Rozdział 6

654 39 23
                                    

- Coś się stało

Spojrzałem jak poparzony do góry i moim oczom ukazał się widok umięśnionego mężczyzny. Czekaj czekaj. On mówił do mnie? - S-słucham? - spytałem cicho przełykając głośno ślinę dalej lustrując nieznajomego.

- Pytałem czy coś się stało? - odpowiedział od razu. A ja tylko szerzej otworzyłem oczy. On... on się interesuje czy coś się u mnie stało? Uśmiechnełem się niezauważalnie na tą myśl. - Jak nie chcesz to nie mów - powiedział po chwili nieznajomy z zamiarem odejścia. Stałem jak wryty. -Muszę coś zrobić!- pomyślałem po czym chwyciłem szybko mężczyznę za rękaw bluzy.

- P-przepraszam Pana... zamyśliłem się - puściłem jego rękaw i kontynułowałem - w-wszysto u mnie dobrze. - uśmiechnełem się zauważalnie żeby moja wypowiedź była bardziej wiarygodna. Chociaż z jednej strony tak bardzo chciałem się komuś wygadać i powiedzieć prawdę to z drugiej po prostu nie umiałem tego zrobić. Mężczyzna podszedł do mnie i wyciągnął swoją dłoń w moim kierunku. Na ten gest odrazu się spiełem a mój oddech lekko przyśpieszył.

- Po pierwsze to nie mów mi  Pan, możesz mówić mi Hank. A ty jesteś?- uśmiechnął się do mnie szczerze. Po czym jeszcze bardziej przybliżył swoją dłoń do mnie.

- Em P-peter... jetem Peter - powiedziałem wstając i niepewnie uścisnąłem jego dłoń cały czas przypatrując mu się. Na mój gest starszy tylko jeszcze bardziej się uśmiechnął po czym puścił moją rękę. Byłem mocno zdezorientowany bo nie wiedziałem za bardzo co robi się w takich sytuacjach jednak Hank postanowił przerwać niezręcznął ciszę.

- Co ty na to młody żeby pójść coś zjeść? Znam za rogiem spoko knajpę.- powiedział starszy teatralnie masując się po brzuchu co było całkiem śmieszne. Zaśmiałem się cicho co nie uszło uwadze Hankowi i po chwili on sam wybuchnął głośnym śmiechem.

- Wie Pan - zaczełem nieśmiało na co mężczyzna posłał mi mordercze spojrzenie - znaczy Hank - poprawiłem się szybko bo nie chciałem rozłościć nieznajomego. Było to dla mnie strasznie dziwne bo Pan Evans nigdy nie pozwolił mi zwrócić się do niego na "ty" bo uważał to za brak szacunku. - Bardzo chciałbym z tobą iść ale nie mam przy sobie  pieniędzy - dokończyłem ze smutkiem w głoście

No co ty Petey, ja stawiam - oznajmił wesoło mężczyzna

- Ale naprawdę nie trzeba - powiedziałem szybko nie chcąc się narzucać.

- Trzeba, trzeba - mówiąc to objął mnie za ramię i lekko pociągnął na znak że mam iść za nim. - Zobaczysz jest tam naprawdę dobre żarcie - powiedział po chwili a ja momentalnie zrobiłem się jeszcze bardziej głodny. Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem jedzenie w jakieś restauracji.

- Dziękuję - powiedziałem posyłając mężczyźnie szeroki uśmiech po czym delikatnie odsunęłam się od niego. Nie lubiłem tak bliskich kontaktów z ludźmi ale Hank nie miał mi tego raczej za złe bo na ten gest uśmiechnął się do mnie. Przez całą drogę rozmyślałem o mężczyźnie obok mnie. Był on dość wysoki oraz całkiem umięśniony można powiedzieć że wyglądał dość groźnie chociaż tak naprawdę był strasznie miły. Wydawał się on być takim człowiekiem który swoją energią zaraża innych. Chociaż na początku trochę się go przestraszyłem to teraz idąc z nim czułem się naprawdę dobrze. Opowiadał mi różne żarty na które razem głośno się śmialiśmy a ludzie patrzyli na nas jakbyśmy właśnie uciekli z psychiatryka. Ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Opowiadał mi też trochę o swoim życiu. I po jego historiach mogłem stwierdzić że byliśmy całkiem podobni. On też stracił rodzinę w moim wieku a później wychowywał się w domu dziecka. Czułem że ktoś nareście może mnie zrozumieć. Bo przeciez on był taki jak ja. Oczywiście bardzo mu współczułem bo aż za dobrze wiedziałem jak to jest stracić kogoś bliskiego. Ale z drugiej strony cieszylem się na myśl że znalazłem kogoś podobnego do mnie że może nareście znalazłem osobę która mi pomoże, której mogę zaufać i powierzyć swoje sekrety. Chociaż właśnie tak czułem to jednak postanowiłem się trochę po hamować i nie opowiadać o sobie za dużo. Coś z tyłu głowy kazało mi jak najszybciej z tąd uciekać ale jakoś nie przejmowałem się tym za bardzo. Przecież Hank z pewnością nie miał złych zamiarów i nic by mi nie zrobił. On był taki jak ja więc po co miałby robić mi krzywdę. Poza tym jakby chciałby mi coś zrobić to napewno nie zabrałby mnie najpierw na jedzenie i wogolnie nie robiłby całej tej szopki. Tak teraz byłem pewny że nie ma on złych zamiarów wobec mnie. Uśmiechałem się patrząc na mężczyznę opowiadającego mi różne ciekawe historie. W końcu Hank się zatrzymał i weszliśmy do niedużej knajpy. Raczej nie bywałem w takich miejscach ale musze przyznać że było tu dość przyjemnie. Oczywiście nie brakowało tu pijanych ludzi którzy cały czas prosili kelnerów o dolewkę. Ale nie zwracałem na nich uwagi. Usiedliśmy w przy stoliku na przeciwko siebie.

Nigdy nie mów nigdy || irondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz