Rozdział 20

246 25 12
                                    

Pierre, po raz kolejny, zamknął się w swoim gabinecie wraz ze swoją obstawą. Wyraźnie dał do zrozumienia, by mu nikt nie przeszkadzał, poza Jadą, która jakby się pojawiła, może dołączyć do spotkania. Skoro w przeszłości robiliśmy razem interesy, dlaczego teraz jestem odsunięta od wszystkiego? Chyba, że owe interesy nie są przeznaczone dla mojej wiedzy i moich uszu. Może dotyczy to sprawy z Duncanem? David wciąż siedział w celi, nikt go nie odwiedzał, poza Jadą. Muszę przyznać, gdy wychodziła uśmiechnięta i poprawiała ubranie, miałam ochotę zetrzeć jej ten uśmiech z twarzy. Odnosiłam wrażenie, że doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Co robili na dole? Czyżby David był z tych mężczyzn, który nie odpuści żadnej kobiecie?

Odpiłam nieco wody, gdy drzwi wejściowe się otworzyły. Nie zwracałam uwagi, kto wchodzi. Przecież nic tu nie było moją sprawą, prawda? Siedziałam skulona przy oknie balkonowym i jedynie patrzyłam w dal. W oddali słyszałam głosy dwóch mężczyzn. Przechodzili przez korytarz w stronę gabinetu.

- Wiadomo, kiedy przyjedzie?

- Jeszcze nie. Ale to nie skończy się dobrze, jeśli nawiążą współpracę.

- Jeśli do City zawita Borys, Pierre będzie skończony. Wyobrażasz sobie, że będzie musiał go przyjąć u siebie i to pozytywnej atmosferze? – drzwi od gabinetu zostały zamknięte. Nie wiem, kim jest ten cały Borys, ale najwidoczniej Pierre się go obawiał. Kto go ściągnął? Czyżby interesy nie szły w oczekiwanym kierunku?

Oparłam się głową o taflę szkła. Musiałam opowiedzieć o tym wszystkim, co się dzieje. Zamknęłam oczy i skoncentrowałam się nad tą częścią mnie, której tak się obawiałam. Wyrównywałam oddech. Widziałam jednak ciemność wokół siebie. Nie czułam dosłownie niczego. Nicość. Ale gdzieś tam, daleko, powinno coś być. Prawda? Musiałam to znaleźć na nowo. Pierre truł mnie długo. Mieszał w mojej głowie. Musiałam na nowo odkryć siebie. Całą siebie.

Nabrałam głębiej powietrza. Czułam warczenie rosnące mi w gardle. Czułam, jak moje uda zaczynają piec. Metaliczny zapach rozchodził się wokół mnie. Pachniał smakowicie. Czułam własny język oblizujące spierzchnięte wargi. Chciałam posmakować. Coś było wokół mnie, za tą całą ciemnością.

Obróciłam się czując delikatny wiatr. Zobaczyłam jakieś światło. Migoczące w oddali, jakby zasłonięte. Wyciągnęłam dłoń i poczułam pod palcami liście. Otworzyłam oczy widząc przed sobą gęsty las. Moja dłoń nie przypominała wcale ludzkiej kończyny. Moje krótkie paznokcie teraz stały się czarnymi pazurami, wręcz szponami. Przez rękę przebiegały grube żyły, pulsujące, w tym świetle wyglądające jak czarne małe węże pod skórą. Szłam w kierunku światła.

Skała. Wystarczył krok w stronę drzew, by nagle obraz zmienił się w półkę skalną. Obróciłam się wokół własnej osi. Po jednej stronie miałam wodę, bijące mocno fale o brzeg. Wychyliłam się widząc jedynie czarną otchłań. Po drugiej mojej stronie były drzewa. Ale to, co było w tym wszystkim niezwykłe, była pulsująca złota nić nad moją głową. Czułam, że ją znam. Wydawała się piękna i moja. Obawiałam się jej jednak dotknąć – wyglądała tak, jakby zaraz miała się urwać. A mimo to wiedziałam, że poznając ją, będę w pełni sobą. Jak gdyby teraz brakowało mi drugiej połowy mojej duszy. Patrzyłam wokół siebie wiedząc, że muszę wybrać kierunek – nieznana otchłań z bulgoczącą wodą, czy bezpieczne przejście między drzewami. Przyciągało mnie w obie strony, a mimo to pozostawałam na tej półce skalnej chcąc wszystkiego, nie ryzykując zupełnie nic.

Wyciągnęłam rękę, ale złota nić uciekała przed moimi palcami. Im bliżej jednak niej byłam, czułam piżmowy aromat. Podobał mi się. Spojrzałam na wodę, ale nie potrafiłam zmusić się, by skoczyć. Czy byłam gotowa na to, co znajdowało się w głębinach? Odwróciłam się i poszłam szybkim krokiem w stronę drzew.

T R U C E  - 03 City's TrilogyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz