— Jakby coś się działo, to dzwoń od razu. — powiedziała do mnie mama, łapiąc mnie za nadgarstek na chwilę.
Zdecydowała, że odwiezie mnie do szkoły pierwszego dnia, bo przecież mieszkamy od niej całe piętnaście minut pieszo... nie chciałam już się z nią kłócić na ten temat, bo była przewrażliwiona i usilnie próbowała mi wmówić, że to zbyt długa droga. Pominę fakt, że przecież całe wakacje chodziłam w różne miejsca.
— Ma bodyguarda, pamiętaj. — rzucił wesoło Ignacio i wysiadł z samochodu, a ja zaraz za nim, posyłając mamie najlepszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
Szkoła nie zmieniła się nic, a nic. Wciąż to samo zielono-pomarańczowe logo, wciąż tak samo zniszczone schody do głównego wejścia. Tak, jakbym miała dzień, nie prawie trzy lata przerwy.
— Chodźmy po plany, może mamy coś razem. — zasugerował Ignacio, więc się zgodziłam. Sekretarka była jednak nowa, a szkoda. Liczyłam na ciepłe przywitanie pani Dawson, którą uwielbiałam.
— Zaczynam chemią, chyba umrę. — załamał się mój brat.
— Ja biologią — pomachałam mu przed nosem kartką. — Mówiłam ci, że nasze sugestie lekcyjne olewają. — dodałam z przekąsem.
— Przynajmniej angielski mamy razem — wzruszył ramionami. — Pamiętasz, gdzie jest sala?
— Jasne. — skinęłam głową i skierowaliśmy się oboje na lewą stronę, gdzie mieściły się wszystkie sale do ścisłych przedmiotów. Równo z dzwonkiem przekroczyłam próg sali i zajęłam miejsce pod oknem w trzeciej ławce. Można powiedzieć, że wróciłam na stare śmieci.
— Larissa? — zdziwiła się pani Chaplin. Nie powinna, bo udzielała mi lekcji w domu i dobrze wiedziała, że wracam do szkoły, ale cóż. Czego ja mogę wymagać od kobiety, która nigdy nie okazała mi krzty sympatii.
— We własnej osobie. — zaprezentowałam się długopisem od twarzy po tułów, który wystawał zza ławki. Nie należałam do najwyższych osób, dlatego niewiele tego ciała było widać. Sala zapełniała się błyskawicznie, a ja się modliłam, żeby nie usiadł ze mną nikt dziwny.
— Cieszę się, że wróciłaś. — powiedziała Chaplin z fałszywym uśmiechem, ale doceniłam jej próby bycia miłym. — Nie zapomnij zapisać się na dodatkowe lekcje — przypomniała mi. Nadal rozważałam, czy wybrać teatralne, czy matematykę, ale chyba na tych pierwszych się nic wymagającego nie robiło.
— Panie Moore, spóźnianie się pierwszego dnia nie wróży najlepiej. — podniosłam wzrok na chłopaka, który uśmiechnął się tylko niewinnie, rozejrzał po sali i zrezygnowany zajął miejsce obok mnie, nie wyciągając z uszu słuchawek. W zasadzie wyjął, ale tylko jedną.
— Będziemy w tym roku wreszcie kroić żaby? — zapytał Lawson. Podobno powtarzał rok, ale nie znałam typa, więc nie mogłam się wypowiedzieć.
— Kroić żaby możesz w Paryżu w restauracji, mój kochany, Jacksonie, będziemy robić ich sekcje i liczyć na to, że nikt nie zwymiotuje — odpowiedziała Chaplin, krzyżując ręce na piersi i opierając się biodrem o biurko. — Prócz tego poznamy inne ciekawe tajniki biologi. — westchnęła ciężko. Rose była tą nauczycielką, która nienawidziła grup na podstawie, dlatego zawsze się zastanawiałam, dlaczego nas uczy.
Tłumaczyła coś tam dalej, mając na nas baczne oko, bo ciągle kogoś upominała. Kiedy spostrzegłam, że noga Killiana drga do rytmu jakiejś piosenki, zanim zdążyła na niego spojrzeć, wyjęłam z jego uszu słuchawkę i szybko zabrałam rękę. Niestety to widziała.
— Sheridan, chcesz coś dodać? — uniosła brew.
— Nie, pani Chaplin. — potrząsnęłam głową.
CZYTASZ
Świece znów zapłoną
Teen FictionLarissa z powodu wypadku prawie trzy lata spędziła w domu, tracąc przy tym wkraczanie w życie nastolatki. Po powrocie do szkoły w jej głowie pojawiła się myśl, że może uda jej się bliżej poznać jej dziecięcą miłość. Nie przewidziała tylko, że Maxem...