześniej podróży. Co prawda teraz miał już więcej miejsca dla siebie, ale i tak nie był wniebowzięty, że musiał na nowo się tam pakować. Nie zdążył nawet odpocząć!

— Jak nigdy — rzucił, a następnie westchnął lekko. Dla kodu czerwonego mógł już się poświęcić.

Niedługo później siedzieli już w aucie. Steve stukał nerwowo palcem w kierownicę. Jeden dzień ich nie było i już kod czerwony! Naprawdę mu się to nie podobało. Czy gdyby nie opuścili Hawkins na ten jeden dzień, cała ta akcja miałaby w ogóle miejsce? Chłopak miał świadomość, że nie powinien się zadręczać, że to nie była ich wina, ale i tak gryzły go lekkie wyrzuty sumienia. Nie zdążył nawet nacieszyć się swoim związkiem, gdyż już na samym starcie zaczynały się problemy. Nie tylko dla nich, rzecz jasna. Wszystkich zaznajomionych ze sprawą, a kto wie, może niedługo i dla każdego mieszkańca Hawkins.

— Hej, Steve — odezwał się Eddie, który spostrzegł zdenerwowanie Harringtona. — Jestem pewien, że wszystko będzie w porządku. 

— Mhm — mruknął jedynie, co w ogóle nie było przekonującym zgodzeniem się z optymizmem Munsona.

Brunet westchnął lekko i poprawił swoją grzywkę.

— Może to wyolbrzymiają? To tylko dzieciaki. Może ta sytuacja nie jest wcale taka poważna? — spróbował ponownie  jakoś uspokoić chłopaka.

Steve rzucił mu niemrawe spojrzenie w lusterku. 

— Bez powodu nie określiliby tego kodem czerwonym — oświadczył z pewnością w głosie. — Kiedy byliśmy uwięzieni w bazie Rosjan, to był kod czerwony. Dustin próbował skontaktować się z resztą, ale nikt nas nie słyszał, bo byliśmy kilkanaście stóp pod ziemią! A teraz my nie słyszeliśmy ich, bo byliśmy poza Hawkins i nawet nie pomyśleliśmy o zabraniu walkie-talkie ze sobą!

IΛ∀W∀ IᗡIΛ INƎΛ ⋆ SteddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz