rozdział trzeci

1.8K 79 13
                                    

Mia

Jakiś typ rzępolił pół nocy i nad ranem miałam ochotę urwać mu łeb. Nie potrafiłam zlokalizować, z której części budynku dobiegał ten dźwięk, ale obiecałam sobie, że dojdę do tego i ostatecznie zrobię mu te wszystkie rzeczy, jakie wizualizowałam sobie, próbując zasnąć. Nie mogę powiedzieć, że typ grał źle, bo naprawdę dobrze mu to szło, ale... kurwa, do 3 nad ranem?!

- Dzień dobry, ptaszyno. - Agnes wpadła do kuchni, w której wisiałam właśnie nad dużym kubkiem kawy. Gdy zobaczyła moją twarz, swoją skrzywiła w grymasie. - Uuu... Nie wyspałaś się?

- A słyszałaś, co się odpierdalało za ścianą? - zapytałam niemrawo. - Kto normalny napieprza głośne ballady w apartamentowcu pełnym ludzi?

Roześmiała się ochryple i pokręciła głową.

- Zapomniałam już, jaką jesteś marudą.

- Nie jestem marudą, tylko lubię ciszę i spokój. Świerszcz wybudza mnie z głębokiego snu, a co dopiero to... Zamierzam typka dzisiaj dorwać.

- Skąd wiesz, że to on? Może to jakaś dziewczyna?

- Nie, stara... Typ grał tak, jakby pieprzył te struny. Może nawet zirytował mnie tak mocno właśnie dlatego, że podświadomie im pozazdrościłam. Wyobrażasz sobie, co on musi umieć tymi palcami? - zapytałam, a ona zarumieniła się i odwróciła do szafki, z której wyjęła kubek, i zaparzyła sobie kawy.

- To, że ktoś gra dobrze na gitarze, nie znaczy, że musi być dobry w łóżku... To tak, jakby grabarz miał ładnie sadzić grządki, tylko dlatego, że na co dzień grzebie w ziemi - wymamrotała i upiła łyk kawy.

- Eh... Czasami zapominam, że jesteś dziewicą - burknęłam, na co zakrztusiła się, rozbryzgując ustami ciemną ciecz i spurpurowiała. 

Zmrużyłam podejrzliwie oczy i czekałam, aż wyjaśni, ale odwróciła się tylko do zlewu i od tej pory unikała mojego wzroku.

No, jak chuj...

W chwilach takich, jak ta, zaczynałam szczerze wątpić, że jeszcze kiedyś uda nam się odbudować starą więź. Przepaść między nami zaczynała być aż nadto wyczuwalna, niemal na każdym kroku. Nie miałam nastroju, by po raz kolejny próbować wyciągać z niej prawdę, jeśli jednak o TYM mi nie powiedziała, musiała mieć: albo dobry powód; albo nie byłam dla niej tym kimś, kim ona była dla mnie.

Udając, że nie zauważyłam, jak mnie ignoruje, zaniosłam kubek do zmywarki i ruszyłam do wyjścia.

- Idę na zakupy, napisz jak będziesz czegoś potrzebowała - rzuciłam i z hukiem zamknęłam za sobą drzwi.

Starałam się nie być apodyktyczną żmiją, ale sposób, w jaki unikała rozmowy był jak cios w samo serce. Ciężko przejść nad tym do porządku dziennego, kiedy wcześniej nie było między nami tematów tabu i wiedziałyśmy o sobie nawzajem więcej, niż o sobie samych.

- Szlag by to! - zaklęłam, gdy pasek torebki zaczepił się o wystającą poręcz i musiałam nią szarpnąć, by ją wyswobodzić.

Cała zawartość niefortunnie wyleciała i podskakiwała na schodach, a ja modliłam się w duchu, by tylko nikt teraz tędy nie przechodził. Tampony, milion starych, wyblakniętych paragonów, pomadka, transparentny puder, blister tabletek antykoncepcyjnych i... śrubokręt krzyżakowy. Nie mam zielonego pojęcia kiedy i skąd wziął się w mojej torebce, on po prostu tam był i żył własnym życiem.

Ukucnęłam po swój pakiet wstydu, akurat w momencie, w którym usłyszałam zbliżające się kroki.

Oczywiście... Byłoby za łatwo.

- Niezły arsenał - rozbrzmiał znajomy głos, niosąc echo na klatce schodowej i ukucnął przy mnie, by pomóc.

Pewnie wyszedł właśnie z mieszkania jakiejś laski, po całej nocy bzykania. I sam fakt, że robi to o tak wczesnej porze, każe moim jajnikom trzymać solidarność damską i nie wymieniać się zbędnymi uprzejmościami. Nienawidzę facetów. Podła rasa.

Nowy Sąsiad - Tom 2.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz