rozdział 15

712 49 14
                                    

Gdy chłopiec zasnął udałem się do kuchni. Podszedłem do ekspresu i zrobiłem sobie czarną kawę. Muszę przyznać że byłem już trochę zmęczony. Jednak z przyzwyczajenia niespecjalnie mi to przeszkadzało. Wypiłem swój napój i włożyłem kubek do zmywarki. Ruszyłem w stronę salonu gdzie moim oczom ukazał sie Steve z Strangem. Na mój widok momentalnie przerwali rozmowę a ja w ciszy dosiadłem się na kanapę.

- Jak tam z chłopcem? - jako pierwszy odezwał się Rogers.

- Nareście zasnął - powiedziałem z ulgą,  wciskając się jeszcze bardziej w oparcie kanapy

- A co z gorączką? - zapytał niby od niechcenia Strange jednak wiedziałem że sam przejmuje się stanem zdrowia nastolatka

- Trochę spadła, wydaje się że już jest  lepiej.- usmiechnelem sie do czarodzieja. Byłem mu naprawdę bardzo wdzięczny, chociaż i tak wiedziałem że polepszenie się stanu Petera było raczej chwilowe. Co nie zmieniało faktu że gdyby nie Strange i Steve nie dałbym sobie najprawdopodobniej rady.

-Później będę musiał zabrać go do części szpitalnej na dokładniejsze badania. - zaczął stanowczo czarodziej, na co chciałem się wtrącić jednak on widząc to kontynułował - Nie ma żadnego ale Tony. Sam dobrze widziałeś te wszystkie siniaki, muszę sprawdzić czy to nie jest nic poważnego. - dokończył na co ze zgodą pokiwałem głową. Nie miałem ochoty na kłótnie a poza tym wiedziałem że te badania będą konieczne. Sam miałem świadomości że niewygladało to najlepiej

Rozmawialiśmy jeszcze tak przez chwilę dopóki nie usłyszałem czasku drzwiami dochodzącego z mojego pokoju. Zdezorientowany popatrzyłem za Stranga po czym zerwałem się na nogi pośpiesznie kierując się do danego pomieszczenia. Otworzyłem dzwi podchodząc do pustego łóżka w którym wcześniej spał chłopiec. Rozglądnęłam się szybko wokół siebie po czym stwierdziłem że nigdzie go nie ma.

- Jarvis, gdzie jest Peter? - zapytałem zestresowany

- Pan Parker znajduje się w łazience w Pańskim pokoju sir

Momentalnie popatrzył na drzwi do wspomnienego wcześniej pomieszczenia. Zmarszczyłem delikatnie brwi po czym niepewnie ruszyłem w tamtym kierunku. Po chwili ciszy do moich uszu doszedł dźwięk kaszlenia

- Peter? - zapytałem niepewnie jednak odpowiedział mi tylko cichy płacz.
- Pete, co się dzieje? - zaczełem pukać w drzwi - Mogę wejść? - ponownie nie dostałem odpowiedzi na moje pytanie. - Wchodzę - oznajmiłem po czym nacisnąłem na klamkę otwierając drzwi. Moim oczom ukazał się wymiotujący brunet siedzący na podłodze przy toalecie. - Co się dzieje Pete?- zapytałem gdy oderwał się od ubikacji

- P-przepraszam - wyjąkał płaczliwie przyciagac do siebie swoje kolana.

- Spokojnie Pete, nic się nie stało. To całkowite normalne nie masz czym się przejmować - powiedziałem łagodnie podchodząc w stronę bruneta

- N-nie gniewa się pan? - zapytał wyrazie z niezrozumieniem młodszy

- Oczywiście że nie. Nie widzę powodu żebym miał być na ciebie łzy

- M-myślałem że bedzie pan zły że tu wszedłem bez pozwolenia. Ale zrobiło mi się n-niedobrze i-i... ja bardzo przepraszam. P-przepraszam - wyjąkał młodszy jednak po chwili zaczął jeszcze bardziej płakać

- Spokojnie, naprawdę nie jestem zły. - powiedziałem przekonująco klękając przy nim - Możemy wrócić już do pokoju?  - na moje pytanie otrzymałem delikatne kiwniecie głową. Niezastanawiac się dłużej wziełem go na ręce po czym usiedliśmy na łóżku. Przytuliłem go delikatnie do siebie i przyłożyłem swoją dłoń do jego czoła. Znowu miał gorączkę. Westchnełem cicho przesuwając się  jeszcze bardziej do płaczącego chłopca - Juz dobrze mały... Ciii... nie płacz Pete - zazełem gładzić młodszego po plecach co wyrazie go uspokajało.

Nigdy nie mów nigdy || irondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz