„To nie on, prawda?"

1K 59 21
                                    


– Zgadnij kto to, Cassie? – znany głos dociera do mnie od razu, kiedy osoba zasłania mi oczy.

Wzdycham zdając sobie sprawę kto wrócił z wydłużonej przerwy świątecznej. Uśmiecham się i kładę swoje chude palce na dłoni przyjaciela.

– Justin Bieber? – rzucam pogodnie na co chłopak prycha i niemal od razu odsłania mi oczy, powodując przy tym, że odwracam się ku jego osobie.

Wysoki czarnowłosy chłopak spogląda na mnie z założonymi rękoma na piersi i z uniesioną prawą brwią. Prycham na jego postawę, bo wcale nie wygląda teraz na osobę, która niby miała być zniesmaczona. Wygląda komicznie. Usta wydęte, które przypominają raczej dziób Kaczora Donalda, dość chuda i podłużna twarz oraz te niebieskie, niemal oceanowe oczy, które wykręcają we mnie dziurę.

– No przecież żartuję, Chase. – mówię i wyciągam ku niego ręcę. Ten nie robi sobie z tego nic. – Też cię kocham, ale nie dawaj mi tylu czułości, bo jeszcze od nich zwymiotuję.

Śmieję się z własnych słów i wciąż spoglądam zielonymi oczami na Chase. Ten wpatruje się we mnie z tą samą miną, chociaż widzę jak jego kąciki ust drgają i zmagają się z tym, aby się nie uniosły.

Wciąż taki sam.

Wywracam oczami, cofając ręce i spuszczając je wzdłuż swojego ciała.

– Masz rację, Cassie. – odpiera nagle czarnowłosy. – Czułości nigdy za wiele, więc... – zrywa się nagle i chwyta mnie za talię.

Krzyczę, a jako, że przyszłam spóźniona dwadzieścia minut do szkoły, na korytarzu nie ma żadnej innej osoby, oprócz naszej dwójki. To oznacza tylko jedno – każdy nauczyciel na tym piętrze usłyszał mój krzyk.

Nienawidzę Chase Sinclaira i osobiście dopilnuję, aby ten skończył pod ziemią. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ten pociągnie mnie za sobą, ale jednak... – dopilnuję, aby ten buc szybko wąchał kwiatki od spodu.

– Puść mnie!!! – wciąż krzyczę. Tak bardzo już mi się kręci w głowie, a minęło ledwie kilka sekund.

– Wychodzimy z tej budy, Cass. – odpowiada i przerzuca sobie mnie przez ramię.

– Nie, proszę cię. Jest dopiero po dziewiątej. I zimno! – bulwersuję się.

Zdążyłam się nawet rozebrać, a na sobie mam tylko rurki, białą bluzkę i na to cienką bluzę. Nie wyobrażam sobie iść tak ubrana na takie zimno. Tu, względem wszystkiego jest mi przyjemnie. Szkoła jak szkoła, ale przynajmniej tu grzeje – na świeżym powietrzu nie ma takich luksusów.

– Już daj spokój. – burczy. – Mam auto zaraz przy szkole. Nie zdążysz nawet powiedzieć rabarbar, a już w nim będzie...– nie dokańcza, bo przerywam mu.

– Rabarbar! Widzisz? I gdzie niby to auto? – pytam zbulwersowana. – Już to powiedziałam. Rabarbar, rabarbar, rabarbar.

Sinclair śmieje się i pcha drzwi. Rozgląda się jeszcze czy, aby na pewno nikogo nie ma i dopiero po chwili wychodzi z ciepłego pomieszczenia. I tak jak podejrzewałam.

Moja wcześniej rozgrzana skóra styka się z zimnem z zewnątrz, przez co dreszcze przeszywają całe moje ciało. Czuję jak chłopak bardziej obejmuje moją talię. Nie dziwię się jednak dlaczego.

Tegoroczna zima jest naprawdę mroźna jak na okolice Londynu. Temperatura dochodzi nawet do minus dziesięciu stopni, a w Wielkiej Brytani od bardzo dawna nie było takiego rekordu. A w Crawley to już nie wspomnę. Tu nigdy nie było takiej zimy jak ta.

Oblodzone jest niemal wszystko i wystarczy jeden niewłaściwy ruch, a już ląduje się na ziemii.

Czuję jak nasz grunt jest zaburzony, a schody wcale nie ułatwiają mi sprawy, ale dość uważny Chase stawia ostrożnie kroki. Ja zaś zwisam na jego ramieniu, wpatrując się na wielki niebieski budynek. Zdaję sobię olbrzymią sprawę, że zapewne połowa uczniów ma teraz niezłą komedie oglądając to co właśnie się działo.

LA FANTAISIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz