Pov: Rollan
Na reszcie mamy spokój. Wojna się skończyła i wszystko wraca do normalności. Teraz wszyscy mamy zasłużony odpoczynek w Zielonej Przystani.
Dzisiaj mija miesiąc od kiedy jestem w związku z Meilin. Stresuję się bo muszę coś zrobić, ale nie mogę przy tym wyjść na debila. Do pomocy postanowiłem zwerbować Conora i Abeke. Tylko gdzie oni są?
-Essix, wiesz gdzie Conor i Abeke?- spytałam się mojej sokolicy.
Zaskrzeczała i wyleciała za okno ich szukać. Wróciła po dłuższej chwili i ruchem głowy pokazała mi, żebym ruszał za nią. Wyszedłem przez bramę na dwór. Essix poprowadziła mnie do lasu. Szedłem za nią przez gąszcz, aż w końcu moim oczom ukazała się ładna, ale mała polanka gdzie bawił się Conor z Brigganem oraz Abeke z Urazą.
-Hej, co tam?- podszedłem do nich.
-Nareszcie jest spokój- powiedział uśmiechnięty Conor, jego wilk zawtórował mu szczeknięcięm.
-Macie wolną chwilę? Potrzebuję waszej pomocy- powiedziałem prosto z mostu, bo nie miałem co owijać w bawełnę.
-Jasne, jeśli nie wchodzi w to myszkowanie po pokoju Olvana- mimowolnie się zaśmiałem.
Jakiś czas temu padła propozycja zobaczenia co trzyma dowódca w pokoju i od tego czasu wszyscy się zastanawiamy co trzyma w swojej kwaterze Olvan.
-Nie, nie spokojnie, chodzi o coś... bardziej delikatnego- wyjaśniłem im na czym polega mój problem i jak mogą pomóc.- Tylko ani słowa Meilin, jasne?
Przyjaciele skineli zgodnie głowami. Wszyscy zabraliśmy się do pracy, żeby wieczór wypadł najlepiej jak tylko mógł. Conor poszedł do kuchni porozmawiać z kucharkami odnośnie jedzenia. Abeke zajmowała się wystrojem, a ja przygotowywałem się psychicznie i fizycznie.
Conor wpadł do mojego pokoju, żeby pomóc mi z wyglądem.
-Może kilt?- zaproponował złośliwe.
-O nie! Nie będzie kiltu, nie zmusisz mnie, za żadne skarby tego świata razem z talizmanami!- zagroziłem, a Conor zaczął gonić mnie z spódniczką w ręku.
Abeke, która skończyła wygląd miejsca, w którym odbędzie się randka, zobaczyła nas i chyba się załamała. Stała tak krótką chwilę i patrzyła na nas jak na czystych idiotów. W końcu udało jej się otrząsnáć z zaskoczenia, wzięła kilt z rąk Conora i podeszła do mojej szafy wyszukać rzeczy odpowiednie na tą okazję. Jako, że nie miałem wielu rzeczy, właściwe miałem tylko zielony płaszcz i ubrania podróżne, do ćwiczeń i zwykłe uniformy, to w końcu ubrałem się w zwykły strój.
Zestresowany do granic możliwości udałem się do pokoju Meilin, zapukałem i chwilę czekałem. Otworzyła mi drzwi z wyrazem zdziwienia na twarzy.
-O co chodzi?- zapytała bez ogółek.
-Em, bo jest sprawa... Możesz założyć tą opaskę? Sytuacja tego wymaga- nie spodziewałem, że się zgodzi, ale co miałem przed nią ukrywać.
Spojrzała na mnie nieufnie, ale wzięła czarny materiał i obwiązała sobie nim oczy. Złapałem ją za rękę i poprowadziłem do najwyższego pomieszczenia w Zielonej Przystani. Gdy doszliśmy na miejsce aż chciałem przytulić Abeke, postarała się bardzo. Na środku był mały stolik, gdzie była jedna świeca, dwa talerze, serwetki, sztućce, kwiaty w wazonie i biały obrus. Po całej posadzce rozsiane były małe świece, ułożone w wężyk, który rozpoczynał się przy drzwiach, a kończył okręgiem dookoła stolika i krzeseł. W rogu pomieszczenia była zasłona, która kryła się w cieniu, pewnie za nią jest Conor i Abeke. Płatki róż były rozsypane w kształt małej ścieżeczki prowadzącej do stolika.
-Już mogę ściągnąć to ustrojstwo? Bo mnie już denerwuje- powiedziała zirytowana Meilin.
-Tak, tak, już, już- przez podziwianie pracy Abeke prawie zapomniałem po co to powstało, więc szybko zdjąłem opaskę z oczu mojej ukochanej i pocałowałem ją.- Wszystkiego dobrego w naszą miesięcznicę.
Meilin popatrzyła na mnie zaskoczona. Iskierki w jej oczach chyba znaczyły, że jej się podoba. Wziąłem ją ponownie za rękę i poprowadziłem do stolika. Odsunąłem dla niej krzesło jak prawdziwy dżentelmen i oboje usiedliśmy. Zanim którekolwiek z nas zdążyło się odezwać, zza kotary wychynął Conor z tacą w ręce.
Bez słowa położył tacę na stoliku i nałożył nam na talerze jakąś sałatkę. Ukłonił się i odszedł. Meilin spojrzała na mnie, a ja zachęciłem ją gestem, żeby zjadła sałatkę. Po chwili skończyliśmy, a Conor ponownie przyszedł z kolejnym daniem. Tym razem było coś konkretnego, ziemniaki z jagnięciną w przepysznym sosie. Ponownie się ukłonił i odszedł za kotarę.
-Jak to się stało, że coś takiego zrobiłeś?- zapytała się Meilin jedząc danie.
-Normalnie- zaserwowałem dziewczynie mój firmowy, łobuzerski uśmiech.
Meilin zrezygnowała z dalszych pytań i kontynuowała jedzenie. Po dłuższej chwili milczenia zjawił się nasz "kelner" i tym razem przyniósł owoce, wśród nich było chyba coś z Zhong, bo mojej ukochanej zaszkliły się oczy. Ja nie wiedząc co zrobić chwyciłem jej dłoń i ściągnąłem w geście pocieszenia. Ona uśmiechnęła się smutno, ale sięgnęła po jedzenie.
Ja cały czas uważnie patrzyłem na nią. Wydawała się szczęśliwa. W tej chwili poczułem, że chcę widzieć to szczęście każdego dnia, kiedy jest smutna chcę ją pocieszać, tak żeby na jej pięknej twarzy pojawił się uśmiech, który już nigdy nie zniknie. Chciałbym sprawiać, żeby czuła się szczęśliwa i bezpieczna. Nie mógłbym już nigdy pozwolić na to, żeby jakiekolwiek nieszczęście jej się stało. Nie mogę już nigdy jej starcić. Czy to właśnie jest miłość? To uczucie przez które chce się poświęcić wszystko po to, żeby druga osoba była szczęśliwa? Jeśli tak, to jestem gotów wykrzyczeć na cały świat, że kocham Meilin.
Chociaż minął miesiąc od kiedy jesteśmy razem, to cały czas uczę się kochać. Miłość nie jest łatwa, czasami przynosi smutek, ale jest tego warta. Dzięki miłości czuję się jakbym odnalazł w życiu ten skrawek duszy, który błądził gdzieś po świecie. Z Meilin czuję się spełniony i szczęśliwy, chciałbym na zawsze z nią zostać.
-Przejdziemy się?- zapytałem, gdy skończyliśmy jeść.
-Z chcęcią- odparła Meilin.
Wyszliśmy z pomieszczenia i udaliśmy się na dwór. Poszliśmy na polankę, gdzie wcześniej byli Conor i Abeke. Położyliśmy się na trawie i zaczęliśmy patrzeć w gwiazdy.