Rozdział 10

220 17 0
                                    

Relacje z rodzicami często są ciężkie. Rodzice często chcą dla swoich dzieci jak najlepiej. Bryce nie wspomina swojego dzieciństwa za dobrze. Kłótnie jej rodziców ją wykańczały i nienawidziła tego, że w jej domu cały czas panuje krzyk. Nie czuła miłości ani od strony mamy, ani od strony taty. Jej tata nie dbał ani o Bryce ani o jej mamę. Jej mama była zbyt przejęta zachowaniem jej taty niż tym co się dzieje z Bryce. Ślizgonka wylewała łzy w poduszki, a nikt nie zajrzał do jej pokoju, żeby upewnić się, że wszystko dobrze.

Widziała, że relacja jej rodziców jest ciężka. Pobrali się dlatego, że Ailla zaszła w ciążę. Bryce była przekonana, że Blane nigdy nie kochał Ailly. Bryce nie czuła się w swoim domu jak w domu. Czuła się tam obco. O wiele lepiej czuła się w Hogwarcie, w którym teraz panowała dziwna, mroczna atmosfera, co bardzo niepokoiło dziewczynę.

Bryce od rana czuła, że to nie jej dzień. Chodziła zirytowana i najchętniej zakopała się w łóżko pod stertą koców. Lekcje były dla niej męczarnią. Nic jej nie wychodziło, przez co czuła się głupia. Była wykończona lekcjami. Do dormitorium wrócił wieczorem razem z Brooke i Sarą. Pansy podniosła głowę znad biurka, przy którym pisała i najwyraźniej pisała jakieś wypracowanie.

- Twoja sowa przyniosła ci list na śniadaniu - powiedziała Pansy i wróciła do pisania.

Bryce sięgnęła po list, który leżał na burku. Pieczęć, która zawsze wykorzystała jej mama. Brooke spojrzała na Bryce kontem oka i już widziała zdenerwowanie w oczach przyjaciółki. Brunetka otworzyła list i wyjęła go. Rozwinęła go i od razu rozpoznała staranne pismo swojej mamy.

Kochanie, sama nie wiem jak mam zacząć pisać ten list. Nie chcę cię denerwować w roku szkolnym. Wiem, że masz mnóstwo nauki, a to ci może nie pomóc

Chciałabym, żebyś się zbytnio wszystkim nie przejmowała i denerwowała tym, bo to sprawa między mną, a twoim tatą, a doskonale wiesz jak nie lubimy, kiedy się w to wtrącasz. Ja i twój rata rozstajemy się. Wyprowadziłam się na razie do babci. Nie bój się. Nic mi się nie stało. Doszłam do tego razem z tatą i razem podjęliśmy tą decyzję.

Nie musisz odpisywać na ten list. Skup się na nauce. Musisz mieć doskonałe stopnie, a nie przejmować się nieważnymi rzeczami, bo to jedynie może skutkować pogorszeniem się twoich stopni.

Na święta przyjedziesz do babci, która już nie może się doczekać aż cię zobaczy. Tak jak ja.

Przysyłam uściski, mama.

Bryce roztargała list na pół. Miała ochotę płakać, krzyczeć ile sił w płucach. Jak miała się nie przejmować, jak związek jej rodziców właśnie legł w gruzach, a widocznie jej matka nic sobie z tego nie robi. Wiedziała, że związek jej rodziców nie jest przykładem dobrego związku, pełnego miłości, radości i troski o drugiego człowieka, a raczej przeciwieństwem tego. Bryce czuła ból w sercu. Nawet nie widziała, kiedy wbiła sobie paznokcie w skórę, tworząc krwiste półokręgi w dłoni. Nie panowała nad sobą. Zaczęła przewracać wszystko i rzucać rzeczami.

- Uspokój się - powiedziała Pansy patrząc na nią jakby spadła z księżyca - Wariatka.

Brooke załapała Bryce za ramionami i przytuliła ją do piersi. Bryce zaczęła głośno szlochać opierając głowę na ramieniu przyjaciółki.

Bruce często zdarzały się wybuchy złości, których nie potrafiła kontrolować. Często różne rzeczy zbierały się jej przez cały dzień i jedna mała sprawa mogła doprowadzić do tego, że wybuchała. Rozwód rodziców to jednak nie była mała sprawa. To było coś znacznie poważniejszego. Rodzina się rozwaliła na kawałeczki. Czasem nie czuła się w domu jak u siebie, ale mimo wszystko dom, to dom.

Czuła się koszmarnie. Była zmęczona, a przez całą noc nie spała. Ciągle wycierała łzy, które lały jej się strumieniami po policzkach. Brooke leżała skulona obok niej. Długo próbowała uspokoić przyjaciółkę co jednak nie udawało się jej zbyt dobrze. W końcu Brooke zasnęła w łóżko Bryce.

Na śniadanie Bryce prawie nie tknęła tego co Theo nałożył jej na talerz. Ciągle tłumaczyła się tym, że nie jest głodna. W końcu Nott nie wytrzymał i chwycił Bryce za rękę, ciągnąć ku wyjścia z Wielkiej Sali.

- Theo, gdzie idziemy? - zapytała zmęczonym głosem.

- Do dormitotium. Musisz się położyć i odpocząć - powiedział spokojnie zwalaniając tempa.

- Nie mogę ominąć lekcji - powiedziała.

- Raz ci nie zaszkodzi - powiedział.

Bryce już nic nie odpowiedziała. Weszli do pokoju wspólnego ślizgonów. Theo spojrzał na przyjaciółkę, czując ukłucie w sercu. Pod jej oczami były widoczne sińce, a oczy i nos miała czerwone.

- Położ się, Bryce. Spróbuj się przespać. Poczujesz się lepiej - powiedział Theo - Chodź do mnie, Bryce.

Theo przyciągnął do siebie dziewczynę i zamknął ją w uścisku. Bryce znowu poczuła łzy w oczach. Nie czuła już złości. Pozostał tylko smutek i poczucie winy, że to wszystko przez nią.

Maniery Ślizgona | Draco Malfoy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz