Rozdział 7

630 41 15
                                    

Patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami nie zdolny do wypowiedzenia chodzby jednego słowa. Mój oddech znacznie przyśpieszył a moje ciało mimowolnie zaczęło się trząść. Bałem się. Tak strasznie się bałem.

- C-co...?- powiedziałem z przerażeniem. O co mu mogło chodzić? Może to tylko głupi żart. Jakaś pomyłka. Cholera nie wiem ale to nie było śmieszne.

- Nie udawaj teraz głupiego Peter! Mów wszytsko co wiesz o Evansie! Inaczej źle to się dla ciebie skończy. - Nie chcesz tego Peter. - powiedział mężczyzna a ja tylko ślepo wpatrywałem się w jego twarz. Był wściekły, można było to wyczytać po jego oczach.

- A-ale j-a... naprawdę n-nie wiem o c-co chodzi. - odpowiedziałem jąkając się. Musiałem udawać że nie wiem o co mu chodzi. Przecież nie mogłem mu nic powiedzieć. Pan Evans od zawsze powtarzał mi że jeżeli cokolwiek komuś powiem na jego temat to nie będzie po mnie co zbierać. Zależało mu na byciu anonimowym. Bardzo chronił swoje dane osobowe. Mogłem się tylko domyślać że chce je celowo przed kimś zatajić. Jednak nie miałem pojęcia dlaczego, chociaż oczywiste było to że mój opiekun miał dużo za uszami. Nawet do szkoły na wszelkie zebrania albo po poprostu nie przychodził albo wysyłał swoich znajomych. Ale i tak nauczyciele mieli to gdzieś bo to i tak nie była ich sprawa. Raz mój były nauczyciel histori doniósł na Pana Evansa do dyrektora że mnie zaniedbuje. Co rozłościło go to na tyle żeby zniszczyć życie nauczycielowi. Nie widziałem go już ani razu po tej akcji i szczerze nie chce wiedzieć co się z nim stało. Wtedy zdałem sobie sprawę że nie mogę zwracać na siebie uwagę dorosłych. Nie chciałem żeby jeszcze ktoś przezemnie cierpiał.

- Nie rób ze mnie idioty Peter! - warknął mężczyzna policzkując mnie swoją dłonią. Zamknęłam oczy do których powoli zaczeły napływać łzy. Nie mogłem pozwolić na to  żeby  zobaczył że mnie to boli. Nie mógł zobaczyć że jestem słaby. Nikt nie mógł.
- Powtórzę ostatni raz! Co wiesz na temat Eda Evansa?! I radzę ci współpracować do cholery! - krzyknął po czym mocniej przycisnął moje nadgarstki do ściany, tak że już kompletnie nie miałem jak uciec.  Zacisnąłem jeszcze bardziej swoje oczy, jednak na nic bo pojedyncze łzy zaczeły spływać po moim czerwonym policzku.

Ed Evans...właśnie tak nazywa się mój opiekun a dokładniej to Edward John Evans.
W branży przystepców był znany jako"Ed" w sumie to skrót od jego imienia ale i tak niektórzy ludzie są na tyle tępi że nie domyślają się jak naprawdę się nazywa.

- No gadaj!

- K-kiedy j-ja n-naprawdę... nie wiem o k-kogo chodzi. - powiedziałem cicho przez łzy. Bałem się do czego może posunąć się mężczyzna. W mojej głowie zaczeły tworzyć się różne scenariusze zaczynając od tego że udaje mi się uciec a kończąc na mojej śmierci. Ale w sumie i tak nikt by nawet nie uroił łzy na wiadomość o tym że nie żyje. Ta okrutna prawda mnie dobijała. Pewnie poza księdzem na moim pogrzebie nie byłoby nikogo. A może nawet nie miałbym pogrzebu bo kogo by obchodził jakiś obcy czternastolatek.

- Nie to nie. Ale musze ci powiedzieć że jesteś strasznie naiwny! Nigdy nie spotkałem kogoś tak głupiego jak ty! - mówił to tak jakby chciał mnie zabić samymi słowami. A ja po prostu patrzyłem na niego nie licząc już na jakikolwiek ratunek. Bo on i tak ma rację jestem okropny, jak wogóle mogłem dać się tu przyprowadzić? Jak mogłem zaufać nieznanej mi osobie?! Po prostu jak?! - A teraz pożałujesz tego Peter. - na te słowa puścił moje już całe czerwone nadgarstki udetchnełem z ulgą, jednak nie trwało to długo po już po chwili poczułem okropny ból na moim drugim policzku i metaliczny smak w ustach. Przygryzłem wargę upadając na ziemię po kolejnym ciosie. Jednak starszy niczym się nie przejmował. Poprostu jakby była to najnormalniejsza czynnośc okładał moje chude ciało coraz to nowymi uderzeniami. Zgiełem się w pół gdy po raz kolejny trafił mnie w brzuch.

Nigdy nie mów nigdy || irondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz