Trzy lata wcześniej, godzina po incydencieRozdział zawiera treści, które nie są przeznaczone dla osób o słabych nerwach
Pali mnie w środku.
Czuję się bardzo dziwnie, tak jakbym umierała. Każdy nowy wdech jest dla mnie coraz gorszy.
Wciąż siedzimy w jednym pomieszczeniu. Łazienka, która jeszcze kiedyś należała do jednego z moich ulubionych miejsc, jest dla mnie teraz obcym miejscem. Ryle sprawił, że ta zamieniła się w mój koszmar.
Przełykam ślinę, mając spuszczony wzrok. Nie chcę widzieć nagiej klatki swojego byłego już przyjaciela. Obawiam się go. Zgwałcił mnie, chociaż powtarza mi, że tak to nie wygląda. Ale ja nie byłam głupia.
Przecież ja nie chciałam jego dotyku. Wzbraniałam się przed tym, a on i tak zrobił.
Albo może przesadzam. Może przyjaciele właśnie tak robią. Wchodzą ze sobą do łóżka, przytulają się bardziej intymnie lub całują się?
Może z nami miało być tak samo?
– Uśmiechnij się gwiazdeczko. – słyszę nagle.
Nie unoszę jednak swojego spojrzenia. Nie chcę patrzeć na niego. Wystarczy mi czuć jego oddech i dotyk, który właśnie teraz się nasila.
Czuję jak ten kuca przy mojej osobie. Jego duże dłonie chwytają mnie za uda, a ja je zaciskam. Słyszę jego cichy śmiech, który jeszcze niedawno był dla mnie najwspanialszą rzeczą na ziemi, zaraz po spaghetti.
– No dalej, Cassie... unieś usteczka do góry.
Przeczę.
Nie chcę się uśmiechać. Czuję ból. Wszędzie.
Jego palce chwytają mnie za brodę i mocno podnoszą ją do góry, przez co jestem zmuszona do spojrzenia w jego zielone oczy. Przełykam głośno ślinę.
– Musimy coś ustalić, gwiazdeczko. – mówi wciąż mocno trzymając mnie za brodę. – Jesteś grzeczną, dziewczynką, wiesz? Moją, grzeczną dziewczynką, a takie jak ty, wiedzą jak mają się zachowywać w stosunku do swoich... przyjaciół.
Ostatnie słowo akcentuje mniej wyraźniej. Jest bardziej ciche – może nawet niepewne. Nie wiem. Nie umiem go rozszyfrować. Mówią, że oczy zdradzają najwięcej o człowieku, ale ja tego nie umiem. Jego oczy nie mówią o nim nic. Jakby jego kartki nie zostały jeszcze uzupełnione.
– Jesteś taka delikatna, Cassie. Jak laleczka...
Nie wiem co się dzieje.
Te słowa mnie ranią – jakby były obelgą skierowaną w moją stronę. Czuję jakby bardzo ostry nóż właśnie przejeżdżał po mojej krtani.
– A o laleczki trzeba dbać. Są cenniejsze niż niejeden diament. – szepcze, puszczając moją brodę, ale wciąż nie opuszczając mojej twarzy.
Prawą dłonią chwyta mnie za opadający kosmyk mokrych włosów i przekłada go przez moje ucho. Następnie, powoli opuszcza dłoń, kierując ją na prawy polik. Palący dotyk otula moją skórę, przez co przymykam oczy.
Nie z przyjemności, a z bólu, który ten ogień tworzy.
– Masz na mnie spojrzeć, Cassandro Abbey Standford.
Moje pełne imię z ust mężczyzny tworzy coś w rodzaju groźby, dlatego otwieram oczy.
– Nic nie wydarzyło się tego dnia, gwiazdeczko. Odwiedziłaś mnie jak zawsze, po szkole. Opowiadałaś mi co wydarzyło się kilka dni temu. Robiliśmy to samo co zawsze, rozumiesz? – pyta.