Rozdział 5.1.

310 22 8
                                    

Ktoś zapukał po raz kolejny do drzwi, odrywając mnie od wykończenia ostatniej ściany mojej sypialni. Pierre powiedział, że za przemeblowanie weźmiemy się w przyszłym tygodniu, gdyż teraz musiał wyjechać na parę dni i zabierał ze sobą Jadę. Moja przyjaciółka była bardziej niż chętna na ten wyjazd. Gdzieś na obrzeżach mojej podświadomości wciąż krążyło podejrzenie, czy niczego między nimi nie ma, albo nie było. Pierre, co prawda, nigdy nie dał mi powodów do takich podejrzeń, ale widziałam błądzące spojrzenie Jady za moim narzeczonym. Nie był jej obojętny, to wiem na pewno. Dodatkowo Arthur uwielbiał nakierunkowywać mnie na pewne podejrzenia, fakty, ale nigdy nie powiedział mi czegoś wprost. A pytałam wielokrotnie. I zawsze powtarza mi to samo – lepiej bym sama sobie przypomniała i podjęła decyzję, niż miałby opowiadać mi o wszystkim, ukierunkowując mnie odpowiednio pod siebie. Powtarzał także, że nie jest jak Pierre i cierpliwie poczeka, aż do niego wrócę. Nie byłam jednak taka pewna, czy chcę tam wracać, skoro mój mózg tak usilnie nie dopuszcza mnie do tamtych wspomnień. Co takiego się stało, że nie chcę pamiętać o tym wszystkim?

            Wrzuciłam na podstawkę wałek ubrudzony farbą. Spojrzałam na pokój uważniej. I gdyby nie ten niedokończony kawałek, byłoby wszystko idealnie. Nie mogłam sobie pozwolić na opóźnienia. Pierre z Jadą mieli wrócić za dwa dni, a wyschnięcie farby i ustawienie na nowo mebli, zajmie sporo czasu i być może nie zdążę już nawet odpocząć przed ich przyjazdem. Wczoraj byłam na kolejnej wizycie lekarskiej, bo dostałam bardzo silnych skurczy i wystraszyłam się nie na żarty. Jak się okazało, to bardzo szczęśliwa dla nas wiadomość. Mój organizm się przygotowuje do jajeczkowania. Za niedługo powinnam zacząć krwawić, jak przystało na zdrową kobietę i wtedy powinniśmy z Pierre zacząć swoje starania. Dostałam także mnóstwo witamin potrzebnych do przygotowania organizmu na dziecko. Już nie mogłam się doczekać, aż powiem o tym narzeczonemu. Dlaczego więc pierwszą osobą, która o tym usłyszała był Arthur? I nie dlatego, że nie potrafię jeszcze do końca się blokować, tylko że wychodząc z gabinetu natychmiast przekazałam mu szczęśliwą dla mnie wiadomość. Będę płodna i nareszcie będę prawdziwą kobietą.

            Krzyknęłam do gościa, że zaraz otworzę. Przecież pokonanie piętra nie jest dla mnie jeszcze takie łatwe. Co prawda radzę sobie już bez pomocy osoby z boku, czy bez podpórek, ale moje nogi wciąż nie chcą być tak szybkie, jak moja wola pragnie. Odgarnęłam włosy z czoła i otworzyłam drzwi. W progu stało dwóch mężczyzn, elegancko ubranych w dopasowane ciemne garnitury. Nie czarne, a raczej ciemnoniebieskie. Uśmiechnęłam się do nich serdecznie, jak zawsze, gdy widziałam obcych. Nie sądziłam, by byli to okoliczni sprzedawcy, żadni domokrążcy nie ubierają się przecież tak elegancko. Nawet na moje oko ich garnitury były na tyle drogie, że wykluczało ich z całego kręgu podejrzeń. Z pewnością byli biznesmenami. Pierwszego włosy blond lśniły w lekkich odcieniach słońca wpadających przez mały daszek nad drzwiami. Wyglądał na mężczyznę lekko starszego ode mnie, wciąż jednak nie pozbywszy się chłopięcego uroku. Ale jego oczy były dziwnie zimne, jakże nie pasujące do całej serdecznej postawy gościa. Za to jego wspólnik, jak podejrzewałam, sprawiał, że miałam ochotę cofnąć się i zamknąć drzwi. Ta dziwna rzecz wewnątrz mnie najeżyła się cała i chciała go zaatakować. Czułam jej warczenie w swoim gardle, jak gdybym sama to robiła. Mój obraz zwęził się tylko do mężczyzny przede mną. Kolory na chwilę zmieniły swe nasycenie, barwy.

 - Dzień dobry. Michael Graves. – wyciągnął dłoń przede mnie tak, chcąc się ze mną przywitać, jak na człowieka przystało. Dodam, że na dobrze wychowanego człowieka, a nie warczącą idiotkę umazaną w farbie. Potrząsnęłam głową, by pozbyć się tych dziwnych emocji odczuwanych tą dziką stroną mojej osobowości. Wysunęłam swoją dłoń, ale zobaczyłam, jak bardzo jest brudna w farbie. Nawet nie wiedziałam, że tak ją pobrudziłam. Mam nadzieję, że nie dotknęłam tą ręką żadnej ściany ani innej płaszczyzny w tym domu. Blondyn uniósł brwi, jakby zastanawiając się ile jeszcze ma trzymać wyciągniętą rękę.

 - Przepraszam, robię małe przemeblowanie. – wzruszyłam ramionami, uśmiechając się do niego miło. Starałam się omijać wzrokiem drugiego mężczyznę, by ponownie nie poczuć tego, co przed chwilą. – Panowie w jakiej sprawie?

 - Przywieźliśmy dla Pierre Discrit dokumenty potrzebne do umowy. – zdziwiłam się. Nie wiedziałam, że miałam jakieś odebrać. Spojrzałam raz jeszcze na nich uważniej, nie za bardzo wiedząc, co dalej mam zrobić.

 - Proszę posłuchać. – odezwał się w końcu ten drugi. Jego wzrok wciąż błądził po mnie z tą iskrą, której nie potrafiłam rozszyfrować. Wiedziałam jednak, że nie chcę go tutaj. Wewnątrz czułam, że nie jest dobrym człowiekiem, a moja dzika strona wręcz szalała na jego widok. I żadne z moich odczuć nie było pozytywne. – Wiemy, że Pierre załatwia interesy poza swoim terenem. Przyjechaliśmy trochę wcześniej. Miło nam poznać narzeczoną naszego partnera w interesach i nie chcieliśmy pani wystraszyć. Michael, daj pani dokumenty. – zwrócił się do młodego mężczyzny, ale wciąż nie oderwał ode mnie swoich oczu. Nagle w mojej dłoni znalazła się jakaś teczka wypchana papierami. Zrozumiałam, jak niegrzecznie się zachowywałam. Przecież Pierre nie mógł robić wspólnych interesów z niebezpiecznymi typami, prawda? Wymusiłam na sobie uśmiech.

 - Przepraszam. Proszę wejść, zaraz skontaktuję się z Pierre. – odsunęłam się na bok, przepuszczając dwóch mężczyzn progu. Moja dzika strona szalała. Czułam, jak próbuje sobie wydrapać wolność przez moje ciało. Dotknęłam dłonią brzucha, ale nie było tam krwi, tylko uczucie jej drapania od wewnątrz. Nabrałam głębiej powietrza nie rozumiejąc, co się właściwie dzieje i dlaczego ona tak reaguje na gości.

            Zaprowadziłam mężczyzn do salonu, samej wychodząc do kuchni. Kątem oka obserwowałam, jak Michael obchodził salon, oglądając ramkę ze zdjęciem, które zrobiliśmy parę dni temu z Pierre. Chciałam osobiste dodatki w tym domu, a on się zgodził. Nasypałam kawy do filtra, nie za bardzo wiedząc, jak z nimi rozmawiać. Powinnam przecież zagadywać ich jakoś, prawda? Odwróciłam się po wodę i wpadłam na gorącą ścianę ubraną w garnitur. Krzyknęłam i szybko odskoczyłam. Oczywiście szybko jak na moje możliwości, ale mężczyzna przede mną był o wiele sprawniejszy, łapiąc mnie mocno tuż nad łokciem. Spojrzałam w jego oczy i wiedziałam, że zauważył moje przerażenie. Uśmiechnął się lekko.

 - Nie chciałem cię przestraszyć. – powiedział cicho, a w jego głosie słyszałam doskonale mruczenie. – Powinnaś zawiadomić Pierre o naszym przybyciu. Proszę. – podał mi mój telefon. Przez chwilę patrzyłam na jego dłoń z długimi palcami, teraz obejmując moją własność. Czułam wewnątrz siebie, że nie powinno go tu być, nie powinien mnie dotykać, a ja zdecydowanie nie powinnam go przyjmować. Zwłaszcza jego. Nie znałam tego mężczyzny, ale wewnętrznie czułam, że nie jest dobrym człowiekiem. Wciąż stałam i patrzyłam to na jego oczy, to na wyciągniętą dłoń z telefonem. Jak gdyby naśmiewał się ze mnie i mojej potrzeby ucieczki. Dawał mi wolność, ale prowizoryczną.

 - A kogo mam zapowiedzieć? – wyszeptałam, wciąż drżąc.

 - Przepraszam za moje maniery. Robert Hart. – moje ciało zadrżało. Coś wewnątrz mnie, to coś dzikiego, zwinięte było teraz w kulkę, cicho piszcząc. Wcześniej atakowała, teraz próbowała stać się tak mała, że prawie niewidzialna.


........................................................................................

Już za tydzień dowiemy się, co takiego się stanie (znów?) pomiędzy Robertem a Laną. Poleje się krew - tyle mogę powiedzieć.... :)



T R U C E  - 03 City's TrilogyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz