Rozdział 3.2.

325 28 16
                                    

Pierre wszedł do naszego domu w południe. Przecierał dłonią twarz wchodząc do kuchni. Siedziałam na stołku, z kubkiem kawy. Umyta. Ubrana. Gotowa zmierzyć się z rzeczywistością. Spojrzał na mnie oceniająco.

 - Kawa jest gorąca. Nalej sobie, proszę, i usiądź ze mną. Chcę porozmawiać.

 - Jestem zmęczony. — i naprawdę na takiego wyglądał. Czułam od niego tak wiele zapachów, że nie potrafiłam nawet sprecyzować czy to kobiece, czy męskie. Pewnie obu płci. Może był w jakimś klubie, albo barze? Nie powinien, wobec tego, śmierdzieć także alkoholem i być pod jego wpływem?

  - Wiem. Ale to nie zajmie dużo czasu. Im dłużej będziesz tu stał i zaprzeczał, tym dłużej to potrwa. — uśmiechnęłam się lekko na koniec. Słyszałam, jak burknął coś pod nosem i ruszył do ekspresu po kawę. Czekałam. I ze wszystkich sił próbowałam opanować swoje emocje. Patrzyłam, jak mój narzeczony nalewa mój nałóg. Jak odpija trochę i wciąż stoi bokiem do mnie. Czyżby potrzebował jeszcze chwili?

            Usadowił się obok mnie, na kolejnym stołku. Jakże one są niewygodne. Jak cała reszta domu, zaprojektowane w stylu nowoczesnym. Zimne, metalowe nóżki, w dziwnym wygiętym kształcie, utrzymywały siedzisko z czerwonej skóry. Przynajmniej jakiś kolor pomiędzy bielą, szarością i czernią. A gdzie radosny żółty? Albo ciepłe brązy? Nawet ta odrobina czerwieni nie poprawiała atmosfery w tym domu. Zimny, nieprzyjemny klimat. To także będzie trzeba zmienić.

 - Prawie nic nie pamiętam z przeszłości i wiele spraw jest dla mnie wciąż niejasnych. Na przykład, jakim cudem moje dłonie się zmieniły i wyrządziły ci takie szkody. Albo co to za imię, które wówczas się pojawiło.

 - I o tym chcesz rozmawiać? O tym, że wykrzykujesz imię obcego faceta, gdy jesteś w łóżku ze mną?!

 - Pierre, skrzywdziłeś mnie. Wiesz, że to był pierwszy raz po wypadku i obiecałeś być delikatny. A jednak ukarałeś mnie za coś, na co nie miałam wpływu. — nabrałam powietrza, próbując również powstrzymać nadchodzące łzy. — Mówisz mi wiele o diagnozie, o tym, co mówił doktor. A wystarczy jedna chwila i zadajesz mi taki ból. Tak być nie może. Jesteśmy narzeczeństwem i mamy się pobrać. Jak możesz mnie tak traktować? W dodatku nawet nie sprawdziłeś, czy ze mną wszystko w porządku. Krwawiłam, Pierre. To nie jest normalne. — widziałam, jak się spiął.

 - Ale już wszystko dobrze, tak? Wezwę lekarza, by sprawdził, czy wszystko dobrze. Przepraszam, mogliśmy wszystko zniszczyć. Nasze plany o założeniu rodziny...

- Tylko to cię interesuje?! Czy czasem nie uszkodziłeś mnie na tyle, bym ci urodziła dziecko?! Bo jakoś nie widzę, byś o mnie się martwił.

 - Martwię się. Przepraszam... - zerwał się ze stołka i mocno mnie przytulił. Pocałował w głowę. — Tak bardzo cię przepraszam. Zawiodłem cię. Miałem być delikatny, ale tak bardzo straciłem kontrolę nad sobą w tamtym czasie.

 - Dlaczego to imię jest tak dla ciebie ważne? Kim jest ten Arthur i co ci zrobił, że tak bardzo go nienawidzisz?

 - Nie mi. On mi nic nie zrobił. Powinienem raczej być mu wdzięczny.

 - Słucham??

 - On tak bardzo cię zwodził i krzywdził. Byłaś w nim szaleńczo zakochana, a on... on miał narzeczoną, mieli dziecko. Sama rozumiesz. Bardzo cierpiałaś. Tak się poznaliśmy. Uciekłaś od niego, gdy cię to przerosło i spotkałaś mnie. Za to powinienem być mu wdzięczny. — ponownie pocałował mnie w głowę. Była taka szczerość w jego słowach. Co jest prawdą? Obaj mężczyźni, tak zupełnie inni, a mimo to tak mi bliscy. Podjęłam jednak decyzję i teraz musiałam ją wprowadzić w życie. Nie było drogi powrotnej.

T R U C E  - 03 City's TrilogyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz