XII. Steve egoista

740 85 164
                                    


Miał się nie martwić. 

Eddiemu łatwo było o to prosić, ale Steve miał problem z dostosowaniem się do tej prośby. W końcu jak miał się nie niepokoić jego nieobecnością, gdy nie wiedział, kiedy Munson tak naprawdę zwiał z domu? Nie miał nawet pewności, czy przed wyjściem do pracy widział go, czy zastał już "trik z poduszką", jak brunet zdążył to sobie określić. 

Steve był obecnie chodzącym kłębkiem teorii spiskowych. Miał ich multum, a Robin już nie chciało się ich słuchać. Pomyślał o Waynie, że Eddie postanowił się udać do niego, nim Harrington zdążył z nim o tym porozmawiać. Po drugim dniu nieobecności chłopak miał zamiar odwiedzić starszego Munsona, żeby się spytać o jego bratanka, ale po namyśle zrezygnował z tego pomysłu. W końcu nie mógł jakby nigdy nic do niego podejść i się spytać, czy jego uznany za martwego bratanek go odwiedził. Musiałby się wtedy tłumaczyć, jeśli Ed tego nie zrobił, a Steve nie czuł się zobligowany do tego — był zdania, że Eddie powinien zrobić to osobiście. Druga teoria opierała się na jakimś szemranym interesie, ale ten koncept również dość szybko wybił sobie z głowy. Może Edward kiblował w ostatniej klasie któryś rok z kolei, ale nie był na tyle głupi, żeby bawić się na nowo w dealerkę w mieście, w którym jest posądzony o morderstwo. Im dalej to szło, tym bardziej absurdalnych spekulacji się łapał. Domniemał nawet, że Eddie został porwany przez Vecnę i trzymany jest teraz jako jego zakładnik. Steve zaczął nawet planować udać się na poszukiwania do Upside Down na własną rękę, ale Buckley szybko wybiła mu ten pomysł z głowy.

I to dosłownie, ponieważ uderzyła go w potylicę, "aby zmądrzał". Przypomniała mu, że Will nic nie wspomniał o powrocie Vecny, a w samym Hawkins było zbyt spokojnie, aby Jedynka jakby nigdy nic porwał nastolatka. Gdyby to zrobił, wiedzieliby, dlatego Robin sugerowała bardziej racjonalne wytłumaczenia nieobecności Eddiego, aby uspokoić chłopaka. 

Nie chciał zmartwiać dłużej blondynki, dlatego w pewnym stopniu opanował się. Oczywiście po obdzwonieniu wszystkich ich wspólnych znajomych i upewnieniu się, że nie siedzi u nich. Zadzwonił nawet do domu Suzie, której numer musiał wyszukać w książce telefonicznej, aby porozmawiać chwilę z Dustinem. Henderson również starał się ukoić jego nerwy, podsuwając własne rozwiązania zagadki pod tytułem "Gdzie jest Eddie Munson i co takiego ważnego robi, że nie wziął ze sobą ukochanej gitary?". 

Dziś mijał już piąty dzień, odkąd Eddiego nie było. Jak Steve zazwyczaj nie słuchał wiadomości, tak przez ostatnie dni notorycznie leciały one w tle. Tak na wszelki wypadek. Jakby ostrożność Munsona nie wystarczyła i policji udałoby się go schwytać. Wiadomości miały na celu go uspokoić, ale w rzeczywistości momentami prawie przyprawiały go o zawał. Szczególnie wczorajszego ranka, kiedy usłyszał o pojmaniu poszukiwanego zbiega. Ciśnienie mu podskoczyło, ale szybko odetchnął z ulgą, kiedy aresztowanym mordercą okazał się jakiś drobny mężczyzna po trzydziestce z dziewiczym wąsikiem i grubymi okularami, co to obok Eddiego nawet nie stał. 

Był już wieczór, a Steve, jak każdej nocy w minionych dniach, udał się na poszukiwania. Munson nie mógł przecież od niego oczekiwać, że będzie siedział na dupie i nic nie robił. Jeździł po mieście, zatrzymywał się co jakiś czas, aby przeszukać okolicę z latarką w dłoni, a kiedy odnalezienie chłopaka w tym miejscu kończyło się fiaskiem, wracał do samochodu i jechał dalej. Do Upside Down, zgodnie z obietnicą złożoną Robin, się nie zapuszczał. W części miasteczka badanej przez naukowców również nogi nie postawił, dla własnego bezpieczeństwa. Poszukiwania nie przynosiły mu żadnych rezultatów. Nawet jednego zakichanego śladu nie potrafił znaleźć, co tylko go upewniło, że w roli Sherlocka to on by się nie sprawdził. Steve z niezadowoleniem musiał więc przyznać, że Eddie, w istocie, nie patyczkował się, kiedy pisał, żeby go nie szukał, bo i tak go nie znajdzie. Ale to i tak nie powstrzymywało go od gonitwy za Munsonem. Czy marnował swój czas? Prawdopodobnie, ale kto by się tym przejmował. Dla Harringtona istotny był spokój ducha, że w razie czego nie siedział bezczynnie. 

IΛ∀W∀ IᗡIΛ INƎΛ ⋆ SteddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz