Podniósł ją delikatnie i zobaczył, że jest nieprzytomna. Zupełnie nie rozumiał, co się właśnie stało. Przez chwilę jego myśli wzburzyły się i nie mógł ułożyć w głowie nic poza czarnymi scenariuszami. Przypuszczał nawet, że to przez tamtą toksynę, którą Aria testowała na swojej skórze. Przepełniony negatywnymi wizjami ostrożnie położył księżniczkę na łóżko.
– Cario i co powinienem robić? – zapytał w panice.
Ten tylko wzruszył ramionami, jakby to, co się właśnie stało nie było dla niego nowością. Po chwili jednak wpadł na pomysł, sięgnął do torby Arii i wyciągnął z niej Oriona. Lisek szybko czmychnął do swojej właścicielki. Wgramolił się pod jej dłoń, jak gdyby chciał być głaskany. Potem ocierał się pyszczkiem o jej twarz jakby prosił, aby się obudziła. Nie widząc reakcji zwinął się w kłębek i czuwał koło jej głowy.
Iku siedział przy łóżku i strasznie się zamartwiał, w końcu był bezradny. Jeszcze chwilę temu myślał, że nic więcej mu nie potrzeba do szczęścia, a teraz? Mógł tylko czekać i patrzeć, co się dzieje. Zdenerwowany to wstawał, to siadał. Zatroskany pogładził Arie po policzku.
– Jest rozpalona. Cario mógłbyś mi pomóc? – zapytał – Potrzebuję miskę z wodą i kawałek materiału. – powiedział wątpiąc, czy znajdzie cokolwiek.
Obrońca pogrzebał w torbie i wyjął z niej miskę, kawałek materiału i dzban z wodą. Iku patrzył z niedowierzaniem. Miska i materiał były zrozumiałe, ale dzban z wodą wykraczał poza jego wyobrażenia.
– Szkoda, że ta woda nie jest chłodniejsza. – westchnął.
Cario szperał chwilę w torbie, po czym wyjął z niej dziwny kamyczek i wrzucił go do miski napełnionej wodą, a ta stała się zimna. Obrońca pochylił głowę lekko na bok jakby chciał zapytać, czy jeszcze czegoś potrzebuje?
Iku miał twarz zdziwioną, a jednocześnie pełną podziwu. Zaraz zamoczył materiał w wodzie i wyżymał go. Zanim położył go na czoło Arii, delikatnie zdjął jej diadem. Co jakiś czas ponownie zwilżał materiał. Nagle Orion wbiegł do torby, a zaraz po tym Cario padł na podłogę niczym odcięty od źródła napędu.
Przerażony Iku chwycił dłoń księżniczki. Doskonale rozumiał, że Cario czerpał moc od Arii, a skoro została mu ona odebrana to musiało dziać się coś złego. Nie znał Furiozów i obrońca był przez cały czas spokojny, więc nie wiedział, co miał robić.
– Aria proszę, ty też mnie nie zostawiaj.
W czasie, gdy Iku zmagał się z gorączką, księżniczka miała dziwny sen. Stała w nicości, widziała jedynie białe, rażące światło, które biło z każdej strony. Do tego towarzyszył jej pisk w uszach. Nagle usłyszała łagodny i spokojny głos kobiety szepczący jej imię. Głos ten rozniósł się i odbijał echem. Wtem zauważyła przed sobą wysoką kobietę. Na głowie miała wieniec z przepięknych i emitujących lekkie światło kwiatów, kształtem przypominających wróżki. Z jej głowy na podobieństwo rogów wyrastały dwie gałązki, które kwitły niewielkimi kwiatkami. Delikatna suknia wyglądała niczym wodospad oplatany przez młode pędy roślin zmienionych w lód. Bujne włosy koloru letniego, popołudniowego nieba sięgały poza jej stopy. Oczy miała niezwykłe o dwóch niewielkich źrenicach rozmieszczonych na przekątnej oka. Mniejsza na dole, lekko większa na górze. Jej tęczówka zajmująca prawie całą widzianą powierzchnię oka była złota, jak świeżo wyrobione sztabki tego drogocennego metalu. Obwodem tęczówki była gruba czarna linia.
Aria od razu rozpoznała w niej boginię, o której jedynie mogła przeczytać w starych księgach. Jeszcze zdarzało się, iż w niektórych regionach królestwa wspominano o niej. Głównie w sposób żartobliwy, mówiąc o pięknych kobietach, które są toksyczne. Furiozi zapomnieli czego patronką tak naprawdę była ta bogini. Nawet nie czcili pani urodzaju i jego odwrotności. Nigdy nie potrzebowali tych pyszniących się bogów, gdyż mieli innych opiekunów. Przynajmniej do czasu, kiedy furiozka chciwość nie przekroczyła granic.
CZYTASZ
Adnaren | Upadek |
FantasyAria żyje w królestwie oddzielonym przez tajemniczy i niezdobyty mur od pozostałej części kontynentu. Mimo młodego wieku zawsze bierze na siebie całą odpowiedzialność, jednak jedno nierozważne zachowanie zmienia jej całe życie. Pewnego dnia przypadk...