„- Jesteś taka piękna...i moja..."

409 42 5
                                    


Trzy lata wcześniej, kilkadziesiąt dni po incydencie

Crawley — dnia 27.01.2013 — młoda dziewczyna uległa wypadkowi.

Samochód uderzył w nią z dużą siłą — następne godziny są decydujące.

Tyle słów wystarczyło, bym zdębiała na lekcji języka francuskiego.

Po prostu siedzę przy ławce i wpatruję się tępo w telefon, trzymany przeze mnie pod ławką. Widzę tylko kilkanaście słów i biały ekran, który w tym momencie jest wyjątkowo jasny.

Mrużę oczy po chwili słysząc jak ktoś wchodzi do klasy. W pierwszej chwili nie patrzę na tego kogoś, ale przez to, jakie powstało zamieszanie, odwracam wzrok znad telefonu na drzwi.

Niska, dość kolorowa osoba stoi koło drzwi i wpatruję się w jakąś nauczycielkę. Nie słyszę o czym dokładnie mówią, ale chyba nie jest to coś pozytywnego.

Mrugam parokrotnie oczami, by po momencie ponownie spojrzeć na telefon. Włączam go, wpisując hasło i wchodząc na wiadomości. Klikam w zieloną ikonkę, by palcem wybrać wiadomość do Chase'a. W końcu on i Margo byli ze sobą w tamtej chwili. Jeszcze wczoraj z nim pisałam o tym co zamierza robić podczas tych kilku dni. Wiem tylko to, że oboje, wczorajszego dnia, spędzili czas na podeszwie. Dziś mieli mieć wycieczkę po Crawley.

– Cassandra Sandford. – słyszę nagle, przez co mrużę oczy i spoglądam na nauczycielki, stojące prawie, że przy mojej twarzy.

Na początku myślę, że chcą dać mi reprymendę, ale z każdą mijającą chwilą wiedziałam, że coś się dzieje.

– Tak? – pytam, widząc dziwne spojrzenie nauczycielek.

Dwie kobiety patrzą się wpierw na mnie, a potem na siebie. Ich spojrzenia między sobą trwają trochę dłużej niż ze mną, ale nie na tyle, by moje ciało pokryło się stresem.

– Chase Sinclair i panienka Margo mieli wypadek. Twoi rodzice czekają na ciebie. Wiemy, że miałaś z nim dobry kontakt...

I to było dla dziewczynki jeszcze większym ciosem niż to co sama przeżyła. Dłonie zadrżały jej mocniej, a z oczu nie popłynęły łzy – te pojawiły się dopiero w momencie, kiedy ona sama stanęła twarzą w twarz ze śmiercią...

Chyba nie do końca rozumiem co się dzieje. Po prostu patrzę się na kobiety i chcę, aby te powiedziały tylko: to żart. To już kwiecień, a nie styczeń. Prima aprilis...

Niestety jednak ich spojrzenie nic nie mówiło.

To żarty, prawda? Przecież Margo i Chase zaraz do mnie zadzwonią i opowiedzą mi jak spędzili razem czas. Powiedzą mi, że się kochają. Że będą parą doskonałą, że...że...

Tak będzie, prawda?

– Cassie, chodź z nami...

Przełykam ślinę i odsuwam krzesło. Wstaję powoli, bo jednak wciąż myślę, że to tylko głupi żart, który wcale nie jest śmieszny. Rozumiem wiele, ale nie takie coś.

Moje brwi są ściągnięte, postura zgarbiona, a skóra pokryta „gęsią skórką". Ponownie przełykam ślinę i powoli otwieram usta, by coś powiedzieć. Nie mniej jednak z moich ust nie wychodzi żadne słowo. Tak jakbym straciła głos. Jakbym nagle pozostała bez czegoś cennego...

Czuję dotyk na swoich plecach. Podnoszę wzrok na górę i widzę profesor Sherman, która uśmiecha się do mnie pokrzepiająco. Widzę w jej niebieskich tęczówkach coś, czego nie widziałam od pierwszej lekcji z nią. Już nie jest „inną" niż reszta, teraz widzę w niej ten ból, który ma większość z nas. Te szczęście, które w sobie miała zniknęło. Ten błysk też. To wszystko... wyparowało.

LA FANTAISIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz