20. Dom wariatów

50 15 16
                                    

Starannie zawiązałam na papierowym pudełeczku zieloną wstążkę, prawie przy tym płacząc, choć moje nozdrza otulał ukochany zapach kawy.

W pudełku była świeca. Dla mnie nie zapłonęła, ale dla Killiana to zrobiła.

Nie jestem pewna, jak bardzo poparzyłam swoje dłonie, kiedy ją tworzyłam, ale jestem pewna, że zmieszałam z woskiem parę łez.

— To biologia, nie lekcja pakowania. — skarciła mnie Chaplin.

— Jeszcze dziesięć minut do lekcji. — posłałam jej szeroki uśmiech numer osiem z kolekcji fałszywych. Później wzięłam głęboki oddech i kiedy tylko Killian przekroczył próg drzwi, starałam się nie pokazać po sobie, że wręczenie mu tej pieprzonej świeczki jest cholernie bolesne.

— Hej — przywitał się ciepło, zlustrował mnie wzrokiem, a ja podsunęłam mu pod nos podarunek. — Co to? — zmarszczył czoło.

— Wszystkiego najlepszego z okazji zejścia się z Aileen — powiedziałam cicho. Zbladł tak bardzo, że nawet jego uśmiech zniknął. — No i chciałam się odwdzięczyć za naszywkę.

— Lara... — zakrył pudełko dłonią i przeklął pod nosem. — Ignacio ci powiedział? Oczywiście, że on. — westchnął długo.

— To nie był Ignacio. — zaoponowałam.

W niedzielny poranek zadzwonił do mnie Leo z pytaniem, czy to moja zasługa, że jego siostra znów jest z Moore'm, a mnie zamurowało. Dosłownie stanęłam wtedy jak wryta.

— Więc kto... — oblizał usta. — Leo? — zapytał bardziej siebie, jakby nie mógł uwierzyć, że to nie od niego się dowiedziałam. — To ja ci miałem to powiedzieć, co jest nie tak z ludźmi. — wzniósł oczy ku niebu.

— Szkoda tylko, że nie widziałeś mojej radości po tej informacji. — top dziesięć kłamstw Larissy Sheridan. — Otwórz. — skinęłam na prezent.

— Szkoda. — odchrząknął, ale widziałam po nim, że jest nieufny. Cóż, nie potrafiłam dobrze operować sztuką oszukiwania, więc na pewno się domyślił, że jego związek z Aileen absolutnie mnie nie ucieszył.

W duchu dziękowałam mu za to, że tego nie poruszył.

Chwilę później świeczka została odpakowana, a ja podziwiałam najpiękniej wyrzeźbioną literę K w zielonym wosku, jaką zdołałam kiedykolwiek wyskrobać.

— Boże — wydukał, zbliżając ją do nosa. — Zielona przez rukolę.

— Mhm. — mruknęłam. Cudem się nie rozryczałam, naprawdę.

— A zapach... zapach przez lody. — skrzyżował ze mną spojrzenie i chciał podziękować, ale wtedy rozbrzmiał dzwonek.

— Okay, kochani! Zaczynamy waszą ulubioną lekcję, ale dzisiaj jeszcze nie kroimy żab — zapowiedziała Chaplin i zaczęła rozdawać jakieś karty pracy. — Jaka ładna. — rzuciła do Killiana, mając na myśli świecę, a mnie zaszczyciła wrogim wzrokiem.

To moje dzieło, Rose.



* * *



Kiedy wczoraj na angielskim O'Conell przypomniał nam o zbliżającej się dacie oddania projektów, zrobiło mi się niedobrze. Nie mieliśmy z Killianem piątego cytatu, a ja nie pałałam chęcią do szukania go z nim.

— Mój syn kupił mi chryzantemy, chyba chce mi coś przekazać aluzją. — zaśmiała się Janice.

— Myślę, że po prostu nie zna się na kwiatach. — położyłam dłoń na jej ramieniu i je uścisnęłam.

Świece znów zapłonąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz