Pov Tony
Szedłem właśnie na piętro gościnne, gdzie jak poinformował mnie Jarvis znajdował się chłopiec wraz z klasą. Byłem strasznie podekscytowany tym że zaraz go spotkam.
To że Peter był najprawdopodobniej "dzieciakiem" z jednej strony bardzo mnie cieszyło a z drugiej jeszcze bardziej się martwiłem. Przecież on nie miał żadnej rodziny. Do tego martwiłem się jego zdrowiem. Chociaż jak widziałem go ostatnio w szkole wydawało się że wszystko u niego w porządku. Jednak czasem pozory mylął.
Wsiadłem do windy po czym zjechałem na siedemnaste piętro, czyli inaczej apartament dla tych mniej ważnych gości. Kiedy drzwi się otworzyły zobaczyłem stosunkowo pusty korytarz. Spodziewał się że odrazu wszystkie dzieci zasypia mnie jakimiś pytaniami jednak byli najwyraźniej zainteresowani czymś innym. I w sumie dobrze. Ruszyłem do przodu, jednak po chwili dostrzegłem opierającego się o ścianę znajomego mi chłopca.
Miał zamknięte oczy i widać było że coś jest z nim nie tak. Podszedłem nieco bliżej i to co zobaczyłem mną wstrzasneło. Młodszy był blady jak ściana a na policzkach miał delikatny rumieniec na którym było widać było zastygnięte łzy.
- Peter? Co się dzieje? - zapytałem jak najspokojniej umiałem żeby go nie przestraszyć. Podszedłem delikatnie bliżej i dotknełem go w ramie na co odrazu przeniósł swój przerażony wzrok na mnie.
- P-pan S-stark? - zająkał się po czym jak oparzony oderwał się od ściany. Stanął chwiejnie i gdyby nie moje ramiona z pewnością runąłby na ziemnie.
- Ej, mały. Spokojnie. Co jest? - na moje słowa chłopiec delikatnie się skrzywił a po jego twarzy spłynęły pojedyncze łzy. A ja komplecie nie miałem pojęcia co się dzieje.
- Peter spokojnie. Popatrz na mnie - chwyciłem go delikatnie za podbródku tak aby podniósł głowę, jednak druga ręką cały czas podtrzymywałem go przed ewentualnym upadkiem - Już dobrze. Tak? Peter nie płacz - powiedział z troską jednak powoli sam zaczynałem panikować- Coś cię boli? Ktoś Ci cos zrobił?-J-ja... n-nie. B-boli mnie głowa... i brzuch ... i t-tak j-jakoś mi niedobrze. Ja naprawdę nie w-wiem co się dzieje. Przepraszam... - wyjąkał chłopiec na co odrazu go przytuliłem i zaczełem gładzić po plecach.
- Cii... No już spokojnie. Nie musisz przepraszać nic nie zrobiłeś. Nic się nie stało. Jest ktoś u ciebie w domu? - zapytałem na co młodszy pokiwał przecząco głową jeszcze bardziej wtulając się się moją marynarke. - W takim razie pójdziemy do mnie. Dobrze? Odpoczniesz sobie a później zobaczymy. - oznajmiłem ruszając do przodu delikatnie ciągnąć za sobą chłopca. Wydawał się być niezadowolony z tego co powiedziałem ale jego zmęczenie najwyraźniej wzięło górę.
Wszedliśmy razem do windy a ja cały czas podtrzymywałem Petera za ramiona. Bałem się że w każdej chwili może zemdleć. Normalnie jakbym przewidział co się stanie chłopak w jednej chwili zamknął oczy i zaczął osuwać się w dół.
- Ej Peter? Peter dzieciaku. Halo! - Nie uzyskując odpowiedzi chwyciłem go delikatnie i podniosłem w stylu panny młodej. Byłem strasznie zestresowany. Dośc że nie znałem się na dzieciach to tym bardziej na ich chorobach. Do tego Bruca wyjątkowo nie było w wieży. Ten to ma po prostu wyczucie czasu. Jak nie jest potrzebny to zawsze jest na miejscu, a jak choć raz miałby szanse się na coś przydać to oczywiście go nie ma. Westchnęłem cicho po czym wysiadłem z windy i udałem się do mojego pokoju. Weszłem do środka z chłopcem na rękach po czym jak najdelikatniej próbowałem położyć go na łóżku. Gdy już mi się to udało Peter zaczynał powoli odzyskiwać świadomość. Rozejrzał się po pokoju a po chwili po jego policzkach zaczeły spływać łzy. - Peter. Ej mały spokojnie. Jesteśmy u mnie. Zaraz się tobą zajmę, nie bój się - na moje słowa chłopiec jeszcze bardziej się rozpłakał. A ja zdezorientowany odrazu usiadłem na brzegu łóżka przytulając go do siebie. Młodszy wzdrygnął się na początku jednak po chwil jeszcze bardziej wtulił się w mój tors - Cii... spokojnie. Zobacz, nic się nie dzieje. - delikatnie zaczełem kołysać się z nim w ramionach, szepcząc mu cały czas jakieś uspokajające słowa. Naprawdę nie wiedziałem że umiem mówić z takim spokojem. Jednak tego wymagała sytuacja. Pamiętałem że Peter wtedy przy pobicu był dość strachliwy. Więc nie mogłem pozwolić sobie na chodzby jeden nie przemyślany gest. - Peter - chłopak momentalnie podniosł wzrok z nad mojej marynarki - Pójdę teraz po coś do picia i jakiś termometr, wydaje mi się że masz gorączkę. Zaraz wrócę. Dobrze? - zaczełem wyswobadzac się z uścisku młodszego jednak ten jeszcze bardziej się wzmocnił nie dając mi wstać.
CZYTASZ
Nigdy nie mów nigdy || irondad
FanfictionHistoria opowiada o 14-letnim Peterze Parkerze któremu życie daje popalić, wszyscy myślą że chłopak po prostu ma pecha a może po prostu trafił na nie właściwe osoby w swoim życiu. Jednak czy nie jest za późno by pomóc nastolatkowi? ⚠️Występują scen...