Po tygodniu nadszedł dzień mojej próbnej matury z matematyki. Byłam wręcz niepokojąco spokojna. Alek zaoferował,że przyjdzie po mnie do domu i odprowadzi pod szkołę, żeby, jak się wyraził, osobiście życzyć mi powodzenia. Uśmiechnęłam się na myśl o tym, że znowu go zobaczę.Jakaś nie wiem , jak duża część mojego mózgu, ciągnęła mnie do niego.Nie rozumiałam tego, ale najchętniej wcale bym się z nim nie rozstawała. Może dlatego, że jestem jedynaczką, nie mam zbyt wielu znajomych i po prostu brakuje mi tego typu więzi? Wysoce prawdopodobne. Czuję się trochę samotna. Rodzice działają w konspiracjach, więc nie mają zbyt wiele czasu na rozmowy. Krzysiek ma dziewczynę i to naturalne, że przez wzgląd na nią, nie poświęca mi aż tyle czasu jak jeszcze kilka tygodni temu. I wychodzi tak, że wieczory spędzam sama z książką i kubkiem dość mocnej herbaty. Moje rozmyślania przerwała wchodząca do pokoju mama, mówiąc:
- Zbieraj się,przyszedł.
Po tonie jej głosu wywnioskowałam, że ma dziś jakieś poważne plany i nie uwzględniła w nich czasu na prowadzenie ze mną szerzej zakrojonych konwersacji. Toteż bez słowa, ubrana w granatową sukienkę sięgającą lekko przed kolano, podreptałam w stronę drzwi. Czekał tam na mnie jak zawsze z wielkim uśmiechem na twarzy. Jak tu go nie lubić? Dopiero kiedy stał bez ruchu, zauważyłam, jak bardzo jest wysoki. Będąc szczerą, czułam się przy Alku bardzo, bardzo...mała. Fakt, miałam nieco ponad metr sześćdziesiąt, ale czegoś takiego się nie spodziewałam.
- Cześć- przywitałam się
-Witam piękną panią- uśmiechnął się jeszcze szerzej.
***
-To ja jestem taka mała, czy ty jesteś taki wysoki? - zagadnęłam go w drodze do szkoły.
- Ciężko stwierdzić.
- Przyznaj się, ile masz wzrostu!- zażądałam, niemalże zginając się wpół ze śmiechu.
- Chyba ponad metr dziewięćdziesiąt.
- Skąd ty się wziąłeś?
- Mam swoje tajemnice, krasnalu.
- Przestań, bo ci przywalę- zagroziłam.
- O ile dosięgniesz.
- A kto powiedział, że walnęłabym cię w twarz? Równie dobrze mógłbyś oberwać w inne miejsce, ale wtedy nie wstałbyś przez najbliższe trzy dni- stwierdziłam z przekąsem.
- No i jesteśmy. Powodzenia, malutka. Popołudniu zapraszam do Wedla na pomaturalną czekoladę. Co ty na to?
- Pewnie! Czekolada dobra na każdą okazję- zaśmiałam się, wchodząc do szkoły.
***
Przeżyłam. Nie było aż tak trudno, jak myślałam., że będzie i większości zadań wiedziałam, co mam zrobić. Byłam pewna, że jest to sukces zarówno mój, jak i mojego genialnego nauczyciela. Nie miałam wątpliwości co do tego, że powinnam się z nim spotkać. Czułam, że powinnam mu podziękować za poświęcenie mi czasu, mimo że do oficjalnej matury zostało mi jeszcze parę tygodni.
- Wychodzę!- zawołałam, a moja rodzicielka niemal w ułamek sekundy znalazła się koło mnie, jakby wyrosła spod ziemi.
- Gdzie?
- Do Wedla- odparłam. Przyznam szczerze, że powoli denerwowała mnie ta jej przesadna troska o mnie, ale z drugiej strony, poniekąd to rozumiałam. Byłam jej jedynym dzieckiem, więc to raczej normalne, że się o mnie martwiła. Szczególnie, że sytuacja w Polsce zostawiała, najdelikatniej mówiąc, sporo do życzenia.
- Sama?
- Nie. Z Alkiem. Krzywda mi się nie stanie.
-Obiecaj, że będziesz na siebie uważać. Różnie to teraz bywa...
-Jezu, mamo, ja się nie idę łajdaczyć, tylko wypić kubek gorącej czekolady. Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie- rzuciłam z irytacją.
- Kiedy wrócisz?
- Nawet nie wyszłam.
- Basia...
- Spokojnie, niedługo.
***
- Przepraszam za spóźnienie. Mama mnie zatrzymała. Prosiła, żebym uważała,bo różnie się może stać- uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.
- Twoja mama myśli, że my.... ten...no wiesz?- uniósł brwi z lekkim niedowierzaniem i rozbawieniem.
- Nie wiem, co sobie wyobraziła i chyba wolę nie wiedzieć-przyznałam, popijając czekoladę.
- Szaleństwo, co?
- Trochę tak.
CZYTASZ
Białe róże| Kamienie na szaniec
FanficBasia Sapińska poprzez korepetycje z matematyki poznaje Alka Dawidowskiego. Początkowo ich znajomość opiera się tylko na pomocy dziewczynie w zrozumieniu trudnego dla niej przedmiotu. Relacja młodych zaczyna się rozwijać. Jednak na drodze do ich szc...