29. Obiekt westchnień

47 12 14
                                    

Siłowałam się z wypracowaniem na historię, bo oczywiście nie mogłam tego zrobić w inny dzień, tylko w niedzielny poranek. Przynajmniej miałam spokój, bo ani mama, ani tata nie wisieli mi nad uchem.

Roxy i Killian zwinęli się bardzo późno, ale nie narzekałam, bo nie lubiłam nocy w tym domu sama, a Ignacio odsypiał swój melanż.

Na samo wspomnienie, że chłopak musiał do mnie zawrócić, bo zapomniał kluczy do domu, oblewał mnie rumieniec. Doskonale wiedziałam, że zrobił to specjalnie.

— Teraz pójdzie już z górki... — szepnęłam, a następnie błyskawicznie się wyprostowałam, przerażona długim i łamiącym się jękiem. Odwróciłam się powoli, żeby zidentyfikować odgłos i prawie się oplułam, widząc mojego brata.

— Nic nie pamiętam. Masakra — posłał mi krzywy uśmiech, a następnie zaczął przygotowywać sobie mieszankę z wody i cytryny. — Nie patrz na mnie wzrokiem szydercy.

— Jeśli cię to pocieszy, Leo jest raczej w podobnym stanie. — wskazałam długopisem na nos Ignacio, a on znów jęknął.

— Z nim jest gorzej — zrobił wielkie oczy. — Gadałem z nim przez telefon. Co mi do łba strzeliło, żeby tyle pić? — zapytał bardziej siebie, więc w odpowiedzi wzruszyłam ramionami. — A ty coś taka cała w skowronkach?

— Mam dobry humor. — odparłam wymijająco.

— Widzę — zaczął mi bić brawo. — Powód?

— Mam nowy obiekt westchnień. — zakomunikowałam tak, jakbym wygłaszała przemowę prezydencką.

— Jak to: nowy? — czy on się wystraszył?

— Killian. — uśmiechnęłam się znacząco, przygryzając wargę, a on wywrócił oczami, co mnie zbiło z tropu.

— To jaki nowy, Rissa. Stary. — wypił wodę do końca.

— Po prostu oficjalnie to ogłaszam — założyłam ręce na krzyż. — Oczekiwałam wsparcia po tym, jak cię umyłam, przebrałam i położyłam spać, niczym dzidziusia. — zrobiłam dziubek i cmoknęłam, patrząc prosto w oczy Ignacio.

— Mam cię wspierać w bujaniu się w Killianie? Leo byłby zazdrosny — klepnęłam się w czoło otwartą dłonią. — Co takiego się wydarzyło, że doznałaś tego oświecenia? — usiadł obok mnie i bacznie mi się przypatrywał.

— Wczoraj do mnie przyjechał, pogadaliśmy w zasadzie tak, jak zwykle, ale... — zawiesiłam się. — Sama nie wiem — znów się uśmiechnęłam. — Przyznałam mu się do bardzo wstydliwej dla mnie rzeczy, a on wciąż pozostał taki sam.

— O czym mówisz? — zmrużył oczy, co przy jego urodzie wyglądało dosyć komicznie.

— O tym, że na pierwszym meczu, gdzie teoretycznie powinnam się ślinić do Maxa, w praktyce gapiłam się na jego klatę. — wypaliłam, a on pokręcił głową rozbawiony.

— Zazdroszczę. — uniósł znacząco brwi, więc pacnęłam go moim wypracowaniem.

— WRÓCILIŚMY! — zawołała mama, kiedy wraz z tatą przekroczyli próg domu, taszcząc torby. Mama od razu wparowała oczywiście do kuchni i zaczęła się rozglądać. — Nie urządziliście imprezy?

— Nie — zaprzeczyłam. — Za to Ignacio ostro się zabawił na innej. — objęłam brata czule ramieniem, a mam spojrzała na niego z troską.

— Twoi rodzice mieli słabą głową do alkoholu, nie radziłabym.

— To był ostatni raz — zarzekał się. — Nie chcę więcej tak umierać, jak dziś. — mamrotał.

— Kto umiera? — zapytał wesoło tata z głupkowatym uśmieszkiem. — Lubię pogrzeby.



Świece znów zapłonąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz