23

336 12 29
                                    

Od początku źle się czułam. Ale to, co jest teraz, nijak się ma do tego, co przeżywałam w ciągu ostatnich paru tygodni. Teraz jest tak, lekko licząc, pięćdziesiąt razy gorzej. Wyglądam tragicznie i czuję się jeszcze gorzej. Lekarze podejrzewają anemię, co w moim stanie potrafi być cholernie niebezpieczne i może prowadzić nawet do utraty ciąży.Abstrahując już od tego, że jestem biała jak kartka papieru i potrafię zwymiotować nawet po napiciu się wody, wszystko mnie boli tak, że ostatnio czołgałam się na łokciach, żeby dojść do łazienki i się wysikać. Pewnie wyglądało to śmiesznie, ale mi absolutnie nie było wtedy do śmiechu. Wręcz przeciwnie, dziś stałam pod prysznicem ponad czterdzieści minut i dosłownie wyłam z bólu, nie umiejąc do końca jasno określić, co tak naprawdę mnie boli. Nie można mnie rozśmieszyć, a jeśli już się tak stanie, zwijam się z bólu przez dłuższą chwilę, która dla mnie  ciągnie się jak lata.


***


-Jak się czujesz?- pyta Alek, a usta układają mu się w coś na kształt niewyraźnego półuśmiechu. 


-Jak Zośka dzień po naszym weselu. Pół nocy z głową w kiblu, a i tak ledwo kontaktujesz. Tyle że on urządził  sobie z tym waszym Orszą zawody w chlaniu na czas, a ja mam anemię- powiedziałam słabo.


-Nawet nic nie mów. Chwilami odnosiłem wrażenie, że oni się na tym weselu bawili lepiej niż my.To znaczy, Orsza się bawił, bo Zocha to tylko ściany podpierał. I jeszcze był zdziwiony, że zaliczył zjazd, bo on,,wcale tak dużo nie pił". Własny ojciec się z niego śmiał- przypomniał mi, wybuchając śmiechem.


-Co? Kiedy?


-Rano po weselu rozmawialiśmy. Mówił, że nie pamięta, żeby kiedykolwiek nawalił się tak jak jego własny syn.


-Przestań...ja się nie mogę śmiać-jęknęłam.


*** 


Kiedy poczułam się trochę lepiej, postanowiłam pójść spać. Już prawie zasypiałam, kiedy usłyszałam pełne przerażenia:


-Kochanie, nie umieraj!


-Alek, do cholery, daj mi spać!-wrzasnęłam.


-Przepraszam- zreflektował się, całując mnie w policzek.


Obudziłam się po kilku godzinach. Znowu bolało. Tym razem dyskomfort koncentrował się w dolnej części brzucha( czyli z reguły tam, gdzie zawsze) i promieniował do pleców.Jest mi raz zimno, raz gorąco. Trzęsę się. Trwa to wprawdzie tylko chwilę, ale ja już jestem tym wszystkim  wykończona. Moja głowa zaczyna tworzyć czarne scenariusze. Jednym z nich jest sepsa, a co za tym idzie, śmierć.


-N- nie chcę umierać-wycedziłam, a z oczu lecą mi łzy.


- Nie umierasz- uśmiechnął się do mnie.- To tylko atak paniki- dodał spokojnie.


To ja tu się męczę i odchodzę od zmysłów, a on się do mnie szczerzy jak idiota, pomyślałam.


-Co się tak cieszysz jak głupi do sera?- spytałam ochryple.


- Bo tu jesteś.


- Może i jestem, ale wyglądam jak trup- wywróciłam oczami.


- Nieprawda. Ślicznie wyglądasz.


- Mógłbyś chociaż udawać, że potrafisz kłamać- mruknęłam wyraźnie zirytowana..



- Kocham cię, złośnico.


-Alek..


-Tak?


-Gdyby to się jednak stało, proszę, nie zostawiaj mnie. Przynajmniej nie od razu, dobrze?


-Czekaj, czekaj. O czym ty teraz mówisz?


-Nie  udawaj głupiego- zażądałam.


-Baśka, ja naprawdę nie rozumiem.


-Dobra, powiem wprost. Gdybym jednak straciła to dziecko, nie uciekaj ode mnie. Albo chociaż nie tak od razu.


-Pojechała po bandzie- szepnął do siebie.


-Co?


-Ty jesteś nienormalna? Jak ja bym cię niby mógł zostawić, co? Nie miałbym serca zostawić takie cudo, jakim ty jesteś.Cokolwiek by się teraz nie działo, nie będziesz z tym sama, rozumiesz?


-Teoretycznie-pokiwałam głową.


- Co by się nie działo, będzie dobrze- zapewnił.


Uwierzyłam



Kochani moi!

Tak, wiem, te ostatnie dwa rozdziały są nudne jak flaki z olejem, ale spokojnie ,to tylko przedsmak tego, co będzie w następnym. Nie mogę Wam zdradzić, co się będzie działo, ale mogę polecić zgromadzenie sobie sporego zapasu chusteczek, bo będzie bardzo, bardzo smutno. Możecie obstawiać w komentarzach, co się będzie działo. Podpowiedź macie wyżej(;

Do następnego!

P.

Białe róże| Kamienie na szaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz