rozdział dwudziesty pierwszy

1.3K 68 2
                                    

Agnes

Robię co mogę, by nie zawieść Matt'a, ale wszystko dziś leci mi z rąk. Poniedziałkowe popołudnie mi darował, podobnie jak dwa kolejne dni z grafiku, więc naprawdę bardzo chciałam się spisać, by za chwilę nie pożałował swojej dobroduszności.

- Agnes, trójka gotowa! - Jacob zawołał z kuchni, obróciłam się więc szybko na pięcie z tacą, wpadając na swojego szefa z impetem.

Cała jej zawartość, jaką stanowiły brudne naczynia, podskoczyła w górę i roztrzaskała się na posadzce.

- Chryste! - jęknęłam i ukucnęłam szybko, by posprzątać cały ten bałagan. - Przepraszam, Matt. Naprawdę przepraszam, nie wiem co się ze mną... Cholera! - krzyknęłam, gdy ostry odłamek kufla wbił mi się w dłoń i zaczęła mocno krwawić.

- Spokojnie, to tylko talerze - odparł, przyglądając się uważnie mojej dłoni. - Chyba nie będzie trzeba szyć. Chodź, trzeba Cię opatrzyć, a Jacob to ogarnie. Jac! - krzyknął do młodego barmana. - Dasz sobie z tym radę?

Chłopak skinął bez słowa głową i jeśli nie straciłam prawidłowej oceny sytuacji, to raczej nie był zły na dodatkowe zadanie. Pozwoliłam więc poprowadzić się na zaplecze, gdzie Cynthia wychyliła głowę znad sterty papierów i zaczęła na nas zerkać, z coraz bardziej zaciekawioną miną.

- Usiądź, zaraz wracam - rzucił i ukrył się w kuchni, a mnie zostawił pod badawczym spojrzeniem swojej menadżerki.

Niezgrabnie usiadłam na kanapie i rozejrzałam się na boki, bo poza dniem, w którym podpisałam umowę, nie miałam więcej okazji do przebywania w tym miejscu. Unikając rozdrażnionego wzroku kobiety, zaczęłam niecierpliwie potrząsać nogą, w oczekiwaniu na Matt'a. Coś mi mówiło, że jeśli za chwilę stąd nie wyjdę, ona doskoczy do mnie i mnie udusi.

- To powinno załatwić sprawę - powiedział niemożliwie niski, chrapliwy głos, wyrywając mnie ze snucia czarnych scenariuszy.

Przemył mi przegub dłoni wodą utlenioną, a gdy syknęłam mocno, zbliżył do niej usta i zaczął lekko dmuchać w zranione miejsce. Poczułam, jak Cynthia mrozi mnie jeszcze bardziej spojrzeniem i samą zakłuło mnie poczucie winy, bo w jakiś sposób ten gest wydał mi się bardziej intymny, niż powinien.

Chciałam zabrać już dłoń, ale przytrzymał ją w miejscu.
- Daj mi dokończyć - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu i nic nie mogłam poradzić na to, że odruchowo spojrzałam w stronę menadżerki, czym zyskałam pewność, że sztyletowała mnie właśnie wzrokiem. - Może powinnaś wziąć sobie wolne na jakiś czas...

Cynthia rzuciła grubą teczką na blat i zaklęła siarczyście.
- Matt, do cholery! Nie mamy ludzi, a bar jest przepełniony. Kto Twoim zdaniem miałby stanąć na jej miejsce?

- Choćby i ja sam.

- Będziesz wydawał jedzenie? Zacznij być poważnym szefem, a nie... - Przerwała, gdy Matt obrócił do niej wściekłe spojrzenie, zaciskając mocno szczęki.

Nie musiał wstawać, by wyglądać groźnie, bo złość emanowała z niego tak mocno, że bałam się poruszyć ręką, którą wciąż trzymał.

- Wyjaśnijmy sobie jedno. Jak słusznie zauważyłaś, JA tu jestem szefem, a Ty moim pracownikiem, co daje mi pełne prawo do oddelegowania Tobie zadań, jakie ustaliliśmy na początku naszej współpracy. Czy jednym z nich było wpierdalanie się w sposób, w jaki traktuję swoich ludzi? - Czekał chwilę aż odpowie, ale ona była najwyraźniej zbyt zaskoczona jego reakcją, by wydusić z siebie choćby słowo. - Pozwól więc, że będę to robił po mojemu, bo wolę, żeby Agnes wróciła do domu i wróciła w pełni zregenerowana i gotowa do pracy, zamiast by tłukła kolejną zastawę. A jeśli przez to mam założyć fartuch i wydawać pierdolone jedzenie, to tak właśnie, kurwa, zrobię. Jeszcze coś?

Nowy Sąsiad - Tom 2.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz