XXIV. Reset historii

373 49 90
                                    

Czasem, by historia dobiegła końca, koniecznym jest uprzednie zatoczenie przez nią koła, ponieważ inaczej nie może być ona dopełniona. Dopiero po powrocie do punktu wyjścia, można mówić o zamknięciu pewnego jej rozdziału. Jakby bez tego procesu historia tkwiłaby w jednym miejscu, bez żadnego rozwinięcia.

Punkt wyjścia tej części historii miał miejsce kilka lat temu. Czwórka przyjaciół grała wtedy beztrosko w DnD ze świadomością, że nic im nie zagrażało. Stwory, ludzie z mocami i druga rzeczywistość były dla nich wtedy jedynie fikcją, czymś, do czego mogła dopuścić ich jedynie gra oraz ich własna wyobraźnia.

Oczywiście, części rzeczy nie dało się już odwrócić. Przeżytej traumy i nabytych wskutek niej blizn nie było sposobu cofnąć. Reset historii wciąż mógł odbyć się choć w pewnym stopniu.

I doskonale świadom była tego Jane, powszechniej wśród bliskich znana jako Eleven, Hopper. Z każdą minioną minutą walki była coraz bardziej nabierała co do tego pewności. Była zdeterminowana, aby pokonać Vecne, ponieważ tylko w ten sposób była w stanie zapewnić przyjaciołom bezpieczeństwo. 

Pokonanie smoka było dopiero namiastką tego, co musiała zrobić. Zwłaszcza, że trójgłowego potwora nie pokonała sama. Ba, to nawet nie ona zadała mu ostateczny cios. Mike, niczym rycerz z rysunku Willa, to zrobił, choć reszcie grupy również nie można było ująć zasług w tym kierunku. Wheeler zerknął w kierunku dziewczyny i posłał jej lekki uśmiech, który dziewczyna szybko odwzajemniła. Przy nim czuła się trochę pewniej. Przy nim...

— Wy chyba nie myślicie, że to koniec? — odezwał się nagle Creel, przerywając rozmyślania El. Przyglądał się z żenującą miną tej rozczulającej scenę. Zerknął w kierunku Willa, ale ten uniknął jego spojrzenia, na co blondyn jedynie uśmiechnął się pod nosem. — Pikuś to dopiero etap pierwszy. 

— Pikuś? — prychnął Murray. — Pikuś! Kto tak nazywa wielkiego potwora? Pikusiem to będzie skopanie ci...

Nie było mu dane dokończenie swojej myśli, gdyż chmara demobatów zaczęła nadlatywać, jakby tylko czekała na śmierć poprzedniego stwora, ale i tak dalsza część zdania Baumana była oczywista.

El spojrzała ze złością w oczach na Vecne. Los się do niej uśmiechnął. Chciała pokonać go osobiście, a skoro jej przyjaciele będą zajęci nietoperzami, miała na to naprawdę wielkie szanse. To ona w pewnym stopniu przyczyniła się do tego wszystkiego i to ona chciała to zakończyć. 

Zmierzyć z potworem, którego uwolniła, kiedy pozbyła się Soterii, blokującej jego umiejętności, z jego szyi. 

* * *

Dustin ślepo biegł przed siebie za uciekającym przed nim Eddiem. Było to o tyle trudne, że jako wampir Munson był zdecydowanie szybszy niż on — a był od niego żwawszy już jako zwykły śmiertelnik! 

Oczywistym faktem było to, że Dustin Henderson nie miał zamiaru przykładać ręki do śmierci przyjaciela. Nie widziało mu się również spełniać drugiej prośby chłopaka, z którą ten wyskoczył po odmowie pierwszej z nich. Nie był człowiekiem zawistnym. Może zdarzało mu się obrazić starszych, jak między innymi głowę rodziny Wheelerów, ale nie był kimś, kto pragnąłby czyjejś śmierci. Szczególnie nie kogoś, o którego bezpieczeństwo dbał po wybuchu absurdalnych oskarżeń.

Mimo minionych wydarzeń i zdrady, której Eddie Munson się dopuścił, Dustin wcale nie zamierzał obracać się na niego plecami. Może miał do tego w pełni prawo, bo to, co Ed zrobił, było nie fair w stosunku do nich wszystkich, szczególnie w stosunku do Steve'a, ale Henderson nie chciał stracić go drugi raz. Był skłonny mu wybaczyć. Nie mógł wypowiadać się za resztę, ale u niego Eddie miał czystą kartę. 

IΛ∀W∀ IᗡIΛ INƎΛ ⋆ SteddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz